copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
NIESPODZIANKA
Na odpowiedzialną ocenę maszynopisowego tekstu Bogdana Kamodzińskiego – pod tytułem Powieść – nie potrafię się zdobyć. Czytając to, oczom się nie wierzy, takie tu niewiarygodne pomieszanie wszystkich rzeczy literackich i nieliterackich. Narracją w tym utworze nie rządzą żadne zasady, tu się nie organizuje dezorganizacji, jak u Buczkowskiego, Białoszewskiego, Piotra Wojciechowskiego, Ryszarda Schuberta, tu wszystko robi wrażenie całkowitej spontaniczności zapisu, który układa się w tekst utworu prymitywnego, wyrafinowanego, kiczowatego, znakomitego, w sumie czyta Się to z wypiekami na twarzy, w wypadku lektury przez krytyka muszą to być wypieki bardzo wieloznaczne, bo wszystkiemu, co krytyk może wymyślić na temat, jaka może być literatura, zadaje się tu kłam, muszą to więc być wypieki emocji czytelniczej, zachwytu, zażenowania, zawstydzenia, oburzenia i sprzeciwu, przy czym nie wiadomo, czego więcej, co silniejsze. Takiemu sposobowi pisania trudno się nie sprzeciwiać, a jeszcze trudniej podjąć odpowiedzialność za taki sprzeciw, który mógłby prowadzić do przekreślenia wydawniczych szans tego utworu.
Dopóki się nie wie, kim jest autor, można tu podejrzewać fenomen pisarski w stylu Himilsbacha, tylko Himilsbacha o pokolenie starszego, Himilsbacha z całkowicie innym doświadczeniem społecznym i kulturalnym. Jeśli się zajrzy do czterotomowego Słownika współczesnych pisarzy polskich i przeczyta to, co tam zawiera hasło „Bogdan Kamodziński”, diagnozę taką diabli biorą. Wtedy narzuca się skojarzenie równie natrętne, jak skojarzenie z Himilsbachem, a mianowicie skojarzenie z Piotrem Wojciechowskim.
Utwór Kamodzińskiego fikcję z prozy Wojciechowskiego sprowadza na grunt autentyku międzywojennego, parodię literatury wyższej zamienia w parodię literatury niższej, tylko kto odważy się oddzielić w tym utworze parodię od nieparodii, kto zbada, ile w tym utworze literackiego żartu, ile życiowej prawdy, ile wybornej poezji w prozie, która odrzuciła wszelkie rygory literackiego postępowania, która karmi się samą radością swobodnego, wyzwolonego z wszelkich konwencji, pisania czegoś, co jest i nie jest powieścią. Nawiasem mówiąc, proponowałbym autorowi tytuł Moja powieść. Poza tym nie potrafię niczego innego zaproponować, ponieważ jedno poprawić znaczyłoby chyba w tym utworze drugie zepsuć, nie można proponować jakiejkolwiek reguły, gdy o wartości utworu decyduje całkowite odrzucenie wszelkich reguł.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy