copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
INTELEKTUALNOŚĆ
Raptularzowy charakter utworu Autopsja, czyli dziennik kryzysu (1984) zasadniczo usprawiedliwia nieartystyczność jeżyka narracji; z usprawiedliwienia takiego nie może korzystać powieść Sodoma (moja lektura maszynopisu 1986). Ma to być powieść niekiedy tak fantastyczna jak trylogia Słyka, użytkowy (czasopiśmienny), jeżyk narracji kłóci się z jej naturą, taki stan rzeczy można tłumaczyć dwojako, albo nawiązaniem do fantastyki naukowej, albo na wiązaniem do utopijnej ambicji Stanisława Ignacego Witkiewicza, któremu marzyła się powieść intelektualna pisana językiem intelektualnym, z czego wyniknęło Jedyne wyjście.
Z dwojga złego trzeba przyjąć tę drugą ewentualność, w konwencjach fantastyki naukowej Sodoma się nie mieści i byłaby to dla niej parantela krzywdząca, z utopijności pomysłu Witkiewicza nie wszyscy zdają sobie sprawę teoretycznie lub praktycznie, jak o tym świadczą osobliwe dokonania powieściowe Czesława Miłosza.
Z Witkiewiczem łączy Jacka Krakowskiego skłonność do filozofowania na własny rachunek i chyba równie mało nabożny stosunek do akademickich i w ogóle oficjalnych filozofii.
O takiej formacji cywilizacyjnej i kulturalnej, w której działania ludzkie tracą spójność, sens i cel, filozofuje się w Sodomie w duchu równie skrajnego jak u Witkiewicza katastrofizmu, choć stosunek do filozoficznego języka jest u obydwu autorów nieco odmienny.
Witkiewicza stać na gwałt, karykaturę i sadyzm w stosunku do intelektualnego języka, parodia oficjalnych języków filozofowania jest stosunkowo najłagodniejszym narzędziem jego literackiego działania, w Sodomie parodiuje się filozoficzną oficjalność, nie naruszając w niczym założeń językowej intelektualności powszechnego użytku, konfrontując ją zewnętrznie bądź z niskim językiem wulgarnym, bądź z wysokim językiem natchnionym.
W Sodomie istnieje kilka odmian intelektualnego języka narracji, ich wartość literacka jest zróżnicowana. Język filozoficzny w zastosowaniu kanonicznym (czyli na serio) nadaje Sodomie piętno eseizmu, język filozoficzny parodiowany od wewnątrz (wariant subtelny) lub od zewnątrz (konfrontacja z językiem wulgarnym) ocala artystycznie powieściowość utworu, język filozoficzny natchniony (zbliżony do języka poezji refleksyjnej) przekonuje do pisarskich możliwości Jacka Krakowskiego.
Artystyczna hierarchia tych języków jest lub powinna być oczywista, w Sodomie o niczym to nie przesądza. Czasopiśmienna poprawność języka eseistycznego bywa dla wielu szczytem literackiego artyzmu, jest możliwe, że ontologiczne rozważania filozoficzne o fenomenie Sodomy znalazłyby u niektórych najżywszy aplauz. Parodii języka filozoficznego i filozofowania można albo nie dostrzec, albo gorszyć się nimi z powodu ich drastyczności.
To, co nazywam parodią filozofowania poprzez konfrontację z wulgarnością, nie polega na nadużywaniu czy choćby tylko używaniu potocznych nazw męskich i żeńskich organów płciowych lub czynności, do jakich one służą, lecz na tym że te organy i użytki, jakie można z nich zrobić, stanowią opokę, na której mieszkańcy Sodomy zbudowali swoją jedyną prawdziwą filozofię i jedyną prawdziwą religię.
Tę filozofię i tę religię można elegancko nazwać sodomizmem (nie mylić z sodomią, ta akurat w Sodomie w ogóle nie występuje), taki sodomizm, w rzeczywistości zwykle skrzętnie ukrywany, występuje w Sodomie z otwartą przyłbicą, tą otwartością muszą zgorszyć się wszyscy, którzy swoją jedyną wiarę chowają w głębi serc, innymi słowy, Sodomią zgorszyć się może większość żyjących.
Pełnej zgody z narracją w Sodomie nie gwarantuje także język, który nazywam natchnionym. Natchnienie wyzwala się w autorze Sodomy, gdy daje on narracyjny upust nie swemu intelektualizmowi, lecz swojej wyobraźni, która u niego szczególnie żywo reaguje na podniety bądź katastroficzne (finałowa Opowieść zimowa), bądź seksualne, te ostatnie nie muszą być tożsame z tym, co nazwałem sodomizmem.
Seksualizm, który może przybrać postać panseksualizmu (na przykład w części pod tytułem Sodoma III), potrafi uskrzydlić narrację Jacka Krakowskiego, opada z niej ciężki rynsztunek pisanej składni, słowa przestają być sprasowane, odzyskują swobodę ruchów, jakiej trzeba, żeby słowa mogły żyć i nazywać to, co z fantazji i empirii seksualnej nie da sę zredukować do nazw dwóch organów i jednej ich czynności.
Poezja seksualności, która w Sodomie ujawnia się wielokrotnie, jest może nie całkiem zgodna z główną ideą tej powieści, ale ona właśnie najskuteczniej neutralizuje jej artystyczne ryzykanctwo. Jeśli patronem tego ryzykanctwa miałby być Stanisław Ignacy Witkiewicz, należałoby Jackowi Krakowskiemu życzyć, żeby Sodomie nie przypadł w udziale los Jedynego wyjścia.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy