W sprawie gestu, Twórczość 1/1967

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

W SPRAWIE GESTU

Kazimierz Brandys, Dżoker. Wspomnienia z teraźniejszości, Warsza­wa 1966

Wyrażono już o Dżokerze tyle opinii jawnie lub w sposób zakamuflowany negatywnych, że może zakrawać na ekstrawagancję, gdy się zechce powie­dzieć, że Dżoker należy do najlepszych rzeczy, jakie wyszły spod pióra Kazimierza Brandysa. Stosunek tak zwanej krytyki do pisarstwa Brandy­sa to zjawisko jedno z najbardziej oso­bliwych w naszym życiu literackim. Wszystko to, co dziś jest wykorzysty­wane wśród argumentów przeciw Brandysowi, było przez krytykę chwalone ponad wszelką miarę. Jest to przecież pisarz, który co najmniej przez dziesięć lat miewał najlepszą prasę. Gdy za­częto ganić to, za co przedtem chwalo­no, można by się spodziewać, że za­aprobowana zostanie odważna rezygnacja pisarza z dawnych laurów. Wie­my przecież, że pisarze z ogromnym trudem rezygnują z laurów nawet naj­bardziej fałszywych. Wbrew logice re­zygnacja Brandysa nie została jednak przyjęta aplauzem. Wręcz przeciwnie, wzięto mu ją za złe. Wietrzy się w niej jakieś motywy najgorsze. Padają za­rzuty oportunizmu i konformizmu. Ma to być, z braku innego adresu, opor­tunizm i konformizm wobec mody i wobec… świadomości zbiorowej. Ten ostatni adres jako zarzut brzmi zaskakująco, więc się dodaje, że chodzi o świadomość społeczną intelektualistów i intelektualnych snobów. Jakiegokol­wiek wyjaśnienia dla tych argumenta­cji znaleźć nie sposób. Jeśli odrzucić przypuszczenia i podejrzenia o rzeczy całkiem nieładne, pozostaje podejrzenie o irracjonalizm a właściwie o irracjo­nalną zawiść, że istnieje (w tym wy­padku jako pisarz) ktoś, kto powi­nien by nie mieć odwagi istnieć.

Czuję się w prawie w ten sposób pi­sać, ponieważ nigdy nie należałem do piewców Brandysa i dawałem nieraz wyraz swoim różnorodnym oporom wo­bec jego pisarstwa. Nie chwaliłem tego pisarstwa wtedy, kiedy wszyscy chwalili, i byłem nader oszczędny w pochwałach, gdy z pisarstwem tym do­piero w ostatnich łatach zacząłem na­wiązywać kontakt. Także Dżoker nie jest tym, co w literaturze jest mi najbliższe, ale nie przyznałbym sobie prawa wypowiadania się o pisarstwie Brandysa, gdybym zwolnił się od obo­wiązku zrozumienia, czym jest Dżoker dla tego pisarstwa i co ten utwór zna­czy na tle wszystkiego, czego Brandys jako pisarz dokonał. Krytyk ma może prawo wymyślać sobie pisarzy takich, jakich by chciał, ma jednak także obo­wiązek liczyć się trochę z tym, jacy pisarze są i jacy subiektywnie mogą być. Cóż to za zarozumiałość żądać od pisarza, żeby był taki, jaki nie mo­że lub nie chce być. To coś takiego, jak mieć za złe blondynowi, że nie jest brunetem, lub lżyć kogoś z orlim nosem, że nie ma nosa jak Kościuszko. Można oczywiście każdy inny nos niż u Ko­ściuszki uważać za obrzydliwość, ale żądać wobec tego operacji orlich nosów to już przesada i brak jakiegokolwiek poczucia realizmu. W dodatku głęboki fałsz czysto estetyczny. Czasy jednego obowiązującego ideału piękna minęły bardzo, bardzo dawno. Na dobrą spra­wę wszystko pod tym względem skoń­czyło się na greckim nosie.

Nie podważam prawa krytyki do stosowania własnych miar pisarstwa. Prawo to jest bezsporne. Żeby jednak było ono stosowane bez nadużyć, po­trzebny jest dowód, że krytyk dorozumiewa się, jaką swoją własną miarę może i chce spełniać pisarz. Sztuka porównywania miar jest identyczna ze sztuką przekładu. Nie można być tłumaczem, jeśli się zna tylko jeden język. W takim wypadku można być tylko oryginalnym twórcą. Pisarzowi może wystarczyć jeden język i jedna miara literatury. Krytyk musi zaczy­nać od poznania cudzej miary, żeby móc zaproponować swoją.

Miarę Dżokera wyznacza cala wcześ­niejsza twórczość Brandysa a więc kil­kanaście książek, za którymi kryje się wyjątkowo w naszych warunkach rze­telna praca pisarska. Trzeba o tym wiedzieć nawet wtedy, jeśli miałaby to być praca w dużym stopniu na marne. Indywidualne inklinacje pisar­skie i tak zwany duch czasu złożyły się na to, że połowa pisarskiego do­robku Brandysa przynależy do lite­ratury, którą nazwałbym literaturą dla innych w odróżnieniu od literatury, która powstaje jako literatura dla sie­bie i staje się literaturą dla innych w społecznym procesie komunikacji literackiej. Jeśli to komuś dogadza, może w tym rozróżnieniu dostrzec rozróżnienie literatury niezaangażowanej i zaangażowanej w istotnym sen­sie terminu zaangażowanie. Oczywiś­cie literatura dla innych oznacza wte­dy literaturę niezaangażowaną. Pisać dla innych to znaczy nie angażować się całym sobą, lecz posługiwać się spo­łecznie swoją umiejętnością pisania na wymyślony czy rzeczywisty cudzy użytek. Brandys uprawiał przez lat kilkanaście literaturę niezaangażowaną i za nią właśnie był najbardziej chwa­lony przez niezaangażowanych kryty­ków, którzy niezaangażowanie nazywali – rzecz jasna – zaangażowa­niem, ponieważ przy braku zaangażo­wania nic nie stoi na przeszkodzie, żeby słowa znaczyły akurat coś wręcz przeciwnego, niż znaczą.

Odejście od literatury dla innych, czyli od literatury niezaangażowanej, musiało oznaczać dla Brandysa rezy­gnację z fałszywych laurów, decyzja w tej sprawie nie mogła więc być łatwa. Brandys jednak zdobył się na nią. Poza wszystkimi innymi spowo­dowało to trudności czysto literackie. Inaczej pisze się dla innych i inaczej z wewnętrznej potrzeby. Pisałem już o wewnętrznych sprzecznościach Li­stów do pani Z., które początkowo bardziej były listami o adresatce niż o nadawcy. Brandys z natury i z na­wyku wzdragał się przed szczerością, przed pełnym i jawnym zaangażowa­niem pisarskim. Decydujący krok zo­stał zrobiony dopiero w niektórych opowiadaniach Romantyczności, prze­de wszystkim w opowiadaniu Sobie i państwu, które stało się kluczowym utworem Brandysa. Brandys powie­dział w tym utworze, dlaczego się nie angażował, a także, z czym i jak może się angażować. Po raz pierwszy w tym utworze odsłonił Brandys w ca­łości swoją wewnętrzną świadomość. W Sposobie bycia natomiast z takiej świadomości uczynił zjawisko społeczne. W Sposobie bycia podmiotowość splotła się z przedmiotowością, a jest to splot najcharakterystyczniejszy dla dzisiejszej literatury, która nie potra­fi a nawet nie może już być literaturą przedmiotową tak, jak to dawniej by­wało. Skomplikowaną dialektykę podmiotowości i przedmiotowości uczynił Brandys w Dżokerze jednym z przewodnich motywów myślowych. Wyra­ża się to we wzajemnych relacjach wąt­ku narratora i wątku Księcia.

Gdy się chce pognębić Brandysa, pi­sze się o jego zależnościach od nie­których modnych pisarzy europejskich, co jest niekiedy formułowane w spo­sób nader drastyczny. Na szczęście ta­kie czy inne zbieżności czy podobień­stwa poszczególnych sformułowań pisarskich niczego, ale to absolutnie ni­czego, nie dowodzą. Żadna ilość cyta­tów z Brandysa nie może udowodnić jego zależności od Camusa, ponieważ Brandys jest pisarzem opozycyjnym w stosunku do Camusa bardziej niż ktokolwiek inny w najważniejszej sprawie. Camus budował wszystko na in­stynkcie moralnym człowieka, Bran­dys udowadnia od lat każdym zdaniem, że na instynkt moralny liczyć nie mo­żna. Wspominam o tym marginesowo i tylko po to, żeby Dżokera wywieźć w całości z pewnych nurtów i ambicji współczesnej literatury polskiej. Prze­de wszystkim z tego nurtu, który naz­wałem kiedyś polską odmianą antypowieści, zaliczając do niego między innymi powieści Leona Gomolickiego, Andrzeja Kuśniewicza i na pierwszym miejscu Góry nad Czarnym Morzem Wilhelma Macha, któremu szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie odmawiano nic, co rodzime. Jeśli w Dżokerze jest Brandys od kogokolwiek zależny, to jest zależny od Macha, co jest zresztą pięknym pokwitowaniem przyjaźni tych dwóch pisarzy, przy czym – jak wia­domo – Mach uważał zawsze Brandysa za swego mistrza, choć kryło się za tym więcej przyjaźni niż praw­dy.

Do Gór nad Czarnym Morzem odwo­łuje się Brandys w Dżokerze wielokrot­nie, w nader przejrzystych parafra­zach myśli Macha. Przy okazji infor­muję, że świadoma parafraza jest czę­stą u Brandysa figurą stylistyczną i w Dżokerze znajdują się dziesiątki para­fraz najrozmaitszych tekstów najroz­maitszych pisarzy i krytyków polskich. Powinni o tym wiedzieć zwłaszcza cytatolodzy i parodyści. W przeciwnym wypadku można szukać u Camusa te­go, co jest pod ręką u Adolfa Rudnickiego i parodiować Macha w błogim przekonaniu, że się parodiuje Brandy­sa. Całkiem nieprzewidziane korzyści odnosi Brandys z tego, że nie gardzi wieloma przejawami polskiego życia umysłowego i literackiego, że jest w nich wyjątkowo dobrze zorientowany. Bez porównania lepiej niż cytatolodzy i parodyści, dla których taka orientac­ja powinna być zawodowym obowiąz­kiem.

Od Macha przyjął Brandys do wia­domości, że niemożliwy jest zapis li­teracki adekwatny do treści podmio­towych, że niemożliwa jest w litera­turze absolutna szczerość. Brandys doszedł do słusznego wniosku, że po do­świadczeniu Macha nie potrzeba już po raz drugi sprawdzać, w jakim sto­sunku pozostaje możliwość do niemożli­wości. W sytuacji pisarskiej Brandysa ważne było zdobyć się w literaturze na taką szczerość, jaka jest możliwa. Granice szczerości w twórczości Brandysa z ostatnich lat wyznaczała forma listu i eseju. Zrezygnował więc z tych form na rzecz pamiętnikarskiej notatki, na rzecz intymnego diariusza, którą to formę dla celów literackich od lat sto­suje Gombrowicz. Forma wypowiedzi literackiej mniej zobowiązująca nie istnieje i dowiódł tego Mach. Że Bran­dys dojdzie kiedykolwiek do tej ostat­niej z form, trudno było się spodzie­wać. Istniały dostatecznie poważne po­wody, dla których Brandys tak dobrze się czuł w pisarstwie idealnie bezoso­bowym. Bał się swoich treści, nie chciał ich demonstrować, jeśli nie ze względu na cokolwiek innego, to ze względu na dobre maniery. Dla pisar­stwa trzeba jednak rezygnować cza­sem nawet z tego, co się ceni najbar­dziej. Są ludzie, dla których rezygnac­ja z dobrych manier może mieć wa­lor decyzji ostatecznych. Myślę, że Brandys do takich ludzi należy. Bran­dys jako pisarz poczuł się już od pew­nego czasu przyparty do muru. Wy­dobywa z siebie wszystko, co ma do wydobycia. Wydobywa całą swoją złą świadomość, która nie jest tylko jego złą świadomością. Że to nie jest tylko jego zła świadomość, świadczą w ta­kim samym stopniu wyrazy solidarności z jego pisarstwem, jak i sprzeci­wy. Te sprzeciwy są zbyt namiętne, że­by można było przypuszczać, że cho­dzi w nich o cudze treści, które się nie podobają. Nie podobają się rodzaj i ja­kość intelektualizmu Brandysa, ponie­waż jest to intelektualizm, poza który nikt nie wychodzi nawet wtedy, gdy przeżywa akurat pierwsze olśnienie Brzozowskim lub Levi-Straussem. Z takich olśnień nic nie wynika. Brandy­sa one nie muszą obchodzić, Brandys nie nadrabia luk w wykształceniu. Brandys może sobie pozwolić na lek­turę książki o Orzeszkowej i na własną refleksję nad tą lekturą.

Atrakcją literacką Dżokera jest pod­jęcie formy powieści otwartej lub – lepiej powiedzieć – odkrytej w zasto­sowaniu do treści przedmiotowych. Pisarza, który tak długo i tak programowo uprawiał pisarstwo przedmioto­we, ta możliwość musiała szczególnie zainteresować. Brandys postanowił po­kazać w swojej anty powieści pracę wyobraźni nad cudzym losem. Wybrał do tego celu los postaci historycznej o cechach narodowego symbolu. Roz­pracował – żeby rzecz modnie okreś­lić – narodowy archetyp i doszedł – moim zdaniem – do imponującego wy­niku. Odkrył w geście honoru motyw rozpaczy. Nie wyszydził gestu, powiedział tylko, że gest był przymusowy. Jeśli wszechwyzwalający gest uznać za centralny motyw polskiej historii i polskiej literatury, to motyw ten zna­lazł w Brandysie nader przenikliwego interpretatora. W opowiadaniu Sobie i państwu powtórzył Brandys motyw gestu za Gombrowiczem. W Dżokerze gest Księcia nie jest gestem gombrowiczowskim. Do gestu Książę zo­stał zmuszony sytuacją, w której nie było żadnego ludzkiego wyboru. Powiedzieć, że człowiek w przymusowej sytuacji zdobywa się na jedyny ludzki wybór, czy to brzmi optymistycznie, czy nie? Myślę, że jest to akurat to, w co można jeszcze wierzyć bez naiwności, bez blagi i bez złudzeń. Brandysowi udało się obronić motyw naro­dowego gestu tylko dzięki temu, że nie uzasadniał go żadnym fałszywym słowem. W każdej sytuacji pozostaje je­szcze gest rozpaczy, w którym można uznać gest honoru.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content