Względność, czytane w maszynopisie, Twórczość 12/1988

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

WZGLĘDNOŚĆ

Dla kogoś, kogo urzekło bogactwo smaków słowa w Spacerze do kresu dnia Marka Gajdzińskiego, Wynurzenia (moja lektura maszynopisu 1987) muszą stanowić zaskoczenie, ich słowo smakuje często jak obiad w biurowej stołówce. Wie się niby od razu, że jest ono radiowotelewizyjne, biurowe i brydżowe, intelektualne i gazetalne z zamysłu i dla określonych celów este­tycznych. Można się od początku domyślać, że są to cele parodystyczne. Rzucają się przecież w oczy parodystyczne odwołania a to do Hamleta, a to do Króla Edypa, a to do takich lub owa­kich teorii i filozofii. Można więc wiedzieć, że chce się tu śmieszności i hojnie się ją produkuje.

Trudniej się połapać, że Hamleta, Króla Edy­pa i Antygonę parodiuje się niemal dla zmyłki, bo przedmiotem głównym parodii jest w Wynu­rzeniach powieściowy podmiot zbliżeń parodystycznych, sam narrator utworu, którego jak bałwana ze śniegu lepi się z językowego stereo­typu.

Jeszcze zanim w finale narracji wywali się na stół całą górę językowego surowca, z którego narracja została przyrządzona („charaktery­styczne zwroty i wyrażenia”, choć nie jest to określenie ścisłe, chodzi tu głównie o pospolite figury retorycznej składni), ma się dość danych, żeby wiedzieć lub domyślić się, że ta narracja nie ma (jak na przykład u Grzegorza Musiała) charakteru konfesyjnego i nie wchodzą w niej w grę proste relacje między autorem a postacią narratora.

Wskazówkę może już stanowić tytuł, słowo „wynurzenia” różni się istotnie od słowa „zwierzenia” lub „wyznania”, autor taki jak Marek Gajdziński nie da się nabrać na podobną bliskoznaczność, słowem „wynurzenia” w tytule musiał się on posłużyć jak najbardziej świado­mie. Jeżeli wynurzeniami nazwałby ktoś swoje własne zwierzenia, musiałoby to oznaczać całą górę dezaprobaty i niemały dystans do samego siebie.

Dystans autora do narratora nie może jednak być w tym przypadku zbyt wielki, ponieważ nie sposób odżegnać się od wspólnictwa z jego, tak to nazwijmy, losem.

Od uwięzienia w językowym – a więc i w poznawczym – stereotypie nikt nie może być wolny, jest to ludzka przypadłość powszechna. Z tego względu narrator Wynurzeń nie może być postacią satyryczną, czyli literackim wor­kiem do bicia.

Postacią satyryczną narrator Wynurzeń nie ma być i nie jest, widziałbym w nim jednak całkowite przeciwieństwo w stosunku do kogoś takie­go jak Flakonon Plux u Marka Słyka.

Flakonon Plux ma być świadomością dosko­nałą, jakimś fantastycznym perpetuum mobile absolutnej świadomości. Narrator Wynurzeń jest świadomością absolutnie względną, wielostronnie uwarunkowaną, determinują ją we wszystkim „miejsca wspólne” (we wszystkich możliwych sensach tego terminu).

Całkowicie zrelatywizowana świadomość poz­wala sobie pofurczeć intelektualnie, ustanawiając na przykład sferę wolności seksualnej, pro­jektując istnienie w wieczności po przemianie w dzieło sztuki, przymierzając się do świadomości Edypa, Antygony i Hamleta (z czego wynika parodystyczna trywializacja tych pierwowzo­rów), wokół jednak wznoszą się ślepe ściany ograniczeń i byłoby absurdem widzieć przestrzeń i czas, jakimi się tu dysponuje, w wymiarze nieskończoności.

Znikomość. jakiej udaje się z przestrzeni i z czasu uszczknąć, kurczy, się, podlega nieustannemu procesowi destrukcji. Przymiarki do wiel­kości i wieczności są śmiechu warte, wolność se­ksualna, jeśli tak to nazwać, trwa przez mgnie­nie oka. na mgnienie oka może ją przedłużyć podglądactwo (lub podsłuchiwactwo, to jest za­bawny wynalazek autora Wynurzeń). Centrum dostępnej przestrzeni staje się. przy szczęśliwym biegu rzeczy, sedes, którym polscy teoretycy li­teratury tuk lekkomyślnie pogardzają, podstawa uchwytnego czasu.. dzień. zatraca się w powta­rzalności.

Furkotania intelektualne w Wynurzeniach pozwalają widzieć pokrewieństwa pisarstwa Marka Gajdzińskiego z twórczością takich autorów jak Marek Słyk, Dariusz Bitner, Krzysztof Bielecki lub Jerzy Łukosz. Nie ma w tym nic dziwnego, dziwi natomiast i zastanawia pisarska wiedza autora Wynurzeń o doświadcze­niu destrukcji, jakiej podlega świadomość i jej niedoskonałe narzędzie, zmysłowa aparatura człowieka.

W prezentacji realnych, naturalnych i niezbywalnych ograniczeń ludzkiego podmiotu poznania i świadomości dostrzegam doniosły przejaw pisarskich predyspozycji i pisarskiej świadomości Marka Gajdzińskiego. Ten znakomity autor odcina się od samego początku od wszelkich poznawczych uzurpacji, jakimi z konieczności posługuje się nauka i z niefrasobliwości ta część sztuki, która zdradza jąć siebie odżegnuje się od swojej poznawczej autonomii.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content