Mna 2, czytane w maszynopisie, Twórczość 2/2001

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

MNA (2)

Warszawa, 3 listopada 2000

Kochany Darku,

piszę do Ciebie list nielist, przyjmując, że listem do mnie – na którymś miejscu w kolejności swoich przeznaczeń – jest cała Mna.

Korpus główny Mny należał do Światów według mnie („Twórczość”), wpisujesz go w książkowy porządek trylogii Chcę, żądam, rozkazuję, ten wpis ma całkiem dobre umocowanie (wybacz ten kolokwializm) i ustanawia trylogię autotematyczną (obok tetralogii kreacyjnej Pst).

Cała trylogia jest nowym – jak najbardziej stosownym i prawomocnym – odpowiedni­kiem dzieła Sam w śmietniku słów, które przedstawiłem przed urodzeniem, do które­go nie doszło, i teraz – po Mnie – muszę pożegnać ostatecznym i jedynym nekrolo­giem, któż bowiem – poza Tobą i mną –miałby prawo ten nekrolog ogłosić.

Mną i trylogia Chcę, żądam, rozkazuję w całości prezentuje lepiej ideę dzieła Sam w śmietniku słów niż jego pierwotna wersja.

Nawet trudno powiedzieć, co w tytule Sam w śmietniku słów nie miało kamiennej bezwzględności prawdy najprawdziwszej, może narracyjna multiplikacja Twojej mny podważała wagę słowa sam, może arty­styczna krzepa Twoich słów zaprzeczała ich usytuowaniu na śmietniku i sugerowała rodzaj kokieterii autora.

Do tytułu pasowała w pierwotnej wersji dzieła najbardziej jej część najsłabsza Ja, pisarz.

Ja, pisarz w Mnie jest częścią najsłabszą, jej słabość jednak stanowi jednocześnie jej siłę i ważność zarówno dla Mny, jak i dla całej trylogii Chcę, żądam, rozkazuję.

To, co zostało z dawnej wersji tekstu Ja, pisarz, jeszcze sugestywniej demonstruje, że chce się, żąda i rozkazuje absolutnej nie­możliwości, nie niemożliwości w ogóle, lecz niemożliwości dla siebie, dla swojej mny.

Niemożliwość dla Dariusza Bitnera nie musiałaby być absolutną niemożliwością dla Hansa-Georga Gadamera, dla Dawida Hopensztanda, dla Paula de Mana, dla Jurija Łotmana.

Dariusz Bitner wpędza się w niemożli­wość, ponieważ ma swoją własną pisarską potrzebę, chce ją wyłącznie dla siebie za­spokoić, chce się posłużyć przez siebie samego wytworzonym ogniem, nie mając ani zapałek, ani krzemienia, ani niczego, czego do zapalenia ognia dziś się używa.

Jego ambicja, jego nieuchronna klęska byłyby porażające, gdyby nie to, że on sam dla siebie coś wyjaśnił, nie rozpalił nieznanym sposobem ognia, ale rozgrzał się. przy robocie.

Zysk z prezentacji tekstu Ja, pisarz jest, pokazuje się w nim, że pisarz jest skazany na siebie, na swoją mnę, na poruszanie się po swojemu po labiryncie, bez nici Ariadny, bez światła, bez kompasu.

Z odkryciem funkcji form narracyjnych nie udało się, bo nie mogło się udać, udało się natomiast coś innego, co nikomu się nie udaje, najprawdziwsze z prawdziwych dzieło w toku, dzieło powstające, dzieło w trakcie kreacji.

Założenie czegoś takiego przekreśla au­tentyczność efektu możliwego do osiągnię­cia.

Ty, Darku, dzieła takiego nie zamierzyłeś, nie zamierzyłeś trylogii Chcę, żądam, roz­kazuję, ona powstawała w beznadziejności, w rozpaczy, w trudzie ponad siły, w nie­możliwości powstania, ona jest – jak tetralogia Pst – w swoim, niczym nie zafałszo­wanym, autentyzmie.

Trylogia autotematyczna ma swój nie­podważalny walor niepowtarzalności tego wszystkiego, do czego sam, własnym prze­mysłem dochodzisz w rozumieniu pisar­stwa.

Przemądrzalcy powiedzą Ci, że oni się więcej nauczyli na seminariach z teorii literatury, ale to gówno prawda, tu niczego istotnego nie można się nauczyć od innych.

Ty wiesz, dowiedziałeś się ze swojej mny, że dzieło w toku powstaje przez cud, gdy nic nie może powstać, choć robisz wszyst­ko, co możliwe, żeby powstało.

To tyle, jeśli chodzi o Mnę jako Twoje pisarskie osiągnięcie.

Dla mnie Mna jest najdłuższym listem, jaki kiedykolwiek został do mnie napisany.

Ten list jest pisany jawnie i w ukryciu, w Twoich konfesjach ogólnych, w Twoich niezliczonych podtekstowych odwołaniach.

W Dzienniku pierwszym ta niesamowita obrona mnie bez jakiejkolwiek widomej obrony, w samym przywołaniu niesamowi­tych oskarżeń.

To się inaczej czytało przed laty, gdy żyli wszyscy czterej prokuratorzy, to się czyta zupełnie inaczej dziś, w innym porządku, w porządku wieczności, w którą się wpisuje ludzka utrata rozumu i sumienia. Bez tego nie broniłbyś mnie tak, jak mnie bronisz, oddając głos tylko oskarżycielom, na ich głosie poprzestając.

W Dzienniku drugim ileż jawnych i ukrytych polemik ze mną, polemik nie­śmiałych, można powiedzieć, aż czułych, choć ja za zwierzenie dla mnie uważam może najważniejszą sprawę w Mnie, sprawę winy wobec słowa, sprawę jedynego praw­dziwego grzechu pisarza.

Przed Lamelkami jest ślad najważniejsze­go sporu między nami, sporu o Jerzego Andrzejewskiego, nie mam Ci za złe tej wersji anegdoty, jaka się znalazła w Mnie, nie mógłbym mieć, wiedząc, czym są Lamelki.

Olbrzymia część literatury lat dziewięć­dziesiątych, o której tak głośno w mediach i na uniwersytetach, została w Lamelkach sparodiowana najniewinniej jak można, bo poprzez zacytowanie własnej twórczości komercyjnej.

Ty grzeszyłeś najniewinniej, Twoje grzechy nie trafią do podręczników pod postacią rejestru cnót i osiągnięć medialnej literatury, w Lamelkach powinni się odna­leźć wszyscy, którzy dzięki swoim lamelkom stali się chlubą polskiej literatury końca wieku.

W Dzienniku trzecim – jest to część Mny najświetniejsza – za list do siebie biorę nie partię Z listów do Berezy, lecz różności czasem polemiczne, czasem konfesyjne (Jemielitd), czasem wręcz epifaniczne jak prawie cały Koniec tego roku, czyli śmietnik w rzeczy samej z takim słowem o nowo narodzonej córeczce, że nie powstydziliby się go najwięksi.

Karty o domniemanych snach trzydniowej dziewczynki nie powstydziłby się mój poeta poetów.

Na tym muszę skończyć swój list nielist, Bóg zapłać za wszystko.

Ściskam Was wszystkich, całuję –

Henryk

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content