Czytaniożycie, czytane w maszynopisie, Twórczość 5/2005

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

CZYTANIOŻYCIE

Warszawa, 21 listopada 2004

Kochany Henryku,

bardzo mi się spodobało Twoje wczorajsze naleganie przez telefon, żebym przestrzegał przynajmniej comiesięcznego rytmu moich listów do Ciebie, sprawdziłem, że rzeczywi­ście nie napisałem do Ciebie od 6 września, więc to już mija trzeci miesiąc.

Wiesz jednak wszystko o tej rewolucji życiowej, jakiej doświadczam, i wiesz także, jak trudno o czymś takim mówić i pisać.

Coś takiego, jak śmierć kogoś tak bliskie­go jak Jerzy Lisowski dla mnie, jak odejście z domu, jakim przez pół wieku była dla mnie „Twórczość”, to nie zdarzenie o zwykłym biegu rzeczy, to długotrwałe procesy wewnętrzne, w których dochodzi się do zrozumienia tego, co się stało.

Epifanie czasem się zdarzają, ale nie za­wsze, te procesy to najczęściej żmudna praca wewnętrzna, żeby pojąć sensy i znaczenia ta­kich zdarzeń.

Temu właśnie podlegam, to się we mnie dokonuje, wiem już z grubsza, czym stało się wydarzenie z 11 września, gdy zabrakło Je­rzego Lisowskiego, od odejścia z „Twórczości” minęły zaledwie trzy tygodnie.

Nie uwierzysz, jak te zdarzenia sprzed mie­sięcy i tygodni sprzymierzyły się we mnie ze zdarzeniami sprzed dziesiątków lat, z czasów mojego dzieciństwa i młodości, tej najpierwszej, z czasu wojny.

Przypominają mi się zdarzenia i postacie (moje przeżywanie zdarzeń i postaci) i przypomina się moje dawne czytanie, czyli coś w moim życiu najważniejszego od dzieciństwa do dziś.

Pełna emerytalność zmienia u mnie (wy­obraź sobie) czytanie, przywracając czytanie pierwsze jak w dzieciństwie i w młodości.

Tamto było limitowane dostępnością (z pry­watnych i publicznych bibliotek), dzisiejsza limitacja jest wyłącznie wydolnością subiek­tywną, ileż można przeczytać, czytając tak jak ja, czyli wszystkimi władzami osobowymi, jakimi jeszcze dysponuję.

Czytam jednak teraz jak dawniej bez żad­nej zewnętrznej potrzeby, do czasów uniwersyteckich nie czytałem niczego ze względu na potrzeby szkolne i edukacyjne, te wpisywały się niezauważalnie w czytaniożycie.

Do tego wracam po dziesiątkach lat czyta­nia zawodowego, teraz z zawodowości pozo­stały przyzwyczajenia, na przykład przyzwy­czajenie orientacji w książkach mnie imien­nie przysyłanych.

Pod nowodawne czytanie podpada jednak duża lektura najnowsza, polski przekład olbrzymiego tomu dzienników Ernsta Jüngera pod tytułem Promieniowania (2004, przekład Sławomira Błauta, Czytelnik).

Ta lektura ma pośredni związek z Tobą przez Twojego przodka Karla, bez którego nasza przyjaźń nie stałaby się tym, czym jest.

Twojego przodka dzieliła od narratora Promieniowań olbrzymia różnica społecznego usytuowania, ale w jednym ich los był wspól­ny, przymusowe uczestnictwo w historycznym szaleństwie.

Czytam Promieniowania przez przymuso­we uczestnictwo w zbiorowym szaleństwie człowieka, a właściwie przez to, co w trakcie czegoś takiego daje się ocalić z prawdziwego człowieczeństwa.

Narrator Promieniowań jest uprzywilejowa­nym oficerem Wehrmachtu, tkwi w samym środku zbiorowego szaleństwa, nie ukrywa niczego z tego, kim jest, ale zapisuje tylko to, czym żyje jako normalny człowiek, wybitny pisarz, kulturalny wybraniec swojego narodu.

Do jego zapisów nie ma dostępu żadne kłamstwo, sprawdza się to w jego każdym zapisanym zdaniu, ta prawda jest u niego jak wyspa na oceanie wiadomej zbrodni i wiadomego szaleństwa.

Nie przeczytałem Promieniowań w całości, nie czytam tego na akord, obcuję przez lektu­rę z przyzwoitym człowiekiem, który wśród totalnego zła nie hańbi siebie i zapisywanego przez siebie słowa.

Z lekturą Promieniowań nie będę się spie­szył.

Ściskam Cię z czułością –

Henryk

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content