copyright © „Twórczość” & ks. Andrzej Luter
KAZANIE NA MSZY ZA ZMARŁEGO PRZYJACIELA
Jest 21 czerwca 2012 roku, minęła właśnie godzina 10.00. Telefon ze szpitala na Płockiej w Warszawie. Pielęgniarka, zapewne dyżurna, informuje mnie, że „Pan Henryk Bereza – niestety – zmarł dziś rano”. Trzeba zatem zaraz zacząć formalności pogrzebowe, ale najpierw zawiadomić jego przyjaciół. I wtedy pomyślałem sobie, że właśnie słowo „przyjaźń” najbardziej przystaje do Henryka i że o przyjaźni będę mówił w czasie mszy pogrzebowej, ale przedtem przeczytam zebranym w kościele jedenasty rozdział ewangelii według św. Jana, a więc ten o przyjaźni Jezusa i Łazarza.
A gdy Maria, siostra Łazarza, przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”. Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: „Gdzieście go położyli?”. Odpowiedzieli Mu: „Panie, chodź i zobacz!”. Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: „Oto jak go miłował!” Niektórzy z nich powiedzieli: „Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?”. A Jezus ponownie, okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: „Usuńcie kamień!”. Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: „Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie”. Jezus rzekł do niej: „Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?”. Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: „Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty mnie posłał”. To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”. I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić!”. Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego (J 11,32-45).
Henryk był przyjacielem literatury i pisarzy, całe swoje „życioczytanie” poświęcił sztuce i drugiemu człowiekowi, a jeśli zobaczył w nim talent literacki, był wierny do końca.
Stoimy wobec tajemnicy śmierci, żegnając przyjaciela. Radykalne ogołocenie ze wszystkich pozorów, do którego zmusza śmierć, prowadzi nas do dwóch pytań, głęboko ze sobą powiązanych. Pierwsze dotyczy głębi i prawdy o naszych ludzkich więziach, naszych przyjaźniach. Drugie zaś ma wymiar eschatologiczny: jaki jest sens ostateczny naszego ludzkiego życia, które spełnia się w poszukiwaniu i odkrywaniu Bytu Pierwszego i odkrywaniu tamtego świata, zbawienia. Takie pytania zadawał sobie słynny mistyk i filozof, ojciec Marie-Dominique Goutierre. Zdawał sobie sprawę, że poszukiwania ludzkie są chaotyczne, pełne załamań i upadków, że życie człowieka to ciągłe „omsknięcia” (Henryk bardzo lubił to słowo). Ciągle czynimy coś za późno albo też czynimy zło, którego nie chcemy czynić, a nie dobro, którego pragniemy. Śmierć przyjaciela zatrzymuje nas, choćby na chwilę, bo jego śmierć jest w pewien sposób naszą śmiercią, każdego z nas. Przerywa ona bezpowrotnie rozwój naszej przyjaźni. Odpowiedzi na pytania francuskiego mistyka mają dla nas fundamentalne znaczenie. Pewnego dnia i ja stanę wobec śmierci. Jak ją wtedy przeżyję? Czy powrócę do niebytu, czy też będzie ona przejściem, paschą, do innego świata? Ale jakiego świata?
Otaczamy dzisiaj religijnym szacunkiem zmarłego Henryka. Istnieje bowiem silna więź pomiędzy przyjaźnią, śmiercią i sacrum. Przyjaźń, czyli miłość braterska, „zakorzeniona we wspólnocie natury pomiędzy ludźmi, jest źródłem komunii, która sprawia, że ludzie są związani ze sobą aż do śmierci”. Henryk, który pisał, że ludziom tak naprawdę udała się tylko sztuka, był związany do śmierci z ludźmi ją tworzącymi. Sam był twórcą. Kochał i był kochany. Jego śmierć, która tak mocno nas dotyka, bo jest to śmierć kogoś, kogo kochamy, jednocześnie łączy nas z osobą przyjaciela w nowy sposób „Czyż nie jest to jedno z pierwszych przeczuć nieśmiertelności?” – pyta samego siebie mistyk francuski. Po śmierci kochanej osoby nie będziemy umieli już żyć, tak jak do tej pory. Owszem, czas goi rany. Jeżeli jednak nie możemy pójść za przyjacielem w jego śmierć, bo mamy przecież żyć, także dla niego, to jednak jakoś „w tajemniczy sposób jesteśmy zjednoczeni z jego osobą w przyjaźni. Tak oto wierność w przyjaźni wciela się ostatecznie w religijny szacunek dla tego, kto umarł”. Los Henryka w śmierci jest także naszym losem, bo łączyła nas przyjaźń. Tym samym zbawienie Henryka dotyczy nas, a jego śmierć – był naszym bratem w człowieczeństwie – jest w jakiś sposób naszą śmiercią. Nie zrozumiemy nigdy do końca jej sensu, wiemy na pewno jedno: przerywa doczesną przyjaźń, a przez to przypomina, że wierność prawdziwych przyjaciół trwa poza granicą śmierci. I to jest właśnie owo jedno z pierwszych przeczuć nieśmiertelności, o którym tak przenikliwie pisał o. Goutierre. Słuchaliśmy przez wiele lat wstrzemięźliwych i delikatnych opowieści Henryka o Marku Hłasce i wiedzieliśmy, że jest to prawdziwa przyjaźń, dla której śmierć doczesna nie miała znaczenia. Ona była żywa i jest żywa, pomimo że obaj umarli. Dlatego jestem szczęśliwy, że stał się cud. Ciało Henryka zostanie pochowane obok grobu Marka. Na Powązkach dwa tygodnie wcześniej uschło drzewo, tuż przy grobie Hłaski. Trzeba było je wyciąć, zrobiło się miejsce dla Henryka. Następny do raju.
Co się zatem stanie z naszą przyjaźnią, kiedy zostanie ona przerwana przez śmierć? Co przeżywa Henryk w nieznanym nam świecie, do którego odszedł? Gdzie on w ogóle jest? Czy odnajdziemy Henryka tam, gdzie nie wiemy, jak jest? Co my będziemy przeżywać poza granicą śmierci?
To tajemnica wiary. Ja wierzę, że spotkał już Marka, Steda, Jarosława Iwaszkiewicza i dwie wielkie damy: Zofię Nałkowską i Hannę Malewską, i wielu innych. I że jest szczęśliwy!
Nie pytajmy zatem, co Bóg chciał nam powiedzieć przez śmierć przyjaciela. Bo jest ona absurdalna jak każda śmierć, sama w sobie nie ma żadnego sensu. A jednak w głębszym wymiarze to ona decyduje o naszym człowieczeństwie. Blaise Pascal pisał: „Ostatni akt jest krwawy, choćby cała sztuka była najpiękniejsza: gruda ziemi na głowę i oto koniec na zawsze”. Ale w innym miejscu dodał: „Rozważajmy śmierć wedle Jezusa Chrystusa, a nie bez Chrystusa. Bez Jezusa Chrystusa śmierć jest przerażająca… W Jezusie Chrystusie jest zgoła inna… Dlatego cierpiał i umarł, by uświęcić śmierć i cierpienia”. Człowiek ma jednak prawo do bólu po śmierci przyjaciela, przecież Henryk mógł jeszcze przychodzić codziennie do „Czytelnika” o tej swojej jedenastej piętnaście. Tak sobie po ludzku myślimy. Bo mamy prawo do niezrozumienia, a nawet do buntu, co nie musi oznaczać braku wiary. Ostatecznie – jak czytaliśmy w perykopie ewangelicznej – nawet Jezus zapłakał nad grobem przyjaciela Łazarza, by za chwilę powiedzieć: „Łazarzu, wyjdź!”. Bo jest Zmartwychwstanie!
Henryk napisał w zbiorze Miary:
Zbawia się mową
celebruje mszę słowa
umiera w trakcie
Dlaczego dopiero po jego śmierci przeczytałem tę wspaniałą myśl religijną, godną największych mistyków? Oczywiście, to jasne: przez lenistwo nie przeczytałem do tej pory tej małej książeczki (w dedykacji Henryk określił to swoje pisanie „zabawą literacką”). Trzeba było śmierci, żeby wszystkie zaległości nadrobić. Czytać Henryka! – oto jeden z przejawów przyjaźni poza granicą śmierci.
ks. Andrzej Luter
Przygotowując kazanie, przeczytałem jeszcze raz (po dłuższej przerwie) refleksje ojca Goutierre’a o przyjaźni, zawarte w książce: Człowiek w obliczu własnej śmierci. Absurd czy zbawienie? (Kraków 2001).
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy