Oniriada, czytane w maszynopisie, Twórczość 6/1995

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ONIRIADA
(17.6.1994, 19.6.1994, 22.6.1994, 24.6.1994, 26.6.1994, 29.6.1994)

Piątek, 17 czerwca 1994
– w podróży, w pociągu rozmowa o Stanisła­wie Zielińskim – umożliwia mu się napisanie pracy doktor­skiej – Stefan Żółkiewski chce w ten sposób poprawić jego złą sytuację życiową – nie rozumiem tego, dziwię się – dzieją się niezwykłości ze Skierniewicami – jestem w Skierniewicach, jadę do Skiernie­wic – ktoś mi pokazuje książkę naukową wielu auto­rów – prace historyczne, prace z historii literatury – drugim lub trzecim autorem jest Jan Wierzbicki – pod koniec książki jest praca „Wielkie miasto Skierniewice” – słyszę tekst rozprawy o Skierniewicach – Skierniewice są równe obszarem Warszawie – są małym miastem – w tym mieście są dwie rzeki, Łupią i Rawka – są w środku sady Instytutu Sadownictwa, pola po Strakaczu, Las Miejski – nie ma sposobu na normalizację paradoksalnej sytuacji – nie można zrobić dwóch miast – miasta nad Łupią i miasta nad Rawką – nie można wydzielić Lasu Miejskiego z terenu miasta – pola chłopskie przeplatają się z polami miej­skimi – mimo nadmiaru terenu brak miastu prze­strzeni do rozwoju – chodzi o ochronę ziemi urodzajnej najwyższej klasy – słyszę przez otwarte drzwi rozmowę o mnie – ktoś mówi, że moje zapisy oniryczne w okolicy dzieciństwa mogą być prawdziwe – słyszę głos Feli Lichodziejewskiej – mówi, że do Skierniewic ze Skierniewic będzie musiała przejeżdżać przez Niemcy – część Skierniewic należy do Niemiec – trzymam przy sobie torby po zakupach – te torby zabiera dostojnik kościelny, może prymas – jest wysoki, ma męską twarz – przyglądam się tej twarzy – twarz zmienia się w moich oczach – czasem myślę, że jest to twarz Stefana Wyszyńskiego –

Niedziela, 19 czerwca 1994
– gęsto od ludzi i zdarzeń – rozmowy przy stołach, w lokalach – siedzę przy Mieczysławie Jahodzie – patrzę na Tadeusza Brezę przy sąsiednim stole – koło nas przechodzi, przystaje Andrzej Łapicki – mówi coś do mnie z podtekstem – rozmawiam w tłumie na przyjęciu – jestem od kilku miesięcy ministrem spraw wewnętrznych – ktoś z Krakowa pyta, jak siebie oceniam – przechodzi koło nas Jan Błoński – spojrzałem na niego – mówię – osiągnąłem tyle, że od kiedy zostałem minis­trem, nikogo nie aresztowano – krakowianin kiwa głową, przytakuje – zdarzenia mnożą się jak przez pączkowanie – podróżuję – przyglądam się Wiesławowi Myśliwskiemu – Myśliwski, Grażyna Majkowska, działania, decyzje – widzę, że Wiesiek chce czemuś zapobiec – żeby ktoś nie zyskał na znaczeniu – emocjonujemy się zdarzeniami – zdarzenia narastają obok siebie, dookoła – one nie dzieją się w czasie – dzieją się na coraz szerszej płaszczyźnie –

Środa, 22 czerwca 1994
– róg ulic Sobieskiego i Sienkiewicza w Skierniewicach – spotykam Jurka Reszkę – mówi, że musi odbyć praktykę rolną – przed dyplomem na SGGW – myślę, że powinna to być praktyka przy żni­wach – myślę o koszeniu – najwygodniejsza byłaby praktyka w Grabskich Budach, nad Rawką – tam się jeździło rowerem ulicą Sobieskiego – stoję sam w tym samym miejscu – patrzę na archaiczny dom z drewna – nie wiedziałem, że ten dom jeszcze stoi – powinienem mieć lekcję w Liceum Prusa – przyjąłem zastępstwo na dwa, trzy dni – chcę kupić w kiosku skierniewicką gazetę – spóźnię się na lekcję – myślę o szkolnej analizie dzisiejszego utworu literackiego – nie mogę policzyć pieniędzy na gazetę – przed szkołą czeka na mnie Jerzy Lisowski – on jest dyrektorem liceum – z domu urodzenia patrzę na tłum – procesja lub demonstracja – widzę, że to wycieczka szkolna ze Szczecina – uczeń rozpoznaje mnie – mówi coś o mnie do drugiego – miałem w Szczecinie spotkanie literackie – uczniowie dziwią się pewnie, że tu miesz­kam – wchodzę do domu – nie ma żadnych mebli – w ścianach widzę regały z czerwonej cegły – pytam matki, kto to porobił – matka mówi, że to robi Wiesław – ja myślę o Leonie – mówię, bałem się, czy on żyje – nie przychodzi do mnie, jak przychodził – matka dziwi się, że nie rozumiem czegoś pro­stego – on przychodził, gdy był młody – jak mógłby dalej przychodzić, gdy ma już dorosłe dzieci – zdumienie – że matka tak dobrze to rozumie –

Piątek, 24 czerwca 1994
– opis dworu w utworze literackim – przypomina mi się dwór w Dolecku nad Rawką – rozważam, czy autor może mieć związki z Doleckiem – myślę o właścicielach dworu, Głowinkowskich o Ali Głowinkowskiej – Marian Pilot prowadzi mnie do Henów – po raz kolejny idziemy tam z samego rana, o ósmej – czuję niestosowność – usprawiedliwiam się, że to inicjatywa Pilota – nie domyślam się, jakie są intencje tych wizyt – Henowie mieszkają na parterze – dwa pokoje obok siebie jak w małych dom­kach – zastajemy Henów w łóżku – dostaję do rąk niemowlę w beciku – niemowlę wygląda jak kociątko – ma małą twarzyczkę – czuję we wszystkim dziwność, niepojętość –

Niedziela, 26 czerwca 1994
– ludzie, w mieszkaniu, w domu, u mnie – spór, filozofowanie, jak istnieć, jak się istnieje – spór wywołuje Edek Stachura – niby Edek, niby nie-Edek – ktoś zbuntowany, ktoś dramatyczny – nie widzę go – wiem, że przychodzi, odchodzi – on sugeruje, że możliwa jest zmiana – mogę w mieszkaniu zrobić piaskownicę dla dzieci – gdybym zrobił piaskownicę, przyprowadził­bym dzieci – życie stałoby się inne – Alicja Lisiecka opowiada, jaki był Stefan Żół­kiewski – mówię, że Alicja mówi prawdę – był sam w sobie dobry jak owca – zło tkwiło poza nim – w mechanizmach, w konsekwencjach – powtarzam swoje zdanie – dyskutuję z Olimpią o sztuce – Olimpia daje mi rysunki – na rysunkach tysiące kropek, kresek – interpretuję, co w tych rysunkach jest – co one znaczą – każdy znak jest znakiem podmiotowości – narysowany deszcz wyodrębnia tysiące autonomicznych zdarzeń deszczu – podnieca mnie idea podmiotowości – przyjścia, odejścia Edka mają w sobie dramatyczność – Edek, jego zwolennicy – od nich zależy bieg zdarzeń – chcę coś ocalać – chcę zmniejszać dramatyzm decyzji –

Środa, 29 czerwca 1994
– reorganizacje instytutowe, wydawnicze – mam pracować razem z Tadeuszem Drewnowskim – zaginęły mi książki – otrzymuję materiały literackie, książki i czeko­ladki – zapomniałem je zabrać – wracam, biorę klucz od Marysi Iwaszkiewicz – w mojej teczce nie ma książek – zjedzono czekoladki z połowy bombonierki – oburzam się, mówię z oburzeniem – ktoś mnie pyta, gdzie jest Mokra Prawa – mówię, takiej miejscowości już nie ma – wieś o takiej nazwie już przed wojną włączono do Skierniewic – przejeżdżaliśmy przed paroma dniami przez tę część miasta – obradujemy w obecności Jarosława Iwaszkiewicza – mam w ręku maszynopis moich tekstów o Faulknerze – Jarosław mówi – dziwił się, gdy wydano mi trzy tomy szki­ców – należałoby sprostować – miały się ukazać dwa tomy Sposobu myśle­nia – ukazał się tylko jeden – nie warto chyba o tym mówić –

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content