Potoczność, czytane w maszynopisie, Twórczość 7/1987

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

POTOCZNOŚĆ

Nie przypuszczam, żeby Po bólu (moja lektura maszynopisu 1986 i 1987) miało oznaczać odejście od filozoficznego fundamentu Scen miłosnych, scen miłosnych i Jaśmiornicy, że mianowicie opo­wiadając siebie, czyli jednego człowieka, można opowiadać cały świat i wszechświat.

Filozoficzna świadomość, że w ludzkim wnęt­rzu mieści się wszystko co istnieje, nie musi zabijać pokusy sprawdzeń czy świat jest, jak Bóg przyka­zał, na zewnątrz człowieka, nie sprzyja jednak trwałym powrotom do potocznej świadomości.

Krystyna Sakowicz (kierując się własnymi wzg­lędami pisarskimi, względem na rozszerzenie pola pisarskich możliwości przede wszystkim) uległa pokusie postudiowania mowy świata zewnętrzne­go, rozumiejąc mowę świata dosłownie (język słów) i redukując ją do postaci najpowszechniej­szej, do gadania, czyli do jej formy pospolitej.

Do usprawiedliwienia takiej pokusy może wy­starczyć filozoficzny żart: nie musi być tak, że świat istnieje tylko w moim wnętrzu, w moim „ja transcendentalnym”, skoro z zewnątrz, spoza mnie, dociera do mnie tak dotkliwie nieskończone ludzkie gadanie.

Literacko nie można nie skojarzyć Po bólu z Panną Lilianką Ryszarda Schuberta, skojarzenie takie jest w sposób oczywisty prawomocne i jednocześnie bardzo zawodne. Ryszard Schubert bada w mowie bohaterki utworu szaleńczą, ale dla tekstu literackiego niezwykłą i całkowicie pełno­wartościową, mowę świata, Krystyna Sakowicz natomiast bada ludzkie gadanie, czyli w zasadzie pustą formę mowy.

Zapis mowy świata u Schuberta ma na celu różne literackie niepowtarzalności i ich artystyczną atrakcyjność, w swoim zapisie ludzkiej gada­niny Krystyna Sakowicz na nic takiego nie liczy i liczyć nie może. Gadanina, którą się w Po bólu zapisuje, jest na oko sterylna, wyprana z czegokol­wiek spoza językowej receptury poprawności, wymaglowana i wyprasowana mechanicznie jak ścierka w zbiorowej pralni.

Używam porównań niewłaściwych w stosunku do społecznego charakteru zapisanej w Po bólu gadaniny, nie jest to gadanina z pralni lub z magla, lecz gadanina z biura, z gabinetu, z laboratorium, z pokoju redakcyjnego, z salonu i z bawialni, czyli gadanina z dyplomem co najmniej magisterskim lub inżynierskim lub z marzenia o nich. Taki język jest z nauki, z nakazu i z czegoś, co półgłówek (trudno, muszę zrezygnować ze słowa baran) uważa za kulturalną nobilitację.

Takim językiem z całkowitą dobrą wiarą piszą i dziś powieści zapiekli wielbiciele wiekopomnego zdania narracji powieściowej „Markiza wyszła z domu o piątej”, taki język karykaturują i parodiu­ją niepoprawni poszukiwacze tysięcy (tak) możli­wych postaci nowego literackiego słowa.

Autorce Po bólu parodystyczność językowa nie jest obca, specjalizuje się ona jednak w parodystyczności tak wyrafinowanej i subtelnej, że żaden literacki głąb jej nie dostrzeże.

Narzędziem pisarskiego działania Krystyny Sakowicz jest ironia, której zauważalność – to jest tego narzędzia cecha konstytutywna – podlega celowemu ograniczeniu i nawet utajeniu; dzięki tej właściwości ironii kilku pokoleniom Polaków nic nie przeszkadzało śpiewać w charakterze hymnu narodowego rozkosznego wiersza Ignacego Kra­sickiego.

Wyborny ekstrakt czy wręcz koncentrat, pol­skiej kulturalnej gadaniny (nie mylić z pisaniną) czasu kryzysu społecznego i gospodarczego mo­żna czytać na wiele sposobów, wyczytując tyle, na ile komu Pan Bóg pozwoli.

Może to być, zwłaszcza w naiwnej lekturze, świadectwo podłego czasu, przy czytaniu z wyobraźnią i wrażliwością doczytać się w tym można zbiorowego, mimowolnego i w gadaninie wyraża­nego nieświadomie, egzystencjalnego de profundis, intelektualna przewrotność pozwoli dostrzec w zapisie Krystyny Sakowicz ironię wobec apokalip­sy codzienności, która spod pozłotek kulturalności i ucywilizowania odsłania brak jakiejkolwiek kultury, prawdziwa intelektualna przenikliwość umożliwi odkrycie w tekście Po bólu labiryntowej kompozycji zagadek antropologicznych, jakie ustanawia literacki stenogram gadaniny, którą w codziennym odbiorze pozaliterackim puszczamy mimo uszu i poznawczo lekceważymy.

Dla mnie literackie studium języka mówionego w Po bólu dowodzi czegoś, co może podejrzewa­łem, ale z czego nie zdawałem sobie w pełni sprawy, że mianowicie język całkowicie martwy odzyskuje życie, jeśli się go podda prawom mowy. Mowa łamie sztuczną składnię języka pisanego, odbiera słowom jednoznaczność, przywraca im naturę słów symbolicznych.

W wiernym w stosunku do mowy zapisie Kry­styny Sakowicz pełne zdania zmieniając się z zasady w elipsy (podobny prymat równoważnika zdania nad zdaniem występuje w Ptakach dla myśli Urszuli Kozioł, ale geneza i sens tego prymatu są u niej zupełnie inne), rządzi nimi prawo skrótu i inna niż w języku pisanym logika, w eliptycznych zdaniach połączenia słów tylko częściowo są ro­dem ze słowników frazeologicznych, często two­rzy je żywiołowa wynalazczość metaforyczna mo­wy, która całkiem spontanicznie nie chce respek­tować pojęciowości i abstrakcyjności słów trafia­jących do niej ze słownikowych talmudów.

Może więc gadanina, czyli pusta forma mowy, nie na samą pogardę zasługuje. Może wystarczy gadaninę uważnie Jak robi to Krystyna Sakowicz, postudiować, żeby odkryć w niej jak w prawdziwej żywej mowie procesy językowego życia i nawet, jak tego dowodzi tekst Po bólu, procesy reanima­cyjne martwego języka.

Prawdziwy pisarz potrafi wyciągnąć pisarski profit nawet z zapisu gadaniny, wyrobnik maszy­ny do pisania (maszdopki, jak to nazywa Marek Słyk) będzie multiplikował w nieskończoność swoje objawienie, zmieniając „Markiza wyszła z domu o piątej” na własne „Markiza wyszła z domu o godzinie siódmej”, choć o tej akurat porze markiza nie bywa na dworze, bo powieść o sobie wciąż czyta i szczęka sama jej zgrzyta.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content