copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(1.10.1996, 2.10.1996, 3.10.1996, 4.10.1996, 5.10.1996, 6.10.1996, 7.10.1996, 9.10.1996, 10.10.1996, 12.10.1996, 13.10.1996, 15.10.1996, 16.10.1996, 19.10.1996, 20.10.1996, 21.10.1996, 22.10.1996, 23.10.1996, 24.10.1996, 26.10.1996)
(1.10.1996)
Grzegorz Grochowski (ur. 1970), artykuł Mironiasz Mirondel – „Ex Libris”, numer specjalny, wrzesień ‘96 – wręcz znakomity.
Jak na autora, którego czytam po raz pierwszy, znakomity podwójnie.
Na podstawie wspomnień zebranych przez Hannę Kirchner (Miron, Warszawa 1996) dwa portrety (hagiograflczny i demaskatorski) Mirona Białoszewskiego.
Wie się dużo, umie się pisać.
Może wśród nowych polonistów nie same plewy, nie tylko odrzuty –
(2.10.1996)
Tomasz Małyszek, w opowiadaniu Pająk w Wersalu – „Twórczość” 1996 nr 10 – zastanawia rola alegoryczności.
Sens narracji tytułowego pająka jest w całości uwarunkowany jej alegorycznością, bez niej opowiadanie nie miałoby, być może, sensu.
Pająk jest pająkiem z umowy, człowiekiem i artystą z łaski alegorii, w tej alegoryczności nie byłoby nic ciekawego, gdyby nie ta druga funkcja i głównie dlatego, że jest zaskakująca.
O artyście mówi się przez wieki jako o komplikacji, alegoria artyzmu u Małyszka jest maksymalnie uproszczona.
Uproszczenie i redukcja zaskakują, trzeba się zastanawiać, czy to coś może znaczyć, czy znaczy.
Efekt narracyjny tego opowiadania jest może skromny, nie można powiedzieć, że go wcale nie ma –
(3.10.1996)
Rajmund Kalicki, tekst Reguła Canettiego – „Twórczość” 1996 nr 10 – świetny.
Na fundamencie Masy i władzy i nie tylko mówi się wiele, mądrze i ładnie, i właściwie nic się nie mówi.
Ale co właściwie można powiedzieć o regule i wyjątku, normalności i nienormalności, o masie i o jednostce.
Można to rąbać językiem naukowym, można dotykać językiem literatury.
Kalicki wybiera to drugie, wszystko, co pisze, jest wieloznaczne, płynne, nieuchwytne.
Po bardzo uważnej lekturze myślę, że trzeba to będzie czytać jeszcze nieraz, ostatecznie, jest to bardzo piękny kawałek prozy refleksyjnej –
Henryk Waniek, felieton Odcienie czerwonych okładek – „Twórczość” 1996 nr 10 – bardzo dobry.
Ramy tekstu z najgorszych sugestii i aluzji, że będzie modna ideologia, a tu pochwała Karla Baedekera.
I jego niebywały rarytas Baedekers Generalgouvernement (1943) –
(4.10.1996)
Wisława Szymborska / Czesław Miłosz, uważnie słuchałem radiowego nagrania – Program I – rozmowy telefonicznej obojga noblistów.
Konfrontacja obydwu głosów wiele mi mówi.
Mówili stosowne uprzejmości towarzyskie, mówili z pełną świadomością, że mówią publicznie.
Wisława Szymborska powiedziała, że ona jest płotką wobec szczupaka, trzykrotnie to powtórzyła, może tak jest.
Uświadomiłem sobie dość jasno, że ich oboje łączy jedno, brak wielkości, czyli tego, co chyba ma Tadeusz Różewicz.
Szymborska jest z myślowej szkoły Miłosza, brak jej jego brutalności, ma, czego nie ma Miłosz, poczucie humoru i autoironię.
Ale ma to w uniesieniu poetyckim, w poetyckiej robocie, w głosie tego u niej nie ma.
W głosie jest wielorakie zmęczenie, w głosie ona jest panią z towarzystwa, starą kobietą, w której wiele władz wewnętrznych umarło.
Przygoda z Nagrodą Nobla jest ponad jej siły, może się zdarzyć, że sobie z nią nie poradzi, nie życzę jej tego.
Kraków, chcąc zrobić użytek z jej nagrody, jej samej nie będzie miał na względzie –
Daniel Passent, felieton Na żywo – „Polityka” 1996 nr 40 – popisowy.
Wokół pomysłu, żeby telewizja transmitowała na cały świat operację kardiologiczną Borysa Jelcyna, wprawia się w ruch frazeologię żurnalistyki politycznej wszelkiej maści.
Jeszcze raz się potwierdza, że język żurnalistyczny nabiera znamion literackich wyłącznie poprzez użytek parodystyczny, to samo zresztą dotyczy wszystkich języków ideologicznego użytku.
To dlatego doradzam parodystyczność Kindze Dunin, jej socjologizm i feminizm w zastosowaniu parodystycznym nabrałby wartości literackiej –
(5.10.1996)
Andrzej K. Waśkiewicz, dziwny tekst – „Twórczość” 1996 nr 10 – ma być recenzją tomu Janusza Żernickiego Rwijcie lilie z lotu mew (Włocławek 1995).
Dziwność polega na ufilozoficznieniu tekstu bez dobrego rozumienia używanych słów. Co może znaczyć jedno z początkowych zdań recenzji: „Zdolność metaforyzacji jest bowiem w tej poezji dyspozycją poznawczą, nazywając – definiujemy”.
Czy związek metafory z dyspozycją poznawczą ma być cechą szczególną poezji Żernickiego, jaka jest relacja między nazywaniem i definiowaniem, czy są to dwa czy jedno działanie, czy działa się w jednym czy dwóch językach.
Pisząc takie zdanie, zupełnie nic się nie pisze –
Adam Komorowski, w recenzji książki Bronisława Łagowskiego Liberalna kontrrewolucja (Warszawa 1994) – „Twórczość” 1996 nr 10 – z przekonaniem przedstawia się filozofię polityczną, która przeciwstawia się afektom młodzieży powstańczej roku 1944 i filozofii politycznej Leszka Kołakowskiego.
Pochwała Bronisława Łagowskiego przeplata się z pochwałą Camilo José Celi, ta druga jest dla mnie nawet bardziej zrozumiała niż pierwsza, ponieważ więcej wiem o Celi niż o Bronisławie Łagowskim, choć nie powinienem się tym chwalić.
W przeglądzie włoskim – tamże – Adam Komorowski omawia skandal plagiatowy, jaki ujawnia florencki Belfagor.
Plagiatorem jest Stefano Zamagni, profesor uniwersytetu w Bolonii, współautor encykliki Centesimus Annus.
Przy okazji przypomina się sławne plagiaty, plagiat popełnił nawet Luigi Pirandello.
Poza Belfagorem omówienie artykułu Laury Bovone Moda, mody i miejskie style życia z pisma „Vita e Pensiero” (odpowiednik „Znaku”) i esej Lina Rizzi w sprawie tradycji włoskiej w piśmie „Il Mulino” (inny motyw dążeń separacyjnych).
Coraz ważniejsze stają się dla mnie teksty Adama Komorowskiego, myśli on i pisze rzetelnie –
(6.10.1996)
Wisława Szymborska, w audycji południowej – Program I – powtórzono pierwszą rozmowę radiową z Szymborską.
Wypowiedź ładna dzięki niezwykłej prostocie, odpowiedź na pytanie, czym jest poezja („nie wiem”), nie miała w sobie żadnej sztuczności.
W trakcie tej rozmowy uświadomiłem sobie, że jej poezja może nie wytrzymać próby wyolbrzymionego upublicznienia.
Jej organizacja słów w wierszu ujawni w nadmiernym użytku swoje prościutkie struktury, będą one jawne jak szkielet w kościotrupie, przepowiadam, ona zostanie przerobiona na Asnyka, czyli na coś, przed czym potrafi się obronić najprostszy wiersz Adama Mickiewicza, co stanowi bardzo ważny miernik autentyczności jego poezji –
Obawa, którą nazwałem przed południem, ucieleśniła się po południu.
W radiu – Program II – nadano audycję przygotowaną w Krakowie, wiersze czytała sama Szymborską, mówili o niej Czesław Miłosz, Jerzy Turowicz, Teresa Walas, Stanisław Balbus i kilka studentek.
Krakowskie środowisko (z Miłoszem) zjadło Wisławę Szymborską, pozbawiło ją jej szczególności, upimkowiło i doszczętnie strawiło.
Nagroda Nobla jest tym czymś najgroźniejszym, co się mogło zdarzyć, żeby zniszczyć jej poezję.
Zniszczą poezję przekłady, ta poezja mimo swojej prostoty jest podstępem dla translatorów, w przekładach zniknie jej ulotność, w najlepszym razie zostanie z niej coś jak wiersze Tuwima dla dzieci.
Przeraziłem się, żal mi tego skromnego piękna, które może przestać istnieć –
(7.10.1996)
Adam Czerniawski, ponowna lektura jego Krótkopisu w październikowej „Twórczości”.
Myśli się, że jest tu jakaś idea zestawienia rzeczy niczym nie powiązanych w tekście felietonu (książka o Albercie Speerze, własne „opowiadanie najkrótsze”, list Michała Bieleckiego z roku 1959, polemika z Barańczakiem, korekta własnego tekstu).
Moje Zapiski (i tym samym Wypiski) komponuje przeważnie czysta koincydencja, jeśli wynikają z tego jakieś korespondencje, to głównie jej zasługa.
Czerniawski nie podaje dat swoich zapisów, jest (w jakiś sposób) autorsko odpowiedzialny za ich zestaw, nie daje jednak żadnych sugestii, co o tym zestawie decyduje.
Polemikę z Barańczakiem można tłumaczyć autorską potrzebą, „opowiadania najkrótszego” i „chwili poezji wieczorem” to nie dotyczy.
Najprawdopodobniej jest to i ma pozostać czystą zagadką, przypadkową prowokacją dla wyobraźni czytelnika.
W przypadku „opowiadania najkrótszego” – „Zmarł dziś ostatni człowiek na Ziemi” – wyobraźnię prowokuje sąsiedztwo ze sprawą Alberta Speera i innych odpowiedzialnych za zbrodnie historii.
Z tego sąsiedztwa nic nie wynika, „opowiadanie najkrótsze” ma sens albo i nie ma sensu, może to tylko przerywnik po tekście dotyczącym Speera.
Po przerywniku w trakcie tłumaczy się na zakończenie „chwila poezji wieczorem”, dlaczego jej dwuwers jest taki a nie inny, to znowu zagadka.
Czasem myślę, że Czerniawski chce uczyć w Krótkopisie sztuki czytania, to sztuka dziś najmniej znana –
Wisława Szymborską, w „Życiu Warszawy” (1996 nr 235) relacja o reakcjach na Nagrodę Nobla dla Szymborskiej.
Cytuje się wypowiedzi Marcela Reich-Ranickiego, Józefa Garlińskiego, Stanisława Barańczaka, Henryka Grynberga, Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
Indywidualny charakter ma wypowiedź Henryka Grynberga, u innych repetycja komunałów –
(9.10.1996)
Tadeusz Różewicz, dziś kończy 75 lat, same dobre myśli dla niego –
Jan Krzysztofczyk, nazwisko znam od dawna, opowiadanie Teraz tam zostaniesz – „Sycyna” 1996 nr 21 – trzeba skojarzyć z jakimś pogłosem Kawalca.
Nie przyjmuje się w narracji Kawalcowej podmiotowości, chce się los starego chłopa, który nie pragnie powrotu syna na wieś, przedstawić przedmiotowo.
Popadłoby się w starzyznę literacką, ale przed nią broni konstrukcyjność fabularna.
Ona broni przed bezbronnym literacko opisywactwem, materię opisową chce się jakoś zorganizować, opisuje się tylko to, co gra rolę w całej konstrukcji narracyjnej.
Opowiadanie Jana Krzysztofczyka jest robótką literacką, poprzestaje się na ambicji wykonania jej umiejętnie, żadnej własności literackiej nie ma się na uwadze –
Wisława Szymborska, w wywiadzie Będę się bronić (dla Gabrieli Łęckiej) – „Polityka” 1996 nr 41 – mówi absolutnie zwyczajnie i pięknie.
Nie wiedziałem, że próbowała prozy w czasie wojny, wspomina o tym mimochodem i wyznaje: „Tak więc, gdyby odrzucono moje pierwsze wiersze, być może próbowałabym jeszcze prozy”.
Ona też przyznaje się do Montaigne’a: „Och, pamiętam to olśnienie prozą Montaigne’a. To od niego odebrałam pierwsze lekcje zdziwienia światem, rozmaitością świata” –
(10.10.1996)
Dariusz Bitner, oglądam pismo „Baborak” (1996 nr 0), przeczytałem tekst wstępny Kto to czy co to?, tekst Brunona Tode Przez szmatkę.
Wstępniak Darka taki sobie, u Brunona Tode zauważa się dzisiejszy slang artystyczny, w takim slangu wyraża się stosunek do kultury, do sztuki.
Proza Artura Daniela Liskowackiego daje się czytać nie bez oporów, teksty poetyckie Stanisława Zajączka atrakcyjne.
W rozmowie z Basilem dobrze się prezentuje Michał Karolko, współwłaściciel wypożyczalni kaset.
Wszystko razem trudno oceniać, nie wiadomo, jak się to da kontynuować, na przykład autoprezentacje instytucji kulturalnych i artystycznych, autoprezentacje osobowości twórczych.
Po numerze zerowym łatwiej sobie wyobrazić, czym mógłby być „Baborak”.
Może to nie jest czysta mrzonka –
Janusz Głowacki, zadzwonił z Nowego Jorku około siódmej, pyta o pogodę w Warszawie, nie wie, jak się ubrać.
Wybiera się do Warszawy może już w niedzielę, ma jeszcze coś do załatwienia przed wyjazdem. Nie zrozumiałem, czy przed Warszawą będzie w Niemczech, czy do Niemiec pojedzie z Warszawy.
Powiedziałem o moich uroczystościach, zażartowałem, że już trwają od roku.
Ładnie nam się mówiło, ładnie żartowało –
(12.10.1996)
Karol Maliszewski, po lekturze paskudnych recenzji o Bulgulula Dariusza Bitnera (Józef Olejniczak), Bądźcie gotowi zwariować Marka Bukowskiego (Michał Derda), Kino-lino Grzegorza Strumyka (Ewa Noworzyn) trzy recenzje poetyckie Karola Maliszewskiego – „FA-art” 1996 nr 3 – działają jak balsam.
Maliszewski uruchamia swoją wspaniałą inteligencję dla dobra swoich poetów (Krzysztof Śliwka, Marcin Baran, Maciej Melecki).
Precyzyjnie definiuje swój stosunek do autorów, stopień zaangażowania w ich poetyckie dzieło, ujawnia motywy wręcz osobiste, jakimi się kieruje w swoich analizach.
Najpiękniejsza z trzech recenzji dotyczy Niepogody dla kangura (Bydgoszcz 1996) Krzysztofa Śliwki.
Karol Maliszewski subtelnie rysuje różnice między swoją i Krzysztofa Śliwki postawą egzystencjalną, w tej recenzji jest miejsce na konfesję o istotnym znaczeniu.
Trzy teksty Karola Maliszewskiego rekompensują mi długi brak intelektualnego kontaktu z nim, z jego pisanym słowem –
Czesław Miłosz, przedruk tekstu Poezja jako świadomość (z roku 1991) – „Życie Warszawy” 1996 nr 240, dodatek „Niedziela” – zawiera świetną analizę kategorii „my” w poezji Wisławy Szymborskiej.
Miłosz nie ukrywa, co w poezji Szymborskiej jest dla niego decydujące: „Tak więc poezja polska dopracowała się egzystencjalnej medytacji, co wymaga zerwania z czystą liryką i odważenia się na dyskurs, stale oskarżany o prozaiczność”.
Nie musi to być prawda, ale tłumaczy racje, dla których Miłosz aprobuje tę poezję nie tylko konwencjonalnie –
(13.10.1996)
Dariusz Nowacki, długa i ważna rozmowa (w trakcie wczorajszych urodzin Tadeusza Komendanta).
Zaczął od pytań o mój wzrok, tłumaczył, dlaczego w „FA-arcie” drukowane są recenzje nie zawsze wiarygodne.
Autorami są studenci, redakcja nie chce im niczego narzucać, Józef Olejniczak i Michał Derda to nie są pseudonimy.
Mówiłem o świetności tekstów Karola Maliszewskiego.
Zdaniem Nowackiego istnieją punkty styczne pisania Karola Maliszewskiego i mojego.
Myśli mi się dużo o Dariuszu Nowackim, mniej więcej wiem, jak on rozumie literaturę –
(15.10.1996)
Andrzej Tuziak, opis Wyspy dnia powszedniego – „FA-art” 1996 nr 3 – jak na Tuziaka trochę niewprawny, ale wart czytania.
Tuziak nie nabiera się na powieściowość u Umberta Eco, nie jest także pewne, czy ceni jego naukowość, trzeźwy stosunek do autora bestsellerów jest wartością recenzji o dobrym tytule Eco sum.
Czy dowcip Tuziaka w tytule recenzji jest tylko formalny, czy jest objawem autoironii, tego do końca nie wiadomo –
Jan Szaket, w dywagacjach pod tytułem Abulafia Gretkowska i jej podręcznik – „FA-art” 1996 nr 3 – sporo ładności stylistycznych (zwłaszcza w użyciu metafor kolokwialnych) i jakieś ogólne wysilenie-wymuszenie całego przewodu analitycznego.
Ten przewód-wywód jest, chcąc nie chcąc, formą uznania Gretkowskiej sugestywniejszą niż stylizowana konkluzja ostatniego zdania: „Albowiem interesującą pisarką okazała się” –
Miniesej w recenzji 37 wierszy o wódce i papierosach i Trzeciej połowy Marcina Świetlickiego jest tekstem nieporównywalnie cenniejszym niż dociekanie na temat Manueli Gretkowskiej.
Jan Szaket (kimkolwiek jest) zna wiersze Świetlickiego jak sam Świetlicki i przemyślał je od wszystkich stron.
Czy diagnoza tytułowa recenzji – Przerwy na papierosa – jest przenikliwa i prawdziwa, to się okaże, ze wszystkim co Jan Szaket (kimkolwiek jest) ma do powiedzenia o Marcinie Świetlickim trzeba się liczyć jak najpoważniej, mówi on bowiem po namyśle i to gruntownym –
(16.10.1996)
Krzysztof Jaworski, opowiadanie Feminista bez powodu – „FA-art” 1996 nr 3 – jest śmieszne i dobrze zrobione.
Więcej w nim satyry na pozerstwo intelektualne niż humoru lub ironii, choć mogę się mylić.
Narrator jest szczeniackim pozerem dla przynęty (czytelniczej), jego pozerstwo intelektualne jest zbyt wyszukane (Kierkegaard, Swedenborg), żeby nadawało się do satyrycznego użytku.
Krzysztof Jaworski może chce się dobrać do źródeł duchowej biedy dzisiejszego intelektualisty, jakim sam jest.
Opowiadanie da się czytać jako autoironiczna konfesja narracyjna i jej postmodernizm może być połowiczny –
(19.10.1996)
Eutanazja, rozkładówka – „Życie Warszawy” 1996 nr 246, dodatek „Niedziela” – zawiera wywiad Małgorzaty Czartoszewskiej z bioetykiem Markiem Wichrowskim, jej wywiad Na krzyżu reanimacji, przedruk fragmentu Dziennika Witolda Gombrowicza i artykuł Bohdana Chwedeńczuka O wartości argumentów przeciw eutanazji.
Fragment Gombrowicza brutalny i celny, chociaż literacko byle jaki.
Tekst Bohdana Chwedeńczuka jak ostrze noża, logiczny i precyzyjny.
Formułuje się swoje opinie z dobitną jasnością, tak na przykład: „Życie pod przymusem życia jest okrutne i niedorzeczne”.
Tytuł artykułu Bohdana Chwedeńczuka jest mylący, w artykule pisze się jednoznaczne o bezwartości argumentów przeciw eutanazji –
(20.10.1996)
Wacław Tkaczuk, w radiowym przeglądzie poetyckim – Program II – powtórzenie wierszy Wisławy Szymborskiej z październikowej „Twórczości”.
Powtórzenie samych wierszy w prezentacji Elżbiety Kijowskiej (Negatyw) i Adama Baumana (Przyczynek do statystyki) poprzedził Tkaczuk rozbudowanym komentarzem do obydwu utworów.
Mówił o inności poetyckiej, dopowiedział, że ta inność oznacza słabość, mówił jednak tak świetnie, że niejako wbrew sobie wywindował je bardzo wysoko.
Znów natrętnie myślało mi się, że Szymborska chyba czytała moją mowę nad grobem Andrzeja Łuczeńczyka –
(21.10.1996)
Janusz Głowacki, wrócił dziś z Düsseldorfu, samolot w dwie strony kosztuje prawie 700 dolarów.
Po obiedzie szedłem z Januszem do Świętokrzyskiej, mówiliśmy o tekstach, które miałby czytać Piotr Fronczewski na promocji w Klubie Księgarza.
Uzgodniliśmy już jedno, że powinien być monolog Pchełki z Antygony w Nowym Jorku –
(22.10.1996)
Dariusz Nowacki, utwór To co wyjątkowe. Myśli o „Bramach raju” Jerzego Andrzejewskiego – „FA-art” 1996 nr 3 – ma dowieść, że autora stać na popis na takim boisku, jakim dla polonistów i nie tylko stały się Bramy raju.
Dowód jest, Dariusz Nowacki rozebrał Bramy raju od przodu, od środka i od tyłu do dwóch kropek narracji powieściowej, wynika z tego tyle samo co z innych tego typu akademickich popisów.
Tyle i nawet dużo więcej można wiedzieć o Bramach raju bez tej całej roboty.
Nowacki odkrywa genialność lub spryt w żonglerce narracyjnej Andrzejewskiego.
Czytając Bramy raju, jak czytałem, wyczytałem między innymi i to, jak się Andrzejewski zachowa we wszystkim, co zrobi i napisze –
Jerzy Pietrkiewicz, w rozmowie z Marią Jentys Liczy się rzeczywistość – „Sycyna” 1996 nr 22 – mówi różności niekiedy wątpliwe.
Najwątpliwsze wydaje mi się przekonanie, że dziś można pisać w drugim języku (wyuczonym), jak w szesnastym lub siedemnastym wieku można było pisać po łacinie.
Wydaje mi się, że to było możliwe jeszcze w dziewiętnastym wieku, ale to się skończyło na Conradzie.
Dziś artysta sięga do głębszych niż racjonalność warstw znaczeniowych języka, dziś nie tyle artysta posługuje się językiem, co język sam z siebie (podmiotowo) posługuje się artystą.
To zbyt skomplikowana kwestia do prostej eksplikacji.
Pietrkiewicz pięknie mówi o dzieciństwie, o jego szczególnej roli w twórczości, kreacyjność dzieciństwa nie mieści się w rozumie, ona jest mocniejsza niż rozum, niż jego moc –
(23.10.1996)
Józef Baran, recenzja książki Miron – „Sycyna” 1996 nr 22 – piękna przez swoją bezpretensjonalność.
Najpiękniejszy fragment listu Mirona Białoszewskiego do Józefa Barana.
W liście Białoszewskiego śmierć wmontowana w powszedniość, śmierć jako spokój od wszystkiego.
Jedno ze zdań recenzji: „Dla miłośników życio-pisania Białoszewskiego zbiór wspomnień, zredagowany przez Hannę Kirchner, jest wspaniałym prezentem” –
(24.10.1996)
Baranoja, przyszło mi na myśl, żeby przeczytać Baranoję – „Polityka” 1985 nr 42 – po latach, przed jej ukazaniem się w Obrotach.
Drastyczne to, brutalne, wręcz chamskie.
Ale straszna prawda tego tekstu jest dziś prawdą po stokroć prawdziwszą niż jedenaście lat temu.
Zło zogromniało, zogromniała ignorancja, ignorancja uzyskała status autorytetu intelektualnego i moralnego –
(26.10.1996)
Milton Hindus (ur. 1916), esej Charles Reznikoff (ze zbioru The „Other” New York Jewish Intelectuals 1994) – „Literatura na Świecie” 1996 nr 5-6, przekład Jarosława Andersa – rzetelny w każdym słowie.
Rzetelność równoważy brak polotu i indywidualnej wizji literatury.
Autor przedstawia całą historię swoich stosunków z Reznikoffem i historię stosunku do jego twórczości.
W tych historiach dalekie podobieństwo do mojej historii ze Stanisławem Piętakiem i może także podobieństwo między Piętakiem i Reznikoffem.
Oni obydwaj są może doskonałymi małymi poetami, poetami czystego serca i doskonałego piękna.
Doskonałość Charlesa Reznikoffa jest lepszej próby, ponieważ ta doskonałość rodzi się na gruncie wyższej kultury poetyckiej, lepszego artystycznego kontekstu –
Charles Reznikoff (1894-1976), siedemnaście wierszy pod tytułem Narracje – „Literatura na Świecie” 1996 nr 5-6, przekład Piotra Sommera – jest wyborem wierszy z różnych zbiorów, prezentują one sugestywnie poetycki obiektywizm Reznikoffa.
Myśli mi się, że obiektywizm poetycki Reznikoffa trzeba rozumieć nie tylko jako szkołę poezji amerykańskiej, ale i jego indywidualny ratunek przed czymś, co byłoby zagrożeniem jego poezji.
Obiektywizm ratuje Reznikoffa przed zagrożeniami sentymentalizmu, są to dla niego zagrożenia realne, na szczęście, całkowicie i skutecznie zneutralizowane –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy