copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
RZECZYWISTOŚĆ IWASZKIEWICZA
Jarosław Iwaszkiewicz, Tatarak i inne opowiadania, Warszawa 1960
Pisać o jakimkolwiek utworze Iwaszkiewicza nie jest łatwo. Iwaszkiewicz nie .podsuwa bowiem komentarza do swoich obrazów świata, nie sugeruje jego znaczeń. Tę właściwość pisarstwa Iwaszkiewicza dostrzegł zresztą pierwszy Tadeusz Breza przy okazji Młyna nad Utratą a więc przy okazji utworu, którego sens intelektualny leży bardziej na wierzchu niż w jakimkolwiek innym, dziele tego pisarza. Materia przedstawieniowa Młyna nad Utratą jest w głównych swoich składnikach natury przede wszystkim intelektualnej. To u Iwaszkiewicza rzadkość, jeśli nie wprost niezwykłość. Tego jest jak najmniej w innych utworach. W opowiadaniach tomu Tatarak nie ma prawie wcale. Jest to książeczka najprostsza z prostych. Dlatego taka zdradliwa, niemal w tej swej prostocie perwersyjna. Nie ma w niej nic z wymądrzania się, intelektualizowania, komentowania zjawisk. Więcej jeszcze, nie ma w niej nic z dramatyzowania, fabulizowania zdarzeń, które są tak zwykłe, tak powszednie, tak naturalne, że człowiek najpierw się dziwi, iż w ogóle stały się przedmiotem opowiadań.
Bo o czym tu się opowiada? O wszystkim, co tak zwyczajne, że aż nie dostrzegane. Był sobie ojciec i był syn, który się kochał w dziewczynie. To normalna ekspozycja opowieści, to normalny początek. Po tym nie następują jednak żadne wydarzenia, żadna historia, którą by się miało komukolwiek opowiadać. Ojciec zwyczajnie pracuje, syn zwyczajnie się kocha i równie zwyczajnie kładzie się z dziewczyną do łóżka, i to wszystko. To opowiadanie Dziewczyna i gołębie. Autor jako kilkunastoletni chłopiec wyjeżdża z matką z Ukrainy do Warszawy. W drodze spędza zwyczajny letni dzień u krewnych i wszystko. To opowiadanie Dzień sierpniowy. Opowiadanie szwajcarskie zawiera absolutnie uzwyczajnioną romantyczną scenerię pejzażu szwajcarskiego, występuje w nim para starych ludzi i żołnierz polski, który umiera na gruźlicę. W opowiadaniu Jadwinia (Dzień kwietniowy) zapracowany ojciec spędza dzień z chorą na cukrzycę córką, w opowiadaniu Wiewiórka narrator zapisuje jedną obserwację na cmentarzu, w opowiadaniu Dzień listopadowy matka aktorka składa imieninową wizytę synowi leśnikowi. Jedynie opowiadanie Tatarak dotyczy wydarzenia bardziej niecodziennego, choć także dałoby się je zamknąć w gazetowej kronice wypadków. Dwudziestopięcioletni chłopak utopił się w czasie kąpieli. Zachowanie pani doktorowej przy ciele topielca mogłoby być dla kogoś ekscytujące, ale nie należy znów przesadzać z tą naszą nieznajomością bardziej skomplikowanych form obcowania wzajemnego. Nawet Kazimierz Brandys walczy tylko ze snobizmami światopoglądowymi, nie ma natomiast nic przeciwko różnym choćby i międzynarodowym formom cywilizacji. Słowem, świat najnowszych opowiadań Iwaszkiewicza to świat absolutnie doskonałej powszedniości – powszedniości ludzkich dni i nocy, wschodów i zachodów słońca, narodzin i śmierci życia.
Wymieniłem równorzędnie szereg zjawisk najbardziej elementarnych, ale przeciwstawnych, w swojej istocie sprzecznych, choć współistniejących w doskonałej, a nawet koniecznej harmonii. Można by wiać mówić o wcale naturalnym przezwyciężeniu sprzeczności jako nadrzędnej zasadzie bytu. Zasada ta obowiązuje niezależnie od ludzkiej woli, dzięki niej realizuje się porządek doskonały według klasycznego ideału skończoności, równowagi i przyrodzonych, nieuchronnych proporcji. W tym porządku nic się nie da ulepszyć ani skorygować, w tym porządku nic w ogóle nie można zmienić. Nie istnieje nawet żadna potrzeba zmiany, ponieważ to, co doskonałe, nie może być doskonalsze. Tylko poprzez nieuchronność narodzin i śmierci realizuje się ostateczna harmonia. Należy tylko uznać tę nieuchronność, dostrzec jej funkcjonowanie, poddać się jej rozstrzygnięciom. Wydaje się, że Iwaszkiewicz taki właśnie stan osiągnął. Osiągnął więc to, co w tak węzłowych utworach, jak Bitwa na równinie Sedgemoor i Matka Joanna od Aniołów było zaledwie postulatem, zaledwie propozycją uniknięcia konfliktów.
Ten wykład Iwaszkiewiczowskiej filozofii wymaga jednak pewnych dodatkowych wyjaśnień. Nie należy w żadnym razie kojarzyć tej filozofii ze sklerotycznymi pomysłami wielkiego filozofa niemieckiego, który doszedł pod koniec życia do wniosku, że wszystko, co istnieje, jest doskonałe. Iwaszkiewicz sformułowałby rzecz całkiem inaczej. Wszystko jest doskonałe nie dlatego, że istnieje, ale dlatego, że musi przestać istnieć. Dopiero śmierć czyni wszystkie kształty skończonymi i przez to doskonałymi. To dopiero pozwala zrozumieć opowiadanie Tatarak i ów zdumiewający opis ciała Bogusia:
„I oto nad jeziorkiem zapanowała śmiertelna cisza, której nie mąciły okrzyki oddalających się chłopców. Ciało Bogusia leżało na piasku obok pęków tataraku, tak jak je porzucili wartownicy. Ramiona miał rozrzucone na krzyż i na włosach pod pachami błyszczały okrągłe, zielonawe krople. Otwarte oczy nie patrzyły i były martwe jak u starożytnych posągów. Z rozdziawionych ust wyciekał wąski strumień wody czy śluzu.
Pani Marta siedząc w kucki w pobliżu ciała przypatrywała mu się z napięciem, jakby na wieki chciała zawrzeć w oczach zarysy nieprawdopodobnej piękności. Cała postać topielca powlekała się jakby celofanem obcości i sztywności, ciało to z minuty na minutę przestawało być człowiekiem”. I dalej: „Skóra topielca szybko wysychała, choć słońce zniżyło się już ku zachodowi. Poczuła pod palcami coś zimnego, jak gdyby marmur. Ściągnięte mięśnie wypinały skórę. Każda linia przeprowadzona po tych wypukłościach była skończenie piękna” (s. 185-136).
Ten opis jest kluczem filozoficznym i estetycznym do nowego Iwaszkiewicza. W tym opisie nabrało maksymalnej wyrazistości to wszystko, co tkwi u podstaw jego najnowszej twórczości nowelistycznej. Piękno dnia sierpniowego osiągnęło swoją pełnię, ponieważ kontemplujący je chłopiec po raz pierwszy odczuł nieuchronność końca i utraty. U innych bohaterów opowiadań Iwaszkiewicza można mówić nie o przeczuciu końca wszystkiego, ale o absolutnej w tym względzie pewności, o pełnej wiedzy, która pozwala mądrze smakować wszelkie dobra żywota, zwłaszcza te najprostsze, najniewątpliwsze, najbardziej elementarne.
Oto co mówi narrator w Opowiadaniu szwajcarskim: „Kiedyśmy tutaj siedzieli przez dwa lata przed wojną, tośmy sobie, nic nie mając lepszego do roboty – rozmyślali trochę. Bo ostatecznie jak długo można czytać głośno Szekspira albo grać Chopina? Można bardzo długo – ale wreszcie nadchodzi koniec, ma się tego dosyć, chciałoby się czego innego. No więc się czyta głośno Agatę Christie i nastawia płyty z Edith Piaff… aż kiedy i to obrzydnie, to się czyta Heinego i słucha, jak Elisabeth Schwarzkopf śpiewa Schuberta i Schumanna. I potem znowu wszystko od początku. Ale ostatecznie człowiek się nasłuchał tych pięknych rzeczy, do syta, napatrzył na ten nie prawdopodobny pejzaż i już wiedział, jak wygląda droga na Simplon i dolina Rodanu o każdej porze dnia i nocy, .o każdej porze roku, co prawda nigdy one nie wyglądają jednakowo, zawsze inaczej, ale już mniej więcej człowiek wiedział, jak wyglądają, napracował się w winnicy, nazbierał czarnych czereśni na kirsch, pokręcił się po piwnicy, narąbał drzew (…) no i naspał się człowiek, a potem przyszedł okres bezsenności i nocnych rozmyślań. Jak pan wie z własnego doświadczenia, takie nocne rozmyślania nigdy do niczego dobrego nie doprowadziły. Wobec tego zaczęły się wspomnienia”… (s. 108-109).
A oto gdzie szuka się u Iwaszkiewicza źródeł radości:
„– Ciekawy jestem – powiedział Karol – dlaczego najweselsza praca rolna to młocka?
– Chyba dlatego, że ostatnia – odpowiedziała pani Starska – potem już odpoczynek” (s. 249).
Z perspektywy końca ocenia się u Iwaszkiewicza początek i pełnię zjawisk. Z tej perspektywy widzi się dopiero ich sens i urodę, rzeczywiste i ostateczne kształty rzeczy. Bez tego wszystko jest nieokreślone, niezdefiniowane, w ogóle nierzeczywiste. To, co rzeczywiste, musi być wydobyte z tego, co urojone, zmyślone, zniekształcone w odczuciach. Rzeczywista jest materialna i zmysłowa strona zjawisk i rzeczy. Rzeczywiste jest, to, co zastygłe w ostatecznym, niezmiennym kształcie, co skończone, dokonane i zamknięte.
Dla większości pisarzy dzisiejszych najbardziej rzeczywista jest ludzka świadomość, jej wykrystalizowane i autentyczne treści. Dla niektórych taką rzeczywistością niewątpliwą są ludzkie namiętności. Dla innych wyabstrahowane idee. To wszystko nie liczy się u Iwaszkiewicza. U autora Sławy i chwały nie liczy się prawie wcale, u autora Tataraku nie liczy się absolutnie. U niego ważne jest jedynie to, co ma kształt, barwę i ciężar, co jest materialne, zmysłowe, ucieleśnione. Leśnik Karol w Dniu listopadowym dlatego tak silnie odczuwa pustkę i przegraną swego życia, że nic z tego, do czego się brał, nie zrealizowało się w konkretnych, materialnych l zmysłowych efektach i dokonaniach, nie zrealizowało się w namacalności ludzi, rzeczy i faktów. Karol uznaje więc swoją ostateczną klęskę i nierzeczywistość wszystkiego. „To nie życie – to sen. Rozumie mama? Ciężki sen. A jak się z niego zbudzę, wpadnę w inny sen, I nic tu nie pomoże. Żadne samobójstwo kwestii nie rozwiąże – jak nie wiem, po co żyłem, tak nie wiem, po co umrę. Pomyśl sobie – zwrócił się tu wprost do siebie – masz czterdzieści lat. I co? Taedium vitae – i to od dawna, od młodości, od czasów okupacji, małżeństwa, wszystkiego. Chciałem się brać do wielu rzeczy, nawet do samodzielnego myślenia. Ale nic nie wychodzi, nie mam do tego zdolności” (s. 254).
Matka nawet była dla niego nierzeczywista, ponieważ był pozbawiony bezpośredniego z nią obcowania, ponieważ była kimś obcym, kimś dalekim, kimś nie dla niego. W rozmowie między nimi manifestuje się cała ich wzajemna obcość, wszystko najgorsze pomiędzy matką a synem zostało w tej rozmowie sformułowane i wypowiedziane. Realność tej obcości odczuwa jednak Karol dopiero wtedy, gdy traci cały zmysłowy kształt matki, gdy matka odjeżdża. „Ale Karol stał za wrotami, dopóki było choć trochę widać odjeżdżający wehikuł. Miał uczucie, że jakieś włókna jego istoty przywiązane są do kół i że odjeżdżający wózek z dwiema kobietami wyciąga z niego resztki życia” (s. 258).
Napisałem niedawno w związku z Weselem pana Balzaca, że Iwaszkiewiczowski Balzac chce ratować już tylko pozory związku z panią Hańską, zdając sobie sprawę, że nie wchodzą tu w rachubę żadne autentyczne uczuciowe związki. Słowo „pozory” zostało przeze mnie użyte wbrew filozofii samego Iwaszkiewicza. Według niego nie są to pozory, a jedyna, najprawdziwsza rzeczywistość. Rzeczywistość człowieka to jego materialna konkretność, jego kształt, jego cielesność. To jest najważniejsze, to jest jedynie ważne. W zakończeniu opowiadania Tatarak nie chodzi o żaden ekscytujący podtekst erotyczny, chodzi o rzecz dla nowego Iwaszkiewicza najistotniejszą, chodzi o bałwochwalczy hołd złożony ludzkiemu ciału, całej materialności życia, całej zmysłowości świata i natury. Swoją drogą Iwaszkiewicz to człowiek i pisarz bardziej zdumiewający dziś niż kiedykolwiek.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy