copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
Bogusław Kogut, Na krecim tropie. Opowiadania, Warszawa 1954
Jeśli nie tomik poetycki Dom odzyskany (1953) i wydane ostatnio, choć pisane zdaje się najwcześniej, opowiadania Na krecim tropie, to z pewnością powieść o buntach chłopskich w Rzeszowskiem w latach trzydziestych pt. Zbuntowani (1953) świadczy dostatecznie przekonywająco, że Bogusław Kogut jest jednym z najbardziej obiecujących debiutantów z lat ostatnich. Mani na myśli lata, które nastąpiły po okresie, gdy fale mniej lub więcej nieprzeciętnych debiutów powojennych zakończył Węgiel Ścibora-Rylskiego. Powieść Koguta, choć może sama w sobie nie mogła stanowić rewelacji, wskazywała na nie byle jakie możliwości pisarskie. Owoce dalszej pracy Koguta budzą więc poważne nadzieje. To usprawiedliwia po trosze zainteresowanie ostatnim tomikiem opowiadań, które chociażby z tej racji, że pisane były w roku 1951, nie muszą jeszcze nadziei tych spełniać. Pisać o nich warto dlatego, że i one pozytywnie świadczą o ambicjach i możliwościach autora.
Wiadomo skądinąd (artykuł Koguta Uwagi z marginesu, „Życie Literackie” nr 2, rok 1954), że autor Zbuntowanych nie lubi, gdy krytyka traktuje tylko o jego osiągnięciach rzeczywistych, uchylając się od oceny jego autorskich ambicji. Rażą go na przykład pochwały za to, że w Zbuntowanych udało mu się naszkicować kilka interesujących postaci ludzkich, bo wolałby wiedzieć, czy rozwiązał różnorodne problemy, które postaci te mogą nasunąć na myśl. Zadośćuczynienie życzeniom autorskim, niestety, nie zawsze jest potrzebne. Trzeba by bowiem na przykład przy analizie opowiadania Ucieczka z Klahr rozważyć między innymi arcyskomplikowany problem psychologiczny i moralny, jak może i powinien reagować człowiek kochający w wypadku kalectwa człowieka kochanego, by w rezultacie stwierdzić, że autor nie umiał lub nie chciał w ogóle tym problemem się zajmować. O trafności oceny krytycznej decyduje także wybranie najwłaściwszej dla danego utworu problematyki krytycznej. Przy analizie twórczości Mniszkówny lepiej nie mówić o trwałych wartościach.
To, co się mówi, jest znaczące także w swoim stosunku do tego, czego się nie mówi. Literatura zaś w każdym razie przesądza charakter krytyki. O opowiadaniach Koguta trzeba, niestety, także mówić rzeczy dosyć elementarne.
Opowiadanie Ucieczka z Klahr jest bardzo młodzieńczą próbą pisarską. Warto to stwierdzić, żeby uniknąć nielubianych przez Koguta niedomówień. Nie można powiedzieć (Kogut sobie zresztą tego nie ceni), że w tym opowiadaniu udało się autorowi stworzyć prawdziwą postać bohatera.
Autor zbyt wiele i zbyt chaotycznie mówi o Antku, żeby czytelnik domyślił się w końcu, po co mu to wszystko zostało opowiedziane. Nie wiadomo czemu służy historia dzieciństwa Antka i jego miłości braterskiej, nie wiadomo po co historia Berty von Klahr zajmuje w opowiadaniu tyle miejsca, nie wiadomo wreszcie, w jakim celu autor Hankę oślepił, skoro nie wynika z tego żaden konflikt dla Antka. Całe opowiadanie jest oparte na świetnym, choć nie przez Koguta po raz pierwszy wykorzystanym pomyśle nowelistycznym, którego trzon stanowi historia bolszewika, ginącego po wydostaniu się z rąk faszystów niemieckich od kuli faszystów polskich. Pomysł artystyczny Koguta, by narrację przeprowadzić z punktu widzenia młodego Polaka, Antka, który bolszewikowi zawdzięcza ocalenie, wydaje się być jak najszczęśliwszy. Szkoda tylko, że w .realizacji Koguta z głównego pomysłu powstaje jedynie efektowna pointa dla nieefektownej i w gruncie rzeczy niepotrzebnie rozbudowanej historii Antka.
Kogut, jak świadczy o tym wyżej wspomniany artykuł, jest skłonny lekceważyć zastrzeżenia kompozycyjne, a tymczasem opowiadanie Ucieczka z Klahr wykazuje dowodnie, że nieumiejętność komponowania narracji w ramach danego gatunku literackiego powoduje nieuchronną porażkę pisarską.
Oczywiście nie chodzi tu o żaden schemat kompozycyjny. Wyobrażam sobie – traktując rzecz teoretycznie – niemal nieograniczoną ilość możliwych rozwiązań kompozycyjnych przy opracowywaniu takiego pomysłu. Inaczej rzecz opracowałby Maupassant, inaczej Czechów, inaczej Prus, a jeszcze inaczej Iwaszkiewicz, bo każdy z nich inaczej by rozumiał i inaczej widział ludzi, których chciałby przedstawić. Nawet schematyczny ilustrator, który abstrahując od bohaterów i filozoficznych treści tematu chciałby metodą czytankowego obrazka pokazać NSZ-etowca zabijającego bolszewika, mógłby wykombinować sporo rozwiązań kompozycyjnych. Rzecz w tym, że każdy sposób zorganizowania materiału narracyjnego musi być celowy, znaczący i konsekwentny. Z opowiadania Koguta trudno wyczytać jakąkolwiek myśl, porządkującą bogaty i różnorodny materiał narracyjny. Zasada tłumacząca związek wszystkich faktów dotyczących dziejów Antka musiałaby brzmieć: tak różnorodne doświadczenia miał Antek w czasie okupacji. W stosunku do głównego pomysłu, którego wykładnikiem ideowym jest oskarżenie polskiego faszyzmu spod znaku NSZ, jest to zasada zbyt swobodnie sformułowana. W rezultacie opowiadanie Koguta jest raczej brulionowym szkicem powieściowym, z którego można wyczytać, że autor ma chyba wiele do powiedzenia, ale nie potrafi artystycznie zorganizować materiału swych doświadczeń. Jeśli tylko ten ostatni wniosek z lektury pisarskiej nie jest gołosłowny, nie jest także dla początkującego autora niepochlebny.
Ucieczka z Klahr mimo wszystkie swoje braki pozwala domyśleć się różnorodnego materiału obserwacji życiowych autora. Zmysł obserwacyjny Koguta ratuje drugie opowiadanie tarniku Chłopcy z Bazy Transportu, w którym, niestety, także brak prawdziwych bohaterów. Kogutowi dopisują tu talenty obserwacyjne, zdolność podpatrywania z zewnątrz rozmaitych sytuacji międzyludzkich, zawodzi zaś umiejętność analizy motywów ludzkiego postępowania. Pozytywny i główny bohater opowiadania, Bolek Augustyniak, jest pozytywny na zasadzie metafizycznej. Autor z góry zakłada, że idea współzawodnictwa, tak jak niegdyś młodopolskie prainstynkty, jest wewnętrznym motorem jego duszy. A tymczasem – jak wiadomo – idee socjalistycznego stosunku do pracy nie spływają na ludzi sposobem Ducha Świętego i pisarzowi nie wolno tu nic z góry zakładać. O wiele prawdziwsze w opowiadaniu są postacie Zielazka i Kurzyńskiego. Autor pokazał bowiem w sposób realistyczny motywy ich postępowania. Oczywiście błędy Koguta są właściwe całej literaturze schematyczno-ilustratorskiej, która z zasady zamiast żywych ludzi kreuje demonicznych nosicieli określonych idei socjalizmu. A pozytywnych, bohaterów swego czasu rodzą warunki zewnętrzne i wewnętrzne tęsknoty ludzkie, które badać trzeba z taką materialistyczną przenikliwością, z jaką Tołstoj badał to wszystko, co kształtowało Lewinów, Kareninów czy Bezuchowów.
O wiele dojrzalsze i w tomiku najlepsze jest opowiadanie tytułowe Na krecim tropie. W opowiadaniu tym podoba mi się zresztą nie to, co najprawdopodobniej najwyżej ceni sobie autor. Mam na myśli ideę przewodnią a zarazem więź fabularną opowiadania, eksponowaną wyraziście w tytule. Trudno bowiem przypuścić, żeby Kogut zdołał rzeczywiście nauczyć kogokolwiek wykrywania zamaskowanego wroga klasowego. Zenon Seyda jest zresztą wrogiem ze wszech miar schematycznym, maskującym się i demaskującym w sposób arcynaiwny. Znać na pomyśle autorskim wyraźny ślad tego etapu, gdy co gorliwsi pisarze układali pokaźnych rozmiarów powieści, by w nich ponad wszelką wątpliwość udowodnić, że kułacy są przewrotni i bardzo niebezpieczni. Na szczęście z intrygi Seydy, ważnej dla konstrukcji opowiadania, można by bez większej szkody zrezygnować i pozostałoby wtedy jeśli nie opowiadanie, to w każdym razie ładny fragment prozy. Udało się bowiem Kogutowi, nolens volens trzeba to tak sformułować, stworzyć interesujące portrety ludzkie. Technik Pustułka, kierownik GS, Cynarski, i jego brat, rolnik Marcin, to ludzie rzetelnie podpatrzeni w życiu. Tym pozytywnym bądź co bądź bohaterom nie przypisał Kogut apriorycznie żadnych – z Ducha Świętego rodem – cech socjalistycznej świadomości społecznej. Czyny ich określają bądź właściwości charakterologiczne, bądź w pełni zrozumiałe w ich warunkach życiowych przekonania światopoglądowe. Rzecz charakterystyczna, że w tym opowiadaniu samych bohaterów obdarza Kogut poczuciem prawdy wewnętrznej, pozwalającej na wyeliminowanie z własnej praktyki życiowej dętej frazeologii. Gdy Pustułka, przejęty borykaniem się i zmartwieniami w pracy Cynarskiego, stwierdza niespodziewanie: „Jednak nie odchodzisz stąd z roboty”, reakcja tego ostatniego jest bardzo znamienna.
„Ogorzała twarz Cynarskiego pokryła się maską zawziętości.
– Widzisz, nieraz już się ma tego tyle, że urwij se łeb. I nieraz już myślałem rzucić to. Mógłbym iść do PZGS-u albo nawet i nigdzie. Mam przecież trochę ziemi, wyżyłbym bez zarobkowej roboty. Ale coś człowieka trzyma, bo ja wiem…
– Kochasz pracę…
Zakłopotał się Cynarski, nigdy tak o tym nie myślał: kochał nie kochał, kobietę się kocha, dzieci.
– Ech, mówisz, Władek, jak literat” (s. 111). Jest to jeden z najładniejszych fragmentów tomiku.
Zwłaszcza w ostatnim opowiadaniu znalazłoby się więcej tytułów jeśli nie do sławy, to przynajmniej do pomyślnych horoskopów na przyszłość pisarską Koguta. Kogut obserwuje i rozumie ludzi, jest wrażliwy na odcienie ludzkich uczuć, często uświadamia sobie złożoność motywów ludzkiego postępowania. I są to dla pisarza sprawy bardziej istotne niż umiejętność uchwytywania etapów.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy