copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
BŁĄD
Warszawa, 27 listopada 2001
Drogi Henryku,
jaka radość czytać Twój jubileuszowy elaborat dla mnie, najbardziej mnie wzruszają wszystkie błędy w Twojej polszczyźnie.
Od dawna wiem, że moja słabość do urody językowego błędu jest przemożna, idzie to w parze z odrazą do błędów bez urody.
Czasem myślę, że urodę błędu odczuwam szczególnie wtedy, kiedy błąd ujawnia jakąś nieznaną możliwość języka, niewykorzystaną z niewiadomych przyczyn, przegapioną lub zaniechaną.
W polszczyźnie jest tego szczególnie dużo, więcej niż w innych językach z bogatszą i dobrze znaną historią, mam na myśli historię dwupiętrową lub wielopiętrową.
Dwupiętrowością nazywam (czysto okazjonalnie) taką sytuację, gdy języki dzisiejsze mają wyodrębnioną i dobrze udokumentowaną przeszłość w językach starszych, od których pochodzą, jak na przykład języki romańskie w łacinie, z której się wydobyły.
Takie języki powstają, można powiedzieć, właśnie z błędów, czyli z niewykorzystanych przez język rodzicielski rozmaitych językowych potencji. Ile tego bywa, najlepiej świadczy to, że z łaciny powstały języki tak bogate i tak różne, jak włoski, francuski i hiszpański.
W przeciwieństwie do łaciny prawie nie znamy języka, z którego powstały dzisiejsze języki słowiańskie, szansa w tym, że z tych języków wydobędą się języki nowe, które swoje źródła będą miały w niewykorzystanych możliwościach języków obecnych.
Stąd moja szczególna sympatia dla wszystkich języków potencjalnych, które wykluły się i wciąż wykluwają w dawnej i w nowej polszczyźnie.
Widzisz, jak śmiałą – niekoniecznie dla żartu – twórczość intelektualną rozwijam na fundamencie Twojego uroczego wypracowania o mnie.
Pomyśl, co by to było, gdyby bez przesądów można było myśleć nie przy tak przypadkowej okazji. O życiu języków, o ich budowaniu siebie, przez wypróbowywanie możliwości, przez poszukiwania.
Przy jubileuszu ominęło mnie konwencjonalne piśmiennictwo okolicznościowe, zamiast tego miałem dwa (lub nawet trzy) seanse żywego słowa.
Z przyjaźni dla mnie seanse wymyśliły i zorganizowały Beata Chmiel, o której Ci nieraz mówiłem, w Warszawie i Dorota Jankiewicz, o której Ci kiedyś opowiem, w Skierniewicach.
Obydwa seanse były dość niezwykłe, spotkanie z młodzieżą skierniewicką (uczniowie) jest nie do zapomnienia.
Listopadowy maraton kończy się, jakoś to przeżyłem, słusznie oceniasz po głosie, że chyba ledwo żyję.
Wielkie dzięki za Twoją polszczyznę z błędami, bardzo mi Ciebie brak –
Henryk
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy