copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
POTOCZNOŚĆ
Nie przypuszczam, żeby Po bólu (moja lektura maszynopisu 1986 i 1987) miało oznaczać odejście od filozoficznego fundamentu Scen miłosnych, scen miłosnych i Jaśmiornicy, że mianowicie opowiadając siebie, czyli jednego człowieka, można opowiadać cały świat i wszechświat.
Filozoficzna świadomość, że w ludzkim wnętrzu mieści się wszystko co istnieje, nie musi zabijać pokusy sprawdzeń czy świat jest, jak Bóg przykazał, na zewnątrz człowieka, nie sprzyja jednak trwałym powrotom do potocznej świadomości.
Krystyna Sakowicz (kierując się własnymi względami pisarskimi, względem na rozszerzenie pola pisarskich możliwości przede wszystkim) uległa pokusie postudiowania mowy świata zewnętrznego, rozumiejąc mowę świata dosłownie (język słów) i redukując ją do postaci najpowszechniejszej, do gadania, czyli do jej formy pospolitej.
Do usprawiedliwienia takiej pokusy może wystarczyć filozoficzny żart: nie musi być tak, że świat istnieje tylko w moim wnętrzu, w moim „ja transcendentalnym”, skoro z zewnątrz, spoza mnie, dociera do mnie tak dotkliwie nieskończone ludzkie gadanie.
Literacko nie można nie skojarzyć Po bólu z Panną Lilianką Ryszarda Schuberta, skojarzenie takie jest w sposób oczywisty prawomocne i jednocześnie bardzo zawodne. Ryszard Schubert bada w mowie bohaterki utworu szaleńczą, ale dla tekstu literackiego niezwykłą i całkowicie pełnowartościową, mowę świata, Krystyna Sakowicz natomiast bada ludzkie gadanie, czyli w zasadzie pustą formę mowy.
Zapis mowy świata u Schuberta ma na celu różne literackie niepowtarzalności i ich artystyczną atrakcyjność, w swoim zapisie ludzkiej gadaniny Krystyna Sakowicz na nic takiego nie liczy i liczyć nie może. Gadanina, którą się w Po bólu zapisuje, jest na oko sterylna, wyprana z czegokolwiek spoza językowej receptury poprawności, wymaglowana i wyprasowana mechanicznie jak ścierka w zbiorowej pralni.
Używam porównań niewłaściwych w stosunku do społecznego charakteru zapisanej w Po bólu gadaniny, nie jest to gadanina z pralni lub z magla, lecz gadanina z biura, z gabinetu, z laboratorium, z pokoju redakcyjnego, z salonu i z bawialni, czyli gadanina z dyplomem co najmniej magisterskim lub inżynierskim lub z marzenia o nich. Taki język jest z nauki, z nakazu i z czegoś, co półgłówek (trudno, muszę zrezygnować ze słowa baran) uważa za kulturalną nobilitację.
Takim językiem z całkowitą dobrą wiarą piszą i dziś powieści zapiekli wielbiciele wiekopomnego zdania narracji powieściowej „Markiza wyszła z domu o piątej”, taki język karykaturują i parodiują niepoprawni poszukiwacze tysięcy (tak) możliwych postaci nowego literackiego słowa.
Autorce Po bólu parodystyczność językowa nie jest obca, specjalizuje się ona jednak w parodystyczności tak wyrafinowanej i subtelnej, że żaden literacki głąb jej nie dostrzeże.
Narzędziem pisarskiego działania Krystyny Sakowicz jest ironia, której zauważalność – to jest tego narzędzia cecha konstytutywna – podlega celowemu ograniczeniu i nawet utajeniu; dzięki tej właściwości ironii kilku pokoleniom Polaków nic nie przeszkadzało śpiewać w charakterze hymnu narodowego rozkosznego wiersza Ignacego Krasickiego.
Wyborny ekstrakt czy wręcz koncentrat, polskiej kulturalnej gadaniny (nie mylić z pisaniną) czasu kryzysu społecznego i gospodarczego można czytać na wiele sposobów, wyczytując tyle, na ile komu Pan Bóg pozwoli.
Może to być, zwłaszcza w naiwnej lekturze, świadectwo podłego czasu, przy czytaniu z wyobraźnią i wrażliwością doczytać się w tym można zbiorowego, mimowolnego i w gadaninie wyrażanego nieświadomie, egzystencjalnego de profundis, intelektualna przewrotność pozwoli dostrzec w zapisie Krystyny Sakowicz ironię wobec apokalipsy codzienności, która spod pozłotek kulturalności i ucywilizowania odsłania brak jakiejkolwiek kultury, prawdziwa intelektualna przenikliwość umożliwi odkrycie w tekście Po bólu labiryntowej kompozycji zagadek antropologicznych, jakie ustanawia literacki stenogram gadaniny, którą w codziennym odbiorze pozaliterackim puszczamy mimo uszu i poznawczo lekceważymy.
Dla mnie literackie studium języka mówionego w Po bólu dowodzi czegoś, co może podejrzewałem, ale z czego nie zdawałem sobie w pełni sprawy, że mianowicie język całkowicie martwy odzyskuje życie, jeśli się go podda prawom mowy. Mowa łamie sztuczną składnię języka pisanego, odbiera słowom jednoznaczność, przywraca im naturę słów symbolicznych.
W wiernym w stosunku do mowy zapisie Krystyny Sakowicz pełne zdania zmieniając się z zasady w elipsy (podobny prymat równoważnika zdania nad zdaniem występuje w Ptakach dla myśli Urszuli Kozioł, ale geneza i sens tego prymatu są u niej zupełnie inne), rządzi nimi prawo skrótu i inna niż w języku pisanym logika, w eliptycznych zdaniach połączenia słów tylko częściowo są rodem ze słowników frazeologicznych, często tworzy je żywiołowa wynalazczość metaforyczna mowy, która całkiem spontanicznie nie chce respektować pojęciowości i abstrakcyjności słów trafiających do niej ze słownikowych talmudów.
Może więc gadanina, czyli pusta forma mowy, nie na samą pogardę zasługuje. Może wystarczy gadaninę uważnie Jak robi to Krystyna Sakowicz, postudiować, żeby odkryć w niej jak w prawdziwej żywej mowie procesy językowego życia i nawet, jak tego dowodzi tekst Po bólu, procesy reanimacyjne martwego języka.
Prawdziwy pisarz potrafi wyciągnąć pisarski profit nawet z zapisu gadaniny, wyrobnik maszyny do pisania (maszdopki, jak to nazywa Marek Słyk) będzie multiplikował w nieskończoność swoje objawienie, zmieniając „Markiza wyszła z domu o piątej” na własne „Markiza wyszła z domu o godzinie siódmej”, choć o tej akurat porze markiza nie bywa na dworze, bo powieść o sobie wciąż czyta i szczęka sama jej zgrzyta.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy