copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
CZYTANIOŻYCIE
Warszawa, 21 listopada 2004
Kochany Henryku,
bardzo mi się spodobało Twoje wczorajsze naleganie przez telefon, żebym przestrzegał przynajmniej comiesięcznego rytmu moich listów do Ciebie, sprawdziłem, że rzeczywiście nie napisałem do Ciebie od 6 września, więc to już mija trzeci miesiąc.
Wiesz jednak wszystko o tej rewolucji życiowej, jakiej doświadczam, i wiesz także, jak trudno o czymś takim mówić i pisać.
Coś takiego, jak śmierć kogoś tak bliskiego jak Jerzy Lisowski dla mnie, jak odejście z domu, jakim przez pół wieku była dla mnie „Twórczość”, to nie zdarzenie o zwykłym biegu rzeczy, to długotrwałe procesy wewnętrzne, w których dochodzi się do zrozumienia tego, co się stało.
Epifanie czasem się zdarzają, ale nie zawsze, te procesy to najczęściej żmudna praca wewnętrzna, żeby pojąć sensy i znaczenia takich zdarzeń.
Temu właśnie podlegam, to się we mnie dokonuje, wiem już z grubsza, czym stało się wydarzenie z 11 września, gdy zabrakło Jerzego Lisowskiego, od odejścia z „Twórczości” minęły zaledwie trzy tygodnie.
Nie uwierzysz, jak te zdarzenia sprzed miesięcy i tygodni sprzymierzyły się we mnie ze zdarzeniami sprzed dziesiątków lat, z czasów mojego dzieciństwa i młodości, tej najpierwszej, z czasu wojny.
Przypominają mi się zdarzenia i postacie (moje przeżywanie zdarzeń i postaci) i przypomina się moje dawne czytanie, czyli coś w moim życiu najważniejszego od dzieciństwa do dziś.
Pełna emerytalność zmienia u mnie (wyobraź sobie) czytanie, przywracając czytanie pierwsze jak w dzieciństwie i w młodości.
Tamto było limitowane dostępnością (z prywatnych i publicznych bibliotek), dzisiejsza limitacja jest wyłącznie wydolnością subiektywną, ileż można przeczytać, czytając tak jak ja, czyli wszystkimi władzami osobowymi, jakimi jeszcze dysponuję.
Czytam jednak teraz jak dawniej bez żadnej zewnętrznej potrzeby, do czasów uniwersyteckich nie czytałem niczego ze względu na potrzeby szkolne i edukacyjne, te wpisywały się niezauważalnie w czytaniożycie.
Do tego wracam po dziesiątkach lat czytania zawodowego, teraz z zawodowości pozostały przyzwyczajenia, na przykład przyzwyczajenie orientacji w książkach mnie imiennie przysyłanych.
Pod nowodawne czytanie podpada jednak duża lektura najnowsza, polski przekład olbrzymiego tomu dzienników Ernsta Jüngera pod tytułem Promieniowania (2004, przekład Sławomira Błauta, Czytelnik).
Ta lektura ma pośredni związek z Tobą przez Twojego przodka Karla, bez którego nasza przyjaźń nie stałaby się tym, czym jest.
Twojego przodka dzieliła od narratora Promieniowań olbrzymia różnica społecznego usytuowania, ale w jednym ich los był wspólny, przymusowe uczestnictwo w historycznym szaleństwie.
Czytam Promieniowania przez przymusowe uczestnictwo w zbiorowym szaleństwie człowieka, a właściwie przez to, co w trakcie czegoś takiego daje się ocalić z prawdziwego człowieczeństwa.
Narrator Promieniowań jest uprzywilejowanym oficerem Wehrmachtu, tkwi w samym środku zbiorowego szaleństwa, nie ukrywa niczego z tego, kim jest, ale zapisuje tylko to, czym żyje jako normalny człowiek, wybitny pisarz, kulturalny wybraniec swojego narodu.
Do jego zapisów nie ma dostępu żadne kłamstwo, sprawdza się to w jego każdym zapisanym zdaniu, ta prawda jest u niego jak wyspa na oceanie wiadomej zbrodni i wiadomego szaleństwa.
Nie przeczytałem Promieniowań w całości, nie czytam tego na akord, obcuję przez lekturę z przyzwoitym człowiekiem, który wśród totalnego zła nie hańbi siebie i zapisywanego przez siebie słowa.
Z lekturą Promieniowań nie będę się spieszył.
Ściskam Cię z czułością –
Henryk
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy