copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ZDARZENIOWOŚĆ
Olbrzymi (pięcioczęściowy) tekst powieści Popielec Włodzimierza Kłaczyńskiego (moja lektura 1979) czyta się tak, jakby się piło bardzo dobry samogon, który udało się wyprodukować komuś, kto się tym nie zajmował, kogo do pędzenia samogonu zmusiła jakaś gwałtowna potrzeba. Jaka to potrzeba, tego się nie wie, ma się tu do czynienia z samym wytworem, wytwórca żadnego śladu po sobie nie zostawił.
W trakcie czytania Popielca zaczęło mi świtać podejrzenie, że autorem powieści może być ktoś, o kim przed laty słyszałem opowiadaną legendę, że gdyby pisał tak, jak opowiada, byłaby to świetna literatura. Przy cudzej pomocy podejrzenie potwierdziło się, parę informacji o autorze odnalazłem w „Regionach”, mówione „gdybanie” przybrało więc postać literackiego faktu.
Czym ten fakt w postaci powieściowej epopei jest w sensie artystycznym, na tym mogą i z pewnością będą sobie łamać głowy poloniści uniwersyteccy. Łatwo sobie wyobrazić spory, czy to jest naturalizm, czy realizm, czy literatura wysoka, czy tylko bardzo udana społeczna powieść popularna.
Wszystkie te bardzo przecież różne i wiele innych jeszcze bardziej różnych kwalifikacji można dziełu Włodzimierza Kłaczyńskiego przypisywać z pełnym przekonaniem, ponieważ autor sam z siebie do niczego przypisać się nie mógł lub nie chciał, ulegając chyba samej potrzebie zwalenia ciężaru doświadczeń społecznych, które przez całe życie w siebie wchłaniał.
Materia doświadczeń społecznych przedostała się tu do utworu literackiego w stanie niemal dziewiczym, nie przekształca się jej w żadną literacką filozofię, nie opatruje się jej żadnym, ani jawnym, ani ukrytym, komentarzem.
Nic lepszego w tym wypadku przytrafić się nie mogło. Czy autor potrafiłby zorganizować swój zapis w duchu określonej filozofii, tego nie wiadomo. Gdyby potrafił, wyniknąłby z tego utwór może nawet wybitniejszy, ale z pewnością taki, jakie mamy. Byłoby to coś w rodzaju może chłopskiego Popiołu i diamentu, może Czarnego potoku, może – to najprawdopodobniejsze – coś w typie Appassionaty Mortona. Czymkolwiek by to było, nie ocalałaby w tym społeczna prawda w stanie tak dziewiczym, jak to się zdarzyło w Popielcu.
Kłaczyński nadał swojej powieści kształt gigantycznej kroniki zdarzeń czasu wojny i powojnia, w zdarzeniach tych uczestniczy cała społeczność wiejska podbieszczadzkiej okolicy, w narracji występują setki postaci, nikt tu nie jest szczególnie narracyjnie uprzywilejowany, uprzywilejowanie wynika jedynie z większej częstotliwości czynnego lub biernego uczestnictwa w zdarzeniach, punkty widzenia w narracji zmieniają się nieustannie, właściwie nie są to indywidualne punkty widzenia, lecz indywidualne udziały w przebiegu zdarzeń, do dusz ludzkich ma się tu dostęp tylko poprzez to, co się ujawnia w działaniu, dotyczy to także postaci w powieści głównych, tę powieść wypełnia w całości akcja, akcja gigantyczna, obejmująca nieskończoność zdarzeń życia ludzkiej zbiorowości w ciągu kilkunastu lat wojny i powojnia.
Jasne jest, że musi to być i jest w przeważającej mierze akcja kryminalna. Wraz z wojną wtargnęło do podbieszczadzkiej okolicy prawo zbrodni (Dymy), bezwzględne prawo wyzwoliło bezwzględność samoobrony (Wianek), działanie bezwzględnych praw przetrwało wojnę (Cesarski Trakt), jego echa odezwą się po latach (epilogowy Podmuch).
Pomijam prologową Bylinę, jest to rodzaj chłopskiej klechdy o okrucieństwie chłopskiego losu, klechda ta niepotrzebnie ujawnia anachroniczną proweniencję literacką wstępnego zamysłu powieści, która w Dymach staje się od razu czymś literacko zupełnie innym.
Jest to zresztą dowód na to, że Włodzimierz Kłaczyński swoją formę „gigantycznego kryminału wojennego” odnalazł dopiero w trakcie pisania Popielca. Według mnie z Byliny trzeba w Popielcu zrezygnować, tetralogia (Dymy, Wianek, Cesarski Trakt i Podmuch) jest utrzymana konsekwentnie w jednym stylu, tylko tę tetralogię da się zinterpretować najkorzystniej dla autora.
„Gigantyczny kryminał wojenny” Kłaczyńskiego dla swej dziewiczej prawdy społecznej może być utworem konkurencyjnym wobec nie byle jakich osiągnięć polskiej prozy. Ci wszyscy, których razi nadmiar poetyckiego piękna w powieściach Tadeusza Nowaka, ci, którym trudność sprawia eksperymentatorstwo narracyjne powieści Leopolda Buczkowskiego, mają szansę w Popielcu Kłaczyńskiego znaleźć akurat to, czego szukają, bez żadnej ujmy dla wybredności literackiej.
Chłopska polszczyzna literacka bliższa jest w Popielcu polszczyźnie Mortona niż polszczyźnie Redlińskiego lub Łozińskiego, jej uroda – przy całkowitej zwyczajności – świeci pierwszym blaskiem. Nieskończony ciąg zdarzeń wojennego życia o wiarygodności absolutnej dla każdego, kto o ostatniej wojnie wie cokolwiek, sprzyja lekturze spontanicznej, za tą zdarzeniowością kryją się jednak same zagadki duszoznawcze, społeczno-moralne, antropologiczne, których nie rozwiąże żaden filozof.
Co sprawiło, ,że dla Franka Nozdra koń stał się ważniejszy niż wszystko na ziemi i na niebie? Jakie piekielne otchłanie zamknęły się w losie Józusia Garstki, wobec którego Maciek Chełmicki jest tylko skrzywdzoną przez życie dzieciną? Co zatrzymało doktora Jasia Hladika wśród swoich, z którymi przeżył to, co przeżył jako wiejski wyrostek, co on rozumie z tego, o czym wie? Także setki postaci epizodycznych Popielca to setki zagadek ludzkich, choć nie ma wśród nich nikogo, kto byłby w czymkolwiek postacią niewiarygodną.
Jest bardzo możliwe, że Popielec jest dziełem literackiego przypadku. Cóż to za niezwykły przypadek.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy