copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
OCZYWISTOŚCI
Relacje między niepisarstwem i pisarstwem, rozumem nabytym i rozumem przyrodzonym są z pewnością inne w powieści Ja mały bóg ziemi (moja lektura maszynopisu 1985) niż w opowiadaniach Biebrzański szał.
Rozum nabyty wyparował z powieści jak kamfora, rozum przyrodzony zawładnął w niej narracją całkowicie, na niepisarstwo nie powinno być w powieści miejsca, widocznie jednak rozum przyrodzony nie decyduje w pisarstwie o wszystkim. Może jest z nim tak, że daje on tylko ogólne rozeznanie, co jest poezją, czy w ogóle literaturą, nie wtrąca się natomiast do rozpoznań szczegółowych, czy tym bardziej do szczegółowych umiejętności.
Przesadnie (nawiązując do charakterystyki wcześniej powstałych opowiadań) nazywam niepisarstwem i nieumiejętnością te właściwości narracyjne powieści Mikołaja Samojlika, które właściwiej i sprawiedliwiej byłoby nazwać artystyczną osobliwością lub szczególnością takiego pisania, jakie się uprawia nie według jakiegokolwiek żurnalu, lecz według suwerennej woli kogoś, kto nie widzi żadnej potrzeby, żeby swoje pisanie do czegokolwiek lub kogokolwiek literacko przymierzać.
Z takiej pisarskiej suwerenności w próbach pisania wynika coś wartościowego najwyżej w jednym przypadku na tysiąc, z tym jednym przypadkiem mamy właśnie do czynienia u Mikołaja Samojlika, którego pisarstwo jest tak samoswoje jak żytni samogon odstały w dębowych beczkach przez wiele lat (piłem coś takiego, wiem, co piszę).
Bratnią duszę mógłby mieć Mikołaj Samojlik w Sokracie Janowiczu, jest on jednak mniej niż Sokrat Janowicz poetą i więcej niż on myślicielem. Właśnie myślicielstwo Samojlika jest, chciałoby się powiedzieć, szalone, ono jest żytnie (choć w narracji większą rolę odgrywa biblijna pszenica), ono jest samogonne we wszystkim, ono dojrzewało w dębowych beczkach zakopanych w ziemi pod lasem, demonstruje je człowiek podobno wykształcony (mam na myśli autora, nie narratora powieści), ale w powieści już wiedzący, że kształcił się jedynie po to, żeby źródło mądrości odkryć w swoim rozumie przyrodzonym.
Ten rozum przyrodzony mówi mu, jeśli go tylko dopuścić do działania i do głosu, że szczęście jest stanem duszy, który nachodzi człowieka i opuszcza go jakiegoś ranka, jakiejś nocy, o jakimś zachodzie słońca, że w życiu ludzkim prawie nie ma linii prostych, są tylko same krzywe, które wyznacza coś jeszcze bardziej nieobliczalnego niż kula bilardowa, że człowiek jest ogniem i wodą jednocześnie, że utożsamia sprzeczności i ustawicznie je stwarza, że narzędziem człowieka skuteczniejszym niż rozum i niż cokolwiek są dwie pięciopalce ręce, dzięki którym w poczuciu pychy może się nazwać małym bogiem, ten rozum może nawet powiedzieć, jeśli go o to zapytać, że sztuka jest opowieścią matki (tu przywołuję narratora powieści) o Żydzie, który zbierał po wsiach puste pudełka od zapałek, zgniatał je, gdy napełnił nimi worek, zakopując w sercu lasu i z dala od ludzi.
Rozumowi przyrodzonemu przypisać można te i każde inne oczywistości, rzecz w tym właśnie, że mądrość, do której prowadzi rozum przyrodzony, jeśli tego się od niego chce, jest każdorazowo oczywistością, chociaż często życie się przeżywa nigdy jej nie oglądając.
Oczywistość odsłoni się lub nie odsłoni spoza wzniesienia drogi i ukaże śmierć na dotknięcie ręki, śmierć, którą się w sobie nosi każdego dnia w którejś części ciała lub w którejś części duszy, nosimy się przecież w rozczłonkowanym ciele z duszą, bez duszy, z duszą rozpołowioną, z duszą rozćwiartowaną, wszystko w nas chce czegoś i tylko przez przypadek może to być jedno i to samo, zwykle chcemy czegoś i nie chcemy, robimy, czego nie chcemy, i nie robimy tego, czego chcemy, władzę nad nami sprawuje wszystko, co jest niby naszą własnością, jesteśmy we władzy świata, który sobie wyobrażamy w sobie i wokół nas.
Rozum przyrodzony kształtuje w toku powieściowej narracji Mikołaja Samojlika wielką górę mądrych oczywistości, o których rzadko wiemy, które jeszcze rzadziej rozumiemy, są to bowiem oczywistości aż szaleńcze, aż niewiarygodne, ale mieszczą się one całkowicie w kompetencjach rozumu przyrodzonego, który władając szaleństwem i niewiarygodnością zna swoje granice i z ogromną ostrożnością mówi o tym, co jest poza nimi: „A może wyłączenie się rozumu ma swój cel? Może tylko ludzie zwyczajni boją się bezrozumia, a mogą tego dostąpić wybrańcy? Jeśli tak, to straszny, straszny musi być ten niepojęty nam cel…”
Granice bezrozumia, które dosięgło jednego z protagonistów powieści Mikołaja Samojlika, należało tak precyzyjnie wyznaczyć, jak to zostało zrobione. Rozum przyrodzony powinien wiedzieć o istnieniu rozumu bezwartościowego, który szaleństwo i niewiarygodność oczywistości przypisze chorobie umysłowej, płaski rozum ma bowiem zawsze pewność, że zdrowie nie gości, gdzie są zawiłości.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy