Marnotrawność, czytane w maszynopisie, Twórczość 10/1994

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

MARNOTRAWNOŚĆ

Warszawa, 18 czerwca 1994

Januszku

jeszcze nie ochłonąłem po tym wszystkim, czym mnie natchnął Ralph Potocky, a tu teraz ten syn Świętej Osoby z Tybetu.

Że też chciało Ci się wlec do Nepalu, chyba palec Boży Cię tam prowadził.

To jest coś, taki Syn z Pryncypiami w rękach dzień w dzień.

Znam parę osób, które Pryncypia znają na pamięć jak Zofia Szmydtowa Pana Tadeusza, ale co Syn to Syn. Dla Synczyzny teraz żyjemy, tylko Ty musisz poprzestać na Córczyźnie (Zuzanna mi to wybaczy).

Moją Synczyzną jest Ralph, tęsknię do niego, jak inni po Litwie.

Przywieź Ty go nad Wisłę, niech go wezmę w ramiona jak Ojciec Marnotrawny Marnotrawnego Syna.

Nie ma większego uczucia na świecie jak między tymi dwoma, czyli jak między mną i Ralphem.

Pilnuj go, czuwaj nad nim, bądź mu ojcem, bądź mu matką.

Bądź mężem w nagłej potrzebie, bądź i żoną, gdy tego zapragnie jego dusza.

Niech nie popada w zdrożności, niech nie skacze w bok, żadne tam Cudne Manowce.

Synowi Świętej Osoby złóż pokłon ode mnie.

On chyba zrozumie Twoją amerykańską polszczyznę, choć co innego polszczyzna Pryncypiów, polszczyzna ze źródeł.

Uściskaj go, jak ja bym ściskał Ralpha. Ciebie, Ewę i Zuzę ściskam po bożemu –

Henryk

P.S. Piszę Ci na papierze nie takim jak ten od Świętej Osoby, nie robiły go nepalskie niewolnice, ale czerpały nasze Matki Polki, chyba przez usta. H.

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content