copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
FINAŁY
Warszawa, 30 sierpnia 2004
Kochany Henryku,
popatrz, popatrz, jak długo do Ciebie nie napisałem, znasz moją faktografię tego strasznego lata, moje listy do Ciebie nie są jednak faktograficzne, prawdę mówiąc, faktograficzne nie są wszystkie moje listy, jeśli mają znaczenie.
Listy istotne pisuję w duchowej potrzebie, naprawdę moje listy nie są także o lekturach, choć to konsekwentnie udają, czymś szczególnym są moje listy do Alicji Dryszkiewicz, to są listy o wspólnej – jej i mojej – zgrozie istnienia.
Z nią razem, jakby ślad w ślad za nią, wchodzę w tę zgrozę, przez nią i dzięki niej czuję się na tyle silniejszy, że chcę jej w jakikolwiek sposób pomóc, jeśli to w ogóle i także jak najbardziej w szczególe jest w ogóle do pomyślenia, jest w jakimkolwiek sensie możliwe.
Przeżywam, jak się może domyślasz, straszliwe lato mojego życia, gdybym miał być skrupulatny, musiałbym powiedzieć, że nie po raz pierwszy.
Właśnie usiłuję dojść do tego, co mogłoby łączyć moje najdrastyczniejsze doświadczania zgrozy egzystencji, jest ich kilka, może trzy, może cztery.
Świta mi myśl, że takim łącznikiem jest graniczność lub finalność.
Nie ma w tym powtarzalności, graniczność lub finalność znaczy każdorazowo co innego lub przynajmniej inną stronę tego samego, co najzrozumiałej można nazwać śmiercią.
Umieramy przecież niejeden raz, to tłumaczy i nadaje sens szaleńczym słowom, nie całkiem umrę.
Umieramy właśnie w części, w części umierałem już kilka razy, najpierw, gdy umarło dzieciństwo i złudzenia w pierwszym końcu świata (65 lat temu), następnie, gdy umarła nadzieja pięć lat później, po raz trzeci, gdy kilkanaście lat później doznałem przez doświadczenie finalności egzystencji fizycznej.
Po tych trzech śmierciach związała mnie z życiem desperacka filozofia aktywności, ile sił starczy – muszę, niestety, użyć słów mi niemiłych przez kłamliwość nadużyć – w czynieniu dobra w dostępnych mi granicach i w postaci maksymalnie nie do zakwestionowania, nie do podważenia.
Przez Alicję Dryszkiewicz oswajałem się z finalnością i tego, dzięki niej wychodzę i z tego z pasywną zgodą na tę postać istnienia, jaka mi jeszcze zostaje.
Oczywiście, bez żadnych złudzeń, te dawno zostały zabite, bez żadnej nadziei, tej też od wieków nie było, z mechanicznym posłuszeństwem wobec przykazania miłości, które w mojej sytuacji prawie nic nie może znaczyć, więc będzie znaczyć tyle, ile może.
O moich dziejach ducha, jeśli jeszcze będą trwały, będę może pisywał, na telefony od Ciebie będę czekał.
Ściskam Cię z czułością –
Henryk
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy