copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
KREACJA
Warszawa, 30 czerwca 2003
Kochany Henryku,
piszę do Ciebie dziś bez istotnej potrzeby, chcę się uwolnić od poczucia wewnętrznego rozproszenia przez konkretną robotę, pisanie listu w takim stanie lepsze niż czytanie, poza tym okazja, żeby Ci podziękować za wczorajsze słowa przez telefon.
Rozbawiły mnie Twoje pochwały neologizmu bzdurnota, nie podoba mi się on tak jak Tobie, brak mu oczywistej celności (główna atrakcja neologizmów), nie ma w nim, na szczęście, żadnej oczywistej wady językowej, to przypadłość złych neologizmów.
W tym celują neologizmowi maniacy, są tacy wśród piszących, znam kilku, ich coś aż pcha do neologizmowych popisów, które najczęściej ujawniają ich językową niemoc.
Tobie mój formalny neologizm nie zaszkodził, nie przysłonił Ci istoty rzeczy, mojej dezaprobaty dla bezsensowności myślenia, że komercjalność może być jakimkolwiek zbawieniem dla sztuki.
Ona może być dla sztuki co najwyżej złem koniecznym, nie ma w niej w relacji do sztuki żadnych pozytywów, komercjalność jest dla sztuki czymś takim jak śmierć dla życia, jak kalectwo dla zdrowia.
Także komercjalizacja i umasowienie razem nie tylko nie sprzyjają sztuce, lecz są dla niej wręcz zabójcze, zmieniając słoneczniki van Gogha w jelenie na rykowisku i Dziady Mickiewicza w polityczne hasło na murze.
Sztukę, oczywiście, należy jak to możliwe upowszechniać, czyli, tak to należy rozumieć, udostępniać tym, którzy jej autentycznie potrzebują.
Umasowić niczego się nie da, a jeśli, to ze sztuki nic nie pozostaje.
Czy jest jakikolwiek pożytek z pokupności i nawet z poczytności Gombrowicza w Polsce, nie ma żadnego.
Przecież Gombrowicz jest dziś jeszcze mniej znany niż przed wojną, nie znają go nawet ci, którzy piszą o nim książki lub jego nazwisko powtarzają w każdym zdaniu.
Może jednak nie ma co narzekać, że rzeczywiste wartości dzisiejszej literatury są nieznane, jeśli tylko ci, którzy ich szukają, mogą o nich wiedzieć, że są.
Przeglądam ostatnio pewien słownik pisarzy polskich, w którym są rozbudowane hasła autorów jednej lub dwóch grafomańskich publikacji i nie ma ani słowa nawet o wybitnych twórcach dzisiejszej poezji i prozy.
Wymienię Ci dla przykładu tylko dziesięć nazwisk pominiętych w słowniku pisarzy: Stanisław Zieliński, Kazimierz Hoffman, Bernard Sztajnert, Jan Drzeżdżon, Ryszard Schubert, Krystyna Sakowicz, Piotr Cielesz, Jerzy Łukosz, Grzegorz Strumyk, Darek Foks.
Drugą, trzecią dziesiątkę mogę wyliczać na każde życzenie.
I wiele dziesiątek tych, których nazwiska znalazły się w słowniku bez jakiegokolwiek usprawiedliwienia.
Nie mogę jednak listu jakby bez powodu zamieniać w tak częsty u mnie lament.
Więc coś dla przyjemności.
Pisałem Ci w maju o przeżyciu trzeciej z kolei pielgrzymki do Jana Drzeżdżona i nie wspomniałem może o ostatniej jego powieści, którą pośmiertnie wydrukowała w połowie „Twórczość” (2000 nr 7).
Powieść Idę z otchłani niepamięci czytałem dwa razy w całości i co najmniej czterokrotnie część opublikowaną.
Ta kolejna (piąta) lektura wyjaśniła mi, w jakiej relacji do Kosmosu Gombrowicza jest ta powieść, napisana prawdopodobnie już po Rotardanii i Pergamonii.
Powieść Idę z otchłani niepamięci przeciwstawia kreacyjności artystycznej w Kosmosie kreację, tak to nazwę, antropologiczną, powszechną.
Każdy człowiek kreuje sam swój świat własny, w którym żyje i umiera, korzystając w taki lub inny sposób ze świata zastanego.
Idę z otchłani niepamięci jest heroikomiczną epopeją takiej kreacji.
Część tej powieści możesz przeczytać w „Twórczości”.
Ściskam Cię mocno –
Henryk
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy