copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WYPISKI
(1.5.1999, 2.5.1999, 3.5.1999, 25.8.2003)
(1.5.1999)
Jerzy Pluta, list do niego:
Drogi Jurku,
właśnie o dziesiątej skończyłem lekturę całego „Przecinka” 7, nie przeczytałem jedynie wszystkich słów z reprodukcji planu miasta Kassel i z reprodukcji kolażu o Nagrodzie Kulturalnej Śląska.
Największe wrażenie zrobił na mnie zapis snu z matką, jakiż w nim dramatyzm ontologiczny, jaka gęstość przestrzeni, jaka ekspresja Twojego stanu ducha.
W tym zapisie jest niezwykłość, to by się chciało zobaczyć jako artystyczny zapis poezji konkretnej.
Z ogromną uwagą przeczytałem Dziennik pisany na kolanie, jak wspaniale – z kilkudziesięciu słów – zbudowałeś zapis losu swojej znajomej z Kassel z całą niebywałą drastycznością Dokumentu podróży.
Twój debiut translatorski tym sympatyczniejszy, że wybrałeś z Handkego to akurat, co jest tak bliskie Twojemu sposobowi pisania.
Upomnę się jedynie o Thomasa Bernharda, z tą jego osławioną nienawiścią do Austrii jest może trochę inaczej, niż o tym myślimy.
Wiem, że zażartowałeś, brakowałoby mi jego nazwiska w Przecinku, Jerzy Łukosz niesprawiedliwie go pominął, we mnie jest ostatnio przypływ najlepszych uczuć dla niego.
„Przecinek” 7 stał się prawie niemiecki, dobrze to wypadło, Twój opis Łomnica ‘98: spotkanie pisarzy polskich i niemieckich dużo każe się domyślać, Jerzy Łukosz wspominał mi o Urszuli Höntsch, dopiero teraz wiem w czym rzecz.
Twoją przesyłkę z „Przecinkiem” 7 otrzymałem wczoraj, był akurat u mnie Darek Foks, on po raz pierwszy Twoje pismo zobaczył.
Napomknąłem, że zdjęcia Rawki dla Ciebie nadal nie mam, nie wiem, czy odczuł swoją winę, on wszystko zwala na brata, który jest artystą fotografem.
Dziękuję, że o mnie pamiętasz, pozdrawiam —
(2.5.1999)
Jacques Derrida, teksty Derridy o nim w „Literaturze na Świecie” (1998 nr 11-12).
Niewczesne aforyzmy – przełożył Michał Paweł Markowski – pochodzą z Psyche. Inventions de l’autre (1987).
Kategorii aforyzmu nadaje się wszelkie możliwe znaczenie, trochę to jak nadużycie, ale w całym tekście inwazja logiki sprzeczności.
Poprzez wszystkie możliwe manipulacje kategorią aforyzmu i logiką sprzeczności analizuje się Romea i Julię Szekspira.
Romeo i Julia jest w tej analizie dziełem o usytuowaniu człowieka w bycie, rozumiem to jako powiązanie Derridy z myśleniem Heideggera.
Błyskotliwość Derridy pociąga i jednocześnie budzi nieufność –
Jednojęzyczność innego, czyli proteza oryginalna (1996) – przełożył Andrzej Siemek – jest rozbudowaną narracją, w której odrzuca się akademizm i także eseizm.
Jest ona zbudowana z filozoficznego dialogu, w którym w postaci aluzyjnej pojawiają się elementy konfesji autobiograficznej.
Tekst Derridy miał wcześniejsze wersje, referatową i ustną (ta ostatnia na sympozjum na Stanowym Uniwersytecie Luizjany 1992).
Najistotniejsza treść dzieła zawiera się w wielokrotnie powtórzonym i najrozmaiciej modyfikowanym zdaniu: „Mam tylko jeden język i nie jest to mój język”.
Oznacza ono sytuację kogoś, czyj jedyny język jest w istocie językiem drugim (jak francuski, niemiecki, polski dla Żydów).
W rozważaniu Derridy pojawia się termin język pierwszy, nie precyzuje się go, oznaczałby on w każdym razie postać języka przedpiśmienną, a może nawet afatyczną.
Nawiasowy wtręt, że może pisze się dlatego, że się jest afatykiem, pobudził moją wyobraźnię, szkoda, że tej sugestii Derrida nie rozwija.
Przez afatyzm rozumie on brak określonego języka pierwszego, stąd wzmianki o wtrąceniu w „przekład absolutny”, stąd drastyczne nazwanie języka jedynego (jak francuski dla Derridy, jak niemiecki dla Celana) „protezą oryginalną”.
Kwestie intelektualne, które stawia Derrida, przenoszą się także na sytuację, żeby tak powiedzieć, wewnętrzną w jedynym języku.
Myślę o różnicach między językiem pisanym i językiem mówionym, które dla większości użytkowników jedynego języka, będącego zarazem językiem pierwszym, stanowią próg podobny jak przejście od istniejącego lub nieistniejącego języka pierwszego do języka, który Derrida nazywa językiem jedynym.
U Derridy termin narzecze mógłby być zastąpiony kilkoma nazwami zbliżonymi jak slang, gwara, dialekt.
Wtedy zdanie, które jest kamieniem węgielnym j ednojęzyczności innego („Mam tylko jeden język i nie jest to mój język”), nazywałoby sytuację językową większości żyjących –
Tekst Kosmopolici wszystkich krajów, jeszcze jeden wysiłek (1997) – przełożył Andrzej Siemek – ma charakter na poły retoryczny, na poły użytkowy lub żurnalistyczny.
Aluzja zawarta w tytule jest myląca, wskazuje ona na ambicję artystyczną jak w tekście de Sade’a, to w tekście o konkretnym przeznaczeniu publicznym (kongres „miast-azylów”) jest nie do zrealizowania.
Aluzja ujawnia może ściśle wewnętrzny stosunek sceptycyzmu do inicjatyw Międzynarodowego Parlamentu Pisarzy, ale do takich podejrzeń sam tekst Derridy w niczym nie upoważnia.
Derrida skrótowo przypomina tradycję idei miast-azylów, wywodząc ją z Pisma i kojarząc ją w nowożytności z Artykułem na temat pokoju wiecznego Kanta.
W użytkowym tekście publicystycznym Derrida nie obnosi się z literackością –
Esej Szibbolet. Dla Paula Celana (1986) – przełożył Andrzej Dziadek – jest dla mnie zrozumiały w charakterze i rodzaju ambicji interpretacyjnej Derridy, ale nie w swojej argumentacji.
Autor chce odsłonić niepowtarzalność Wiersza, czyli niepowtarzalność poezji, interpretuje Południk Celana, odwołuje się do jego kategorii, tajemnica, jak niepowtarzalne staje się powszechne, nie przestaje ani na moment być tajemnicą –
Poematowa wypowiedź Che cos’é la poesia? – przełożył Michał Paweł Markowski – pochodzi z A Derrida Reader. Between the Blinds (1991).
Eseistyczny poemat jest zrozumiały, jeśli jest, wyłącznie w ścisłym powiązaniu z pismami Derridy.
Kunsztowność wypowiedzi niezwykła, mówi jakby sama poezja, która jest sprzecznością i niemożliwością, odpowiadając na pytanie, czym jest, kogoś, kogo ona nazywa jeżem na drodze, kto jest adresatem, innym, przez którego ona chce być przyjęta i ogarnięta.
To coś, ta poezja, która ma dotrzeć do pamięci, do serca, przez którą ma dojść do spotkania, do zdarzenia, jest czymś, czego nie ma w słowach, w języku.
Tym, co jest, jakie jest, może być tylko proza.
Końcowy koncept jest ryzykowny, spłaszcza on całe wniesienie tekstu, wszystkie jego wzniosłości –
Znakomitym wprowadzeniem do Che cos’é la poesia? jest esej tłumacza tekstu, Michała Pawła Markowskiego.
Esej Bajeczna spekulacja. Derrida, Heidegger i poezja jest dwukrotnie dłuższy niż tekst Derridy i zawiera objaśnienia podstawowych kategorii i metafor tłumaczonego tekstu.
Objaśnienia odnoszą się bezpośrednio do Che cos’é la poesia? I pośrednio do innych dzieł Derridy i do jego sposobów myślenia –
Wywiad Ta dziwna instytucja zwana literaturą (dla Dereka Attridge’a) – przełożył Michał Paweł Markowski – został przeprowadzony w roku 1989, opublikował go Derek Attridge w swoim wyborze pism Derridy Acts of Literature (1992).
Wywiad zaczyna się i kończy relacjami między filozofią i literaturą w rozumieniu i w praktyce pisarskiej Derridy.
W finale Derrida dopowiada rzecz do końca i wyznaje: „Wciąż jeszcze, a nawet bardziej niż dotąd, marzę o pisaniu, które nie byłoby ani filozofią, ani literaturą, które nie byłoby nacechowane ani tym, ani tym, a jednak zachowywałoby – nie mam zamiaru z tego rezygnować – pamięć literatury i filozofii. Z pewnością nie ja jeden o tym marzę, o tym, to znaczy o nowej instytucji, instytucji bez precedensu, bez pre-instytucji”.
Co z marzeń wynika, wymagałoby specjalnego spojrzenia na pisarstwo Derridy.
W samym wywiadzie wiele kwestii fundamentalnych, dla mnie najatrakcyjniejsza jest relacja między jednostkowością (niepowtarzalnością) dzieła literackiego i jego powtarzalnością lub nawet powszechnością (prostsze jednak niż w tekście Szibbolet. Dla Paula Celana ujęcie niepowtarzalności).
Derrida unika skrajności w rozstrzyganiu pytań drażliwych, nie odżegnuje się radykalnie od historyzmu i od tego, co nazwał lekturą transcendentną.
W przekładzie Michała Pawła Markowskiego zauważyłem kilkakrotnie użyty termin polilog.
Terminu tego użyłem w pamiętnych rozmowach z Bohdanem Czeszką, gdy pisał Tren, Czeszko bardzo się dziwował, nie spotyka się często tego terminu w polszczyźnie, sam też używam najczęściej słowa wielogłos.
Są w wywiadzie partie niejasne (dla mnie), dotyczące, w skrócie mówiąc, fenomenologicznej filozofii literatury.
Ostrożność intelektualna Derridy jest w wywiadzie bardziej wyrazista niż w jego wypowiedziach autonomicznych.
Do tekstu tego wywiadu trzeba będzie powracać –
Wykład Jacques’a Derridy (wygłoszony 11 grudnia 1997 roku na Uniwersytecie Śląskim z okazji przyznania mu doktoratu honoris causa) – przełożył Krzysztof Jarosz – jest pięknym popisem literackim i retorycznym, który najprawdopodobniej jest jedynie możliwym spełnieniem marzenia Derridy o czymś trzecim, co nie byłoby ani filozofią, ani literaturą.
Jeśli tak, to trzeba powiedzieć, że Wykład jest filozofią i literaturą po równi, jest filozoficzną opowieścią o całym curriculum wokół uroczystości otrzymania doktoratu honoris causa w Katowicach.
Opowieść sprzęga filozofię, autobiografię Derridy i konkretne zdarzenie z miejscem i jego usytuowaniem w czasoprzestrzeni realnej i moralnej, stanowi dość dokładny odpowiednik narracji powieściowych w pisarstwie Teodora Parnickiego, reprezentuje podobny jak u Parnickiego kunszt i podobne jak u niego zagrożenie wielosłowiem.
To zagrożenie właśnie oddala od spełnienia, dużo by o tym było do powiedzenia.
Wykład jest porównywalny – do pewnego stopnia, z wypowiedzią Che cos’é la poesia?, wypowiedź jest bardziej kunsztowna i bardziej lapidarna, Wykład z kolei góruje pełną intelektualną sprawdzalnością –
Z Derrida wiąże się tekst Michała Pawła Markowskiego Przy ryzyku, że będzie to zaskoczeniem o charakterze polemicznym, są to uwagi o tłumaczeniu Derridy i o przekładzie Bogdana Banasiaka książeczki Derridy Ostrogi. Style Nietzschego, uwagi unicestwiające.
Autor przypomina swój podziw dla przekładów Bogdana Banasiaka w latach osiemdziesiątych, gdy miał „największe zasługi w rozprzestrzenianiu pism Derridy w polskiej wersji”.
W tekście są uszczypliwości pod adresem innych tłumaczy, przy analizie przekładu Banasiaka uszczypliwości wobec nich czyta się jak pieszczotliwe pochwały –
O książce samego Michała Pawła Markowskiego pisze w recenzji Andrzej Sosnowski Ostatnia miłość literatury.
Recenzja książki Efekt inskrypcji: Jacques Derrida i literaturami górna i odrobinę pokrętna.
Tak czy inaczej jest w niej wyraz pełnej solidarności z Derridą i z Michałem Pawłem Markowskim.
W przypisie fraszka Do fraszek, która przy archaizmie słów jest napisana jakby teraz, jakby dziś –
Całość Derridiańskiego numeru „Literatury na Świecie” komentuje szef czasopisma, Piotr Sommer.
Tekst Już leży na desce (w związku z układaniem numeru) jest polemiką z polskimi oponentami i tępicielami Jacques’a Derridy (m.in. Michał Cichy, Ryszard Legutko, Bogusław Wolniewicz, Stanisław Lem, Jan Pieszczachowicz).
W polemice Piotra Sommera różne ciekawostki z dziedziny polskiej obyczajowości.
W finale zwięzłe wyjaśnienie, dlaczego ukazuje się numer poświęcony Jacques’owi Derridzie, numer szczególny, który zamyka jubileusz pięciolecia czasopisma pod berłem Piotra Sommera –
(3.5.1999)
Janusz Głowacki, dwa telefony przed pierwszą, filozofowanie o aniołach i o Bolimowie, umówiliśmy się o pierwszej na placu Trzech Krzyży.
Spotkaliśmy się w Alejach Jerozolimskich, spacer do Łazienek i po Łazienkach, obiad w restauracji Ej lat (jak przedwczoraj).
Janusz dopytywał się o tłumaczy na francuski, Andrzej Seweryn nie podejmie się przekładu Czwartej siostry.
Bardzo dużo różności Januszowi opowiadałem, wstąpiliśmy do kawiarni w Bristolu (świetne ciastka).
Janusz napomyka o wyjeździe, może już w środę –
Tadeusz Róźewicz, w rozmowie Życie w starych i nowych dekoracjach (dla Roberta Jarockiego, wrzesień 1998, luty 1999) – „Plus Minus” 1999 nr 18 – mówi najprościej jak można.
Opowieść o pierwszych doświadczeniach z teatrem w charakterze widza, o pracy dla teatrów, o przeprowadzce z Krakowa do Gliwic, o różnościach w dawnej i nowej codzienności.
Zwyczajność słów, zwyczajność myślenia, w tym piękno –
(25.8.2003)
Józef Baka, po raz pierwszy w życiu całościowa lektura Uwag (Lublin 2000).
Wydawnictwo Test opublikowało Uwagi po ponad dwustu latach według pierwodruku z roku 1766, edycja zawiera jak w pierwodruku Uwagi rzeczy ostatecznych i złości grzechowej i Uwagi śmierci niechybnej, w opracowaniu, z komentarzami i posłowiem Antoniego Czyża i Aleksandra Nawareckiego, z gwaszami Jana Lebensteina.
Dostałem tę książkę od Bernarda Nowaka w ubiegłym roku, jest to kolejne osiągnięcie edytorskie wielkiego edytora i znakomitego pisarza.
Przeglądałem tę książkę w trakcie choroby, odłożyłem do solidnej lektury i przeleżała się w ukryciu do ostatnich dni.
Lektura dzieła Józefa Baki (1707-1780) – w całości i w miarę solidnie – stała się dla mnie przeżyciem poetyckim największej wagi.
Może porównywalnym z lekturami Pamiętników Jana Chryzostoma Paska i Pamiątek Soplicy Henryka Rzewuskiego, czyli po Kochanowskim i Krasickim największych pomników literackich kultury staropolskiej.
Wcześniejsze lektury tylko zaprzeczały lekceważeniu tego niezwykłego pisarza w podręcznikach historii literatury. Więcej niż takie lektury – spreparowanej poezji Baki i dość bezwstydnie powtarzanej opinii o grafomanii księdza poety – zdziałał dla pisarskiego prestiżu tego autora Zbigniew Machej swoimi niezwykłymi nawiązaniami do jego poetyckiego baroku i do jego poetyki.
Pisząc o Prolegomenach Zbigniewa Macheja nadawałem jego związkom z poezją Józefa Baki bardzo istotny sens, ale nie zdawałem sobie sprawy, że może to być związek jeszcze o wiele bardziej zasadniczy.
Może Zbigniew Machej już wiedział jako poeta, co ja dopiero teraz u Baki dla siebie odkrywam, widząc jego dzieło zupełnie gdzie indziej, niż je widziano.
O poezji Józefa Baki wie bardzo wiele Czesław Miłosz, ale nie wszystko u niego może być Miłoszowi poetycko miłe, czy poetycko wygodne.
W moim myśleniu o poezji – a zaprząta mnie takie myślenie jak nigdy przedtem – coraz ważniejsze staje się rozróżnienie między poezją zdania i poezją słowa, a druga ma przyszłość przed sobą zdecydowanie donioślejszą niż pierwsza.
W poezji staropolskiej nikt tak jak Józef Baka nie zaprzeczył poezji zdania.
On poezję słowa z poezji zdania jak nikt wyzwolił, skazując się w poezji słowa na zniewolenie przez rym.
Rym wiedzie jego poezję na pasku, ale nie o rym mu chodzi tylko o zastąpienie jarzma składni czymkolwiek z porządku samego języka poetyckiego.
Z wszystkich rygorów poetyckich wybór padł na rym. Rym stał się w jego potrzebach najbardziej skuteczny.
Rym ksiądz poeta zabsolutyzował, skojarzył go nie ze składnią poetycką, lecz ze słowem. Atrybut słowa zdominował jednak samo słowo, przesadna dominacja rymu w organizacji poetyckiego słowa stała się dla słowa niebezpieczna.
Na szczęście, słowa nie zabiła.
Poezja słowa żyje w obydwu częściach Uwag, i to jak.
Żyje w oksymoronicznych metaforach barokowych, żyje w poetyckiej makabrze, która dla poezji słowa księdza Baki jest zbawienna.
Ona neutralizuje – przez drastyczność – jego poetycki dydaktyzm, którego, dzięki temu, chyba nikt nie skojarzy z jakąkolwiek traktatowością.
Osobliwe zwycięstwo nad dydaktyzmem jest największym triumfem poezji słowa wyzwolonego i wolnego mimo kajdanków rymu.
Nic nie mogło się zdarzyć szczęśliwszego dla poezji księdza Baki jak sprzymierzenie jej z wyobraźnią Jana Lebensteina.
Pierwszy wspiera drugiego, drugi pierwszego, to przymierze jest jeszcze korzystniejsze dla obydwu niż mariaż Lebensteina z Sępem Szarzyńskim (inny wspaniały koncept edytorski Bernarda Nowaka).
To się nazywa mieć edytorskiego nosa, pomysły Bernarda Nowaka nadają czasem jego edytorstwu rangę poezji.
Bez tych koincydencji nie przeżywałbym tak odkrycia poezji Józefa Baki dla siebie, jak przeżywam, jest to przeżywanie wręcz cudowne –
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy