copyright © www.latarnia-morska.eu 2016
Wygląda na to, że Anna Frajlich – nasza poetka od lat mieszkająca w USA – znajduje się w okresie dobrej, „energetycznej” weny. Jest aktywnie obecna w polskim życiu literackim. No i po poprzednim zbiorze pt. Łodzią jestem i przystanią (2013) stosunkowo szybko doczekaliśmy się kolejnego. To zbiór pt. Aby wiatr namalować / Tylko ziemia. Tom ukazał się w serii „koLekcja eleWatora” redagowanej przez Artura D. Liskowackiego. (…) I – jak widać – nawet bociany zza oceanu chcą przysiąść na rodzinnej strzesze. Nawiasem mówiąc: czy mamy jeszcze poezję emigracyjną? Chyba już nie. Kiedyś Frajlich była w tej sytuacji; dziś po prostu mieszka poza Polską – i tyle.
Ten najnowszy tom jest nietypowy. Oba cykle były już wydane w postaci książkowej w Londynie. Aby wiatr namalować ukazał się nad Tamizą w roku 1976, zaś Tylko ziemia w roku 1979. A więc retrospektywa sięgająca w odległy już czas. Czy warta zachodu? Ależ tak, bowiem należy nam się Frajlich-rediviva. Dorobek tej poetki powinien być w całości dostępny w Polsce.
W roku 1982 o twórczości Frajlich Witold Wirpsza pisał: Jest inna jeszcze cecha tej poezji. Ustawiczny rozrachunek z wierną pamięcią o starym kraju. Kraju, którego poetka nie opuściła dobrowolnie. Miałaby zapewne prawo do ostrych słów oburzenia, jeżeli nie nienawiści, to choćby rozgoryczenia. Ale nic z tego; nie wyczuwa się nawet mówienia przez zaciśnięte zęby. Wspomnienia poetki o Polsce, o Warszawie, o Żoliborzu są całkowicie pozbawione żółci, mimo że są intensywne, gęste, związane z życiorysem wewnętrznym; więcej jeszcze: daje się wyczuć w nich łagodną pogodę…
Ech, dzisiaj to wszystko pokrywa się już nowym kurzem, więc teraz, z perspektywy lat, być może każdą twórczość emigracyjną warto czytać od nowa.
Ja szukałem w lekturze tych dwóch cykli przede wszystkim spraw uniwersalnych. Tak, ładnie się one w tych cyklach „ścielą”. To poezja nieprzegadana, obrazowa i dosyć intymna. Zapisująca refleksje, nastroje, pejzaże wewnętrzne… Trzeba pamiętać, że te wiersze były pisane ponad trzydzieści lat temu – wtedy jeszcze nie kształtowała nas żadna nowa fala ani mówienie wprost. Ale nie znajdziemy tu też ewidentnego tradycjonalizmu. Frajlich pisze swoim „interiorem”, swoją wrażliwością, swoim ego.
W Aby wiatr namalować znajdujemy m.in. tytułowy wiersz tego cyklu. Przytaczam go w całości: Jeszcze się kroplą deszczu kładziesz / na mych wargach / jeszcze cię sen pamięta pod ciężką powieką / ale już dróg nie strzegę / poplątałam nici / nie dowiem się jak blisko / jesteś jak daleko / jeszcze się tylko krzykiem Twojej krwi odezwę / nagłym bólem zatrzasnę jak drzwi niedomknięte // aby wiatr namalować – trzeba poznać trzcinę / tak strzelistą wśród ciszy i w czas burzy / – zgiętą.
Proszę zauważyć, ile tu konkretów, które jednak niczego dokładnie nie konkretyzują. Bo Frajlich pisze obrazami, skojarzeniami, pejzażami, nastrojami, aurą. Tu mamy do czynienia bardziej z reakcjami duszy i wyobraźni niż z desygnatami realu. W tych wierszach liczą się doznania i wyobrażenia. Ale one opowiadają rzeczywistość już przetworzoną w doznanie immanentne. Pointa tej trzciny – bardzo piękna. Tak, trzcina umie być i strzelista, i chwiejna. Jednak Pascalowska „trzcina myśląca” kojarzy mi się najmocniej z klimatami tego zbiorku.
Frajlich jest „poetką intymną”, wsobną, refleksyjną „do wewnątrz”. Jeśli do tej pory kojarzyła wam się z „rewolucjonistką” nie wypuszczająca z rąk drzewca flagi 1968 roku, to rozczarujecie się. Uściślijmy: pozytywnie!
Drugi cykl – Tylko ziemia – powstał, przypominam, w trzy lata po tym pierwszym. Widać już tutaj większy „rozrzut” tematów, wspomnień, impresji, ale wciąż Frajlich karmi się (i nas) bardzo osobistym i introwertycznym przeżywaniem życia. Te wiersze są jakby „lżejsze” – chyba prywatność autorki umocniła swoje „prawo do impresji”. Cytuję wiersz pt. „Metamorfozy”: Tam gdzie stałam tam stoję / tylko inna rzeka / obmywa stopy moje / inne w rzece ryby / tam gdzie byłam tam jestem / tam na ciebie czekam / tylko liście opadły / zmatowiały szyby / jestem taka jak byłam / raz szepczę / raz krzyczę / tylko głos się inaczej odbija od ściany…
Widać postępująca prostotę tej dykcji; jej komunikatywność nie stwarza problemów interpretacyjnych, w zasadzie w żaden sposób nie można by określić autorki mianem poetki-doctus. I te inklinację bardzo tu cenie. Frajlich w bardzo komunikatywny sposób opowiada swoje marzenia, oczekiwania, nastroje. Na pewno nie jest „poetką reistyczną” – jest absolutnie „wsobna”. Dlaczego tak się temu dziwię? Ano dlatego, że po tej lekturze musiałem zmienić swoja wiedzę o tej autorce. Do wczoraj – gdybym miał w domu galerię znanych kobiet – powiesiłbym portret Anny Frajlich gdzieś niedaleko Dolores Ibarruri, a teraz raczej przy – dajmy na to – Poświatowskiej.
Ostatnia refleksja powinna postawić pytanie, czy po tylu latach te wiersze się „postarzały”? Hmm, owszem, tu i tam jakbym znajdował i język, i obrazy, które dzisiaj szukałyby dla siebie nieco innego brzmienia. Ale daleki jestem od stwierdzenia, że te wiersze „zwietrzały”. O tym nie ma mowy. Zaś poetka pisała i pisze nadal. Jest kimś ważnym w naszej literaturze. Zaś jej coraz częstsze pojawianie się na naszych półkach to sprawa istotna, bowiem ocalająca pamięć pokolenia ’68 – bardzo, bardzo ważnego w historii po 1956 roku. To były roczniki, które przyniosły nam nową literaturę.
Leszek Żuliński (17.07.2016)
Aby wiatr namalować / Tylko ziemia Anny Frajlich, ISBN 978-83-64403-13-1, wydanie 2 (pierwsze w tej edycji), bezpłatny dodatek do kwartalnika literacko-kulturalnego eleWator nr 16
Aby wiatr namalować / Tylko ziemia Anny Frajlich, ISBN 978-83-64403-14-9, wydanie 3 (drugie w tej edycji)