Cuda, czytane w maszynopisie, Twórczość 12/2003

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

CUDA

Warszawa, 16 sierpnia 2003

Kochany Henryku,

dawno do Ciebie nie pisałem, rozłażą mi się dni i noce, rozpadają, Twój wczorajszy telefon akurat z Hamburga zadziwił mnie przez koincydencję, miałem wczoraj dwa te­lefony z Hamburga, drugi nie od Janusza Rudnickiego, lecz od mojego przyjaciela Grze­gorza, który na dwa dni pojechał do rodzeń­stwa po córkę.

Zadziwiaj ą mnie takie zbiegi okoliczności, widzę w nich zalążki jakichś nieprzewidywal­nych prawidłowości, projekcje kształtów bezkształtności i chaosu.

Myśli takie naszły mnie dopiero dzisiaj i całkiem z innych powodów.

Przeglądając strony nekrologowe „Gazety Wyborczej”, to we wszystkich gazetach uwa­żam za jedyny kącik prawdy, natrafiłem na nekrolog w pierwszą rocznicę śmierci Tade­usza Koszarowskiego „chirurga-onkologa, przyjaciela ludzi…” (tak w nekrologu) z proś­bą żony do „życzliwych Jego pamięci o chwilę zadumy”.

Ta i akurat taka prośba do mnie dotarła, spo­tkałem Tadeusza Koszarowskiego raz w życiu, był on gospodarzem spotkania z ludźmi kultu­ry w centrum onkologii, słuchałem jego przemówienia i odpowiedzi na pytania (także głu­pie), nic mu więcej nie zawdzięczam poza tym, że jego mówienie i zachowanie pamiętam żywo przez trzydzieści lat i zaliczam do objawionych cudów człowieczeństwa.

Nie wiem, ile ludzi przeczyta ten nekrolog, ilu z nich pomyśli o zmarłym, cud jego człowieczeństwa musiał się przecież objawiać nie tylko mnie przez godzinę, ten człowiek przeżył wojnę (mówił o tym) i uczestniczył jakże decydująco w życiu i umieraniu wielu, miał swoją filozofię zachowań wobec życia i śmierci.

Myślę właśnie o ulotnej wspólnocie, o chwili wspólnoty nie znających siebie ludzi, których połączy na mgnienie myśl o Tadeuszu Koszarowskim.

Nie wierzę w abstrakcyjne, pojęciowe wspólnoty wszystkich ludzi, wszystkich Po­laków, wszystkich Niemców, wszystkich chrześcijan, wszystkich żydów, wierzę w naj­bardziej ulotne i nieuchwytne, wręcz metafi­zyczne, wspólnoty chwil przez objawione w istnieniu cudy człowieczeństwa.

Dziś – jeszcze przed przeczytaniem nekro­logu Tadeusza Koszarowskiego – pomyślało mi się o szatniarce Jupowiczowej z kawiarni literackiej, nie widziałem jej od dwudziestu lat, nie byłem z nią w takiej zażyłości, jak z kelnerkami Stasia i Joasią, zamieniałem z nią codziennie słowa powitania i pożegnania, widziałem i czułem jej bystrą życzliwość, ceniłem jej praktyczne człowieczeństwo, po­myślało mi się dziś, co się z nią dzieje, nale­żałoby się kogoś o nią zapytać.

Dokonał się więc ulotny akt ludzkiej wspól­noty.

Teraz, gdy piszę do ciebie, obcuję w my­ślach także z Twoim przodkiem Karlem, wi­działem przez straszne pół roku cud jego na­turalnego człowieczeństwa (nie wobec mnie, wobec wszystkich), gdy sytuacja narzucała mu obowiązek (!?) nieludzkości, przecież bez jego pośrednictwa nie byłbyś mi tak bliski, jak jesteś.

Jak widzisz, szukam wszelkimi sposobami chwil zgody z człowieczeństwem w sobie i w innych, szukam z niewidocznym światłem nie tyle człowieka, co cudów człowieczeństwa w ludziach.

Ściskam Cię mocno –

Henryk

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content