copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
BYRON
Juliusz Żuławski, Byron nieupozowany, Warszawa 1964
Jarosław Iwaszkiewicz wyraził niedawno żal, że w książce biograficznej o Byronie Juliusz Żuławski nazbyt oszczędnie posługuje się własnym komentarzem do kompilowanych tekstów Byrona. Tak jest rzeczywiście i można by mieć do Żuławskiego żal, gdyby nie istniało ważne usprawiedliwienie takiego postępowania. Tłumaczę to postępowanie nawet nie ogólnymi założeniami serii wydawniczej „Dudzie Żywi” (niektórzy autorzy wyłamywali się. z tych założeń tak szczęśliwie, jak na przykład Maria Szypowska w swojej znakomitej książce o Konopnickiej), lecz indywidualnym wyczuciem Żuławskiego, że nawet najlepszy komentarz nie powie o Byronie więcej, niż mówi genialna proza tego pisarza. Polscy romantycy przeżyli jak nigdzie na świecie poezję Byrona, nam powinno przypaść w udziale przeżycie jego prozy.
W pierwszej polskiej edycji Listów i pamiętników Byrona (1960) widziałem niesłychanie doniosłe wydarzenie literackie i niestety wydarzenie to przeszło bez większego echa. Jest to jeden z jaskrawych przykładów na to, jak szkolna edukacja literacka zabija literacką wrażliwość i zniechęca do pisarzy, których się w szkole poznaje. Szkolna lektura poezji Byrona zabiła nawet ciekawość najefektowniejszej legendy romantycznego człowieka, bo przecież wystarczyłaby odrobina takiej ciekawości, żeby sięgnąć po lekturę Listów i pamiętników nawet wtedy, gdy się nie wie, czy te Listy i pamiętniki mają samoistną literacką wartość.
W taki właśnie sposób przeżyłem przed pięcioma laty prawdziwe olśnienie prozą Byrona. Nieufna chęć sprawdzenia legendy i w jej rezultacie tym razem już własne zafascynowanie człowiekiem i pisarzem. Zafascynowanie na wskroś współczesne, bo Byron odarty z romantycznej legendy stał się tak samo bliski, jak Albert Camus, a może nawet o wiele bardziej bliski. Byrona porównywano z geniuszami wszystkich czasów i choć on bardzo się z tego powodu pieklił, to jednak mógł się do wszystkiego przyzwyczaić, więc i żadne współczesne porównania nie powinny zakłócać jego wiecznego spokoju. Camusa łączy z Bycronem podobnie wyolbrzymione poczucie niezależności moralnej. Że u Camusa było ono wyłącznie platoniczne i literackie, to już nie wina Camusa. Byron mógł jeszcze praktykować swoją niezależność moralną. I to jak praktykować!
Inna sprawa, że i na swój czas był dzieckiem szczęścia albo ulubieńcem bogów. Włącznie ze swoją przedwczesną śmiercią, którą przeczuwał i którą prowokował. Był wspaniały we wszystkim. Musiał umrzeć młodo, bo tak umierają zawsze owe ludzkie bożyszcza, które zrodzić może każdy czas, nawet najgorszy. Byron jako osobowość byłby bożyszczem także w każdym innym czasie. Może tylko ujawniłby się za pośrednictwem czego innego niż poezja. W epoce romantyzmu musiała to być poezja. I wcale nie dziwi fakt, że ta poezja nie była najważniejsza i nie okazała się czymś trwałym. Któż by chciał twierdzić, że u Jamesa Deana na przykład najważniejsze było aktorstwo. Współcześnie z Deanem żyło tysiąc znakomitszych aktorów, tak jak współcześnie z Byronem żyło tysiąc znakomitszych poetów. Byron nie stawiał wcale na swoją poezję. Nie mógł stawiać, bo był czymś więcej niż najznakomitszym poetą. Gdyby jedynym utrwalonym śladem jego istnienia pozostała poezja, nie rozumielibyśmy dziś jego legendy. Nie rozumielibyśmy jej także na podstawie wszystkich postronnych świadectw historycznych. Byron byłby dla nas tylko niezrozumiałą pomyłką współczesnych. Na szczęście przynajmniej w części ocalała proza Byrona, właśnie owe Listy i pamiętniki. Proza Byrona okazała się trwałym wyjaśnieniem jego legendy. Wyjaśnieniem dzisiaj jedynym i w pełni przekonywającym.
Oto dlaczego nie mam pretensji do Juliusza Żuławskiego, że swoją biografię Byrona zmontował z jego własnych tekstów. Tak właśnie w tym wypadku należało postąpić. Ta biografia, a w każdym razie biografia tego typu w ogóle nie byłaby potrzebna, gdyby Listy i pamiętniki nie przeszły bez echa. Po Listach i pamiętnikach w wyborze powinna być oczekiwana pełna polska edycja wszystkiego, co z tego .zakresu spuścizny pisarskiej Byrona zachowało się do naszych czasów. Ponieważ tak się nie stało, należy podziwiać przemyślność Żuławskiego, że to, co najważniejsze z prozy Byrona, podsunął polskiemu czytelnikowi w formie nie przypominającej historycznoliterackiej lektury. Może Byron nieupozowany (ten tytuł jest trudny do wybaczenia) zwróci wreszcie uwagę na zadziwiające zjawisko prozy Byrona.
Czytając książkę Żuławskiego, czytałem niejako i po raz drugi Listy i pamiętniki Byrona i weryfikowałem tym samym swoje wrażenia z lektury sprzed pięciu lat. Czytałem to z takim samym, a może nawet większym zachwytem i zachwyt taki nie zdarza mi się przy lada okazji. Najlepsze tradycje angielskiej prozy, cała niezrównana kultura literacka Byrona, jego szatańska inteligencja objawiają się w lada liście do wydawcy, w lada zapisku z dziennika. Ba, w urzędowym liście do brytyjskiego konsula. Człowiek, który na szalę sprawy greckiej rzucił swoje życie i cały swój majątek (nie tracąc przy tym piekielnie trzeźwego rozeznania), pisze taki oto list do konsula w sprawie jeńców tureckich:
„Panie
Jednym z zasadniczych celów niego przybycia do Grecji było złagodzenie, jeśli podobna, nieszczęść właściwych wojnie tak okrutnej, jak obecna. Gdy idzie o nakazy ludzkości, nie znani różnic pomiędzy Turkami a Grekami. Wystarczy, że ci, którym potrzeba pomocy, są ludźmi, ażeby mieli prawo spodziewać się litości i ochrony od najlichszego nawet człowieka przypisującego sobie uczucia humanitarne. Zastałem (tutaj dwudziestu czterech Turków, w tym kobiety i dzieci, którzy od dawna cierpieli niedolę, pozbawieni pomocy i pociechy, jakie daje kraj ojczysty. Rząd przekazał ich mnie, ja zaś odsyłani ich do Prevezy, dokąd pragnę się udać. Mam nadzieję, że Pan nie będziesz miał nic przeciwko temu, ażeby postarać się umieścić ich w miejscu bezpiecznym i sprawić, by gubernator Pańskiego miasta zgodził się ten podarek mój przyjąć. Najlepszą nagrodą, jakiej .spodziewać się mogę, byłaby wiadomość, że ottomańskich dowódców takimi samymi natchnąłem uczuciami do tych nieszczęśliwych Greków, którzy mogą teraz wpaść w ich ręce”.
To pisze człowiek, który nie krył swojej pogardy dla ludzi, nazywając ich najchętniej „nieszczęśliwymi hultajami”. To pisze ktoś, kto nie bez powodów był posądzany o najgorsze myśli i uczucia, kto sam najbardziej z wszystkiego nienawidził własnej ojczyzny i lekceważył wszelkie obiegowe normy moralne. Nawet nie podejrzewałem, że bądź co bądź w urzędowym piśmie może kryć się taki dramatyzm i tyle złożonej ludzkiej treści.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy