Błąd, czytane w maszynopisie, Twórczość 2/2002

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

BŁĄD

Warszawa, 27 listopada 2001

Drogi Henryku,

jaka radość czytać Twój jubileuszowy ela­borat dla mnie, najbardziej mnie wzruszają wszystkie błędy w Twojej polszczyźnie.

Od dawna wiem, że moja słabość do urody językowego błędu jest przemożna, idzie to w parze z odrazą do błędów bez urody.

Czasem myślę, że urodę błędu odczuwam szczególnie wtedy, kiedy błąd ujawnia jakąś nieznaną możliwość języka, niewykorzystaną z niewiadomych przyczyn, przegapioną lub zaniechaną.

W polszczyźnie jest tego szczególnie dużo, więcej niż w innych językach z bogatszą i dobrze znaną historią, mam na myśli historię dwupiętrową lub wielopiętrową.

Dwupiętrowością nazywam (czysto okazjo­nalnie) taką sytuację, gdy języki dzisiejsze mają wyodrębnioną i dobrze udokumentowa­ną przeszłość w językach starszych, od któ­rych pochodzą, jak na przykład języki romań­skie w łacinie, z której się wydobyły.

Takie języki powstają, można powiedzieć, właśnie z błędów, czyli z niewykorzystanych przez język rodzicielski rozmaitych języko­wych potencji. Ile tego bywa, najlepiej świad­czy to, że z łaciny powstały języki tak bogate i tak różne, jak włoski, francuski i hiszpański.

W przeciwieństwie do łaciny prawie nie znamy języka, z którego powstały dzisiejsze języki słowiańskie, szansa w tym, że z tych języków wydobędą się języki nowe, które swoje źródła będą miały w niewykorzystanych możliwościach języków obecnych.

Stąd moja szczególna sympatia dla wszyst­kich języków potencjalnych, które wykluły się i wciąż wykluwają w dawnej i w nowej pol­szczyźnie.

Widzisz, jak śmiałą – niekoniecznie dla żartu – twórczość intelektualną rozwijam na fundamencie Twojego uroczego wypracowa­nia o mnie.

Pomyśl, co by to było, gdyby bez przesą­dów można było myśleć nie przy tak przypadkowej okazji. O życiu języków, o ich budo­waniu siebie, przez wypróbowywanie możli­wości, przez poszukiwania.

Przy jubileuszu ominęło mnie konwencjo­nalne piśmiennictwo okolicznościowe, za­miast tego miałem dwa (lub nawet trzy) sean­se żywego słowa.

Z przyjaźni dla mnie seanse wymyśliły i zorganizowały Beata Chmiel, o której Ci nie­raz mówiłem, w Warszawie i Dorota Jankiewicz, o której Ci kiedyś opowiem, w Skier­niewicach.

Obydwa seanse były dość niezwykłe, spo­tkanie z młodzieżą skierniewicką (uczniowie) jest nie do zapomnienia.

Listopadowy maraton kończy się, jakoś to przeżyłem, słusznie oceniasz po głosie, że chyba ledwo żyję.

Wielkie dzięki za Twoją polszczyznę z błędami, bardzo mi Ciebie brak –

Henryk

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content