copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
Kazimierz Koźniewski, Otwarte wrota, Warszawa 1952
Otwarte wrota – to najnowsza książka Koźniewskiego. Niestety, nie mogę pokusić się o dokładne sprecyzowanie, która z kolei w dorobku twórczym młodego pisarza, bo Koźniewski z całą pewnością należy do najpłodniejszych prozaików w Polsce. Na koncie Koźniewskiego dałoby się wyliczyć kilkanaście pozycji książkowych, wydanych w siedmiu latach nie podległości, a bibliografia publikacji w prasie codziennej i periodycznej liczyłaby z pewnością setki pozycji. Gdy się weźmie pod uwagę, jak bardzo pomoc pisarza, pomoc literatury jest potrzebna narodowi budującemu socjalizm, gdy się uwzględni fakt, że jeszcze wielu naszych pisarzy nie grzeszy nadmierną aktywnością pisarską, wypadnie podkreślić znaczenie zapału twórczego Koźniewskiego, który uważa za swój pisarski obowiązek wypowiadać się w ważnych i aktualnych sprawach naszego życia. Stąd wielość form wypowiedzi pisarskich Koźniewskiego. Utalentowany reportażysta uprawia publicystykę, nie gardzi formami dziennikarskimi, ma istotne sukcesy na polu form beletrystycznych. Powieść o młodzieży Piątka z ulicy Barskiej to niewątpliwie najpoważniejsze osiągnięcie w dotychczasowej twórczości Koźniewskiego. Co reprezentuje ostatni tomik jego prozy?
Trzeba na wstępie skwitować uwagi autora w przedmowie na temat przynależności gatunkowej zawartych w tomie utworów. Książka Koźniewskiego – to zbiór opowiadań, w których bogate obserwacje terenowe autora zostały zorganizowane na prawach fikcji literackiej, o czym świadczy w wystarczający sposób beletrystyczna konstrukcja utworów.
Otwarte wrota – to najogólniej mówiąc opowiadania o ludziach, którzy wyrośli, dojrzeli, odzyskali pełne człowieczeństwo dopiero w warunkach Polski Ludowej. Nasuwa się pytanie, zresztą zasadnicze nie tylko dla książki o współczesności, o ile pisarzem kierowała ambicja głębszego i bardziej przekonywającego artystycznie uchwycenia prawdy o ludziach, którzy wyrastają na fali rewolucji społecznej, niż to miało miejsce w dotychczasowej twórczości o tematyce naszego życia w epoce budowy socjalizmu. Temat, jak wiadomo, już dziś nie wystarcza.
Najsłabsze w tomie wydaje mi się opowiadanie Prośba. Koźniewski postawił sobie za zadanie skonfrontować sytuację robotnika racjonalizatora przed wojną i dzisiaj, postanowił nie wpaść przy tym w tani optymizm i dlatego nie usunął wszystkich trudności, jakie przed racjonalizatorem mogą wyniknąć na skutek toczącej się u nas jeszcze walki klasowej. Poza oczywistym wnioskiem, że w warunkach kapitalizmu ani w interesie robotnika nie leżało ulepszanie metod produkcji, ani kapitalista nie był w tym zainteresowany, a w Polsce Ludowej racjonalizatorstwo służy całemu narodowi, czytelnik nic w opowiadaniu nie znajdzie. Poza charakterystycznym dla opowiadania ilustratorstwem, nie widać w nim ani konsekwencji w kreśleniu szkicowych sylwetek bohaterów, ani nawet troski o prawdziwość wykorzystywanych w konstrukcji literackiej elementów rzeczywistości. Niesposób przypuścić, żeby profesor Marciszewski tak gruntownie nawet przez długie lata wojny zapomniał Halucha, z którym łączyły, go miesiące wspólnej pracy i lata codziennych ukłonów. Fałszywość reakcji profesora Marciszewskiego na prośbę studentów o dodatkowe godziny zajęć wytknął trafnie jeden z recenzentów książki Koźniewskiego.
Opowiadanie Analiza jest opowieścią o jednym człowieku, opowieścią utrzymaną w stylu reporterskiej relacji biograficznej. Koźniewski posłużył się tu rzetelnie podpatrzonym materiałem z życia, wykazał dużą wnikliwość w kreśleniu obrazu przemian w świadomości starego tkacza Wojny, kierującego się różnorodnymi pobudkami, nie rzadko bardzo interesownymi, gdy mu przyszło przystąpić do współzawodnictwa. Operując rzetelnym materiałem obserwacyjnym wyzbywa się Koźniewski w dużym stopniu drętwoty stylistycznej. W rzeczowej, bardzo skondensowanej treściowo narracji odautorskiej, wykorzystuje trafnie znajomość realiów proletariackiego życia, a nawet – co u Koźniewskiego szczególnie godne podkreślenia – trafnie zabarwia język kolorytem mowy potocznej („Uspokoił się dopiero po północy, przysięgając, iż za Boga nie przyjmie wezwania do tego wyścigu!”). Daleki od świadomości socjalistycznej, kierujący się najczęściej poczuciem własnego interesu, ale przeobrażający się w ogniu problemów nowego życia Wojno kontynuuje godnie literackie tradycje Plewy. Na nieszczęście zepsuł Koźniewski całość historią z wyżymaczką. Żona Wojny kupuje wyżymaczkę, wyżymaczka psuje się przy pierwszym użyciu, a Wojno ma okazję przekonać się o szkodliwości brakoróbstwa. Historia ta nazbyt przypomina chwyty farsowe, by mogła przekonywająco tłumaczyć zerwanie Wojny z brakoróbstwem. Wykpił się tu Koźniewski przed rozwiązaniem ważnego problemu społecznego. Epizod z wyżymaczką mógłby przy konsekwentnym wygraniu walorów farsowych podpierać realistyczną motywację przeobrażenia Wojny, motywacji tej jednak u Koźniewskiego brak.
Sprawę współzawodnictwa wysuwa Koźniewski także w opowiadaniu Dzień najpiękniejszy. Wydaje mi się jednak, że w odklajstrowywaniu obrazu literackiego narodzin idei współzawodnictwa poszedł Koźniewski za daleko. Interesowność pobudek starego Wojny znajdzie pokrycie w życiu, kształtowanie świadomości socjalistycznej pokolenia wychowanego w warunkach kapitalizmu odbywa się bardzo często metodą kalkulatorską, w postaci Bochotnicy jednak skrzywił moim zdaniem Koźniewski obraz młodego pokolenia. Bochotnica wyszła trochę na głupią gęś, która trafiła do współzawodnictwa, bo dysponuje sprawniejszymi od innych palcami i ma bardzo uświadomionego Romka, który uściski łączy z agitacją indywidualną. Jeśli autorowi chodziło o ukazanie prawdy życia, to trzeba stwierdzić, że prawda wypadła nader płasko. Marzenia Janki o życiu „dla Romka” przekreślają nawet perspektywy głębszego i bardziej świadomego stosunku do życia, autor nie wychował swojej heroiny. Nie bez przyczyny w tym opowiadaniu Koźniewski w sposób bardzo skomplikowany dramatyzuje narrację. Koźniewski w całym tomiku stosuje konwencję „opowiadania ramowego”. Wychodzi od jakiejś konkretnej sytuacji, relacja retrospektywna przygotowuje jej rozwiązanie, podane w zaniknięciu. W Analizie relacja retrospektywna daje konsekwentny, chronologiczny przebieg zdarzeń, w Dniu najpiękniejszym przeszłość Janki Bochotnicy poznajemy zarówno z jej wypracowania egzaminacyjnego, czytanego przez majstra Buczkową, jak z refleksji Buczkowej i komentarzy autorskich. To potrójne widzenie nie pogłębia jednak postaci głównego bohatera.
Znamienne jest również opowiadanie Trzykroć. Wymowną, bardzo typową biografię proletariusza, któremu w Polsce kapitalistycznej władza sanacyjna odebrała nawet dobre imię człowieka pracy, czyniąc go w opinii robotniczej „sypakiem”, a któremu dopiero Polska Ludowa pozwoliła odzyskać godność ludzką i wyzwolić się z nałogu pijaństwa, podaje Koźniewski w formie opowiadania doświadczonego działacza rewolucjonisty. Narrator jest przy tym ukryty, charakteryzuje go sposób patrzenia na życie i styl opowiadania nacechowanego lapidarnością sformułowań, bogactwem i konkretnością faktów. W artystycznym skrócie potrafi Koźniewski zawrzeć prawdą o okrucieństwie czasów ucisku i nadzy. W rzeczowej, opanowanej narracji relacja o stosunkach w sanacyjnym więzieniu nabiera wstrząsającej wymowy. Opowiadanie ma jednak słabe strony. Jan Len odradza się moralnie w nowych warunkach przede wszystkim dzięki partii. Czytelnik chciałby wiedzieć, w jaki sposób z zaszczutego, rozpitego półanalfabety Len stał się uczestnikiem Kongresu Zjednoczeniowego. Ukazanie procesu przeobrażeń Lena byłoby najambitniejszym zadaniem pisarskim. Koźniewski wprowadzając postać narratora rejestruje jedynie rezultaty przeobrażeń Lena z pozycji obserwatora z zewnątrz.
Opowiadania Koźniewskiego mają na ogół charakter konstatacji tego, co się w Polsce już dokonało. Jest to szczególnie wyraźne w opowieściach życiorysowych, a więc głównie w opowiadaniach Analiza, Trzykroć i Dlatego. Analiza autorska skierowana w przeszłość, brak szerszych perspektyw dalszego rozwoju, dalszych przeobrażeń świadomości prezentowanych ludzi – to istotny mankament Otwartych wrót.
Konstatacje stanu przemian wynikają z postawy reportażysty, sygnalizującego przede wszystkim to, co się już dokonało. Niejednokrotnie nie można Koźniewskiemu odmówić odkrywczości tematycznej w tym zakresie. W opowiadaniu Czoło wieku sięga Koźniewski do tak istotnego tematu, jak zagadnienie korespondenta terenowego. Proces dojrzewania korespondenta Przebądy ukazał Koźniewski interesująco w relacji redaktora Wolskiego. Szkoda tylko znów, że Wolski, przemawiający na konferencji korespondentów, referuje zaledwie rezultaty prawidłowo zachodzącego procesu dojrzewania ideologicznego Przebądy. Mimo woli nasuwa się refleksja, że Koźniewski znów uchylił się od ukazania tego procesu od strony Przebądy, od strony jego wewnętrznych doświadczeń.
Niewątpliwie na plus policzyć trzeba Koźniewskiemu troskę o efektowne przekazanie zdobytego przez obserwacje materiału. Fałszywość poglądu, że wystarczy o życiu pisać prawdziwie, by stworzyć literaturę bliską masom ludowym, trzeba stwierdzić przede wszystkim po skutkach. Tylko prawda konkretyzowana na materiale, posiadającym określony walor estetyczny, może znaleźć rezonans społeczny. Prawda nie może być nudna i bezbarwna. Koźniewski stara się, by bohaterowie intrygowali czytelnika. Nawet wtedy, gdy znamy ich tylko od zewnątrz, ich relacjonowane przez autora czy podstawionego narratora perypetie życiowe są nie tylko typowe, ale i ciekawe i o życiu takiego na przykład Jana Lena mógłby z pewnością opowiadać robotnik robotnikowi, wzbudzając niekłamane zainteresowanie. Pisarz powinien to zrobić o wiele lepiej. Nie brak też u Koźniewskiego sytuacji przedstawianych z prawdziwym nerwem pisarskim. Zamykające książkę opowiadanie Drogi to przykład bardzo efektownej koncepcji fabularnej. Były obszarnik niemiecki z poznańskiego przysłany jako szpieg z zachodniej strefy Berlina do strefy należącej do NRD przysłuchuje się wypowiedzi polskiej delegatki, przewodniczącej spółdzielni produkcyjnej, założonej w jego dawnym majątku, kobiety, która była kiedyś jego „dziewką”. Ta efektowna konfrontacja niegdyś pana i sługi pozwala z całą ostrością ukazać ogrom przemian, jakie zaszły w Polsce. Prosta i jakaś bardzo zwykła opowieść Zofii Granat o swym życiu poprzez kontrast nabiera olbrzymiego ciężaru gatunkowego. Losy Zofii Granat stają się symbolem tego, co się u nas dzieje.
Na mielizny, właściwe książce Koźniewskiego, starałem się zwracać uwagę przy analizie poszczególnych opowiadań. Z Koźniewskim to trochę tak jak z jego bohaterem Wojną, rekordy ilościowe osiąga pisarz kosztem jakości. Widać to szczególnie jaskrawo na języku prozy Koźniewskiego. Mimo większej staranności w opracowaniu stylistycznym Otwartych wrót nawet w zestawieniu z Piątką z ulicy Barskiej, książka roi się od błędów językowych typu „sprzed kilkunastu laty” (s. 60), mnóstwo w niej tak charakterystycznego dla Koźniewskiego szokującego przymiotnikowania, wytykanego już zresztą przeze mnie z okazji recenzji z Piątki z ulicy Barskiej („Potężna brama kolosalnej wytwórni”, s. 22. „Wstrząsnął nim niemiły dreszcz strachu”, s. 148) i – jest to złe novum u Koźniewskiego – wprost niezrozumialstwa. Terminy tak dziwaczne jak „frekwentowanie”, „ekstradycja” nie wzbogacają polszczyzny literackiej i z całą pewnością nie są bliskie czytelnikom ze świetlic robotniczych i chłopskich. Życzyć by trzeba Koźniewskiemu przygody z wyżymaczką, zakładając, że wpływ jej będzie taki jak u Wojny.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy