copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
NIEISTNIENIE
Warszawa, 12 kwietnia 1991
Droga Alicjo,
dopominasz się, żebym pisał o sobie, nie zaś o naszych porządkach, czasami jednak trudno jedno od drugiego oddzielić. Takie splątanie ujawniają moje zapisy widzeń sennych, czyli coś najbardziej osobistego.
Chcę Ci przepisać zapis oniryczny, w którym dochodzi do głosu moje szczególne cierpienie, cierpienie z powodu KATASTROFY LITERATURY, z czego mało kto u nas zdaje sobie sprawę.
Niedziela, 10 marca 1991
– stoję przy Prymasowskiej w Skierniewicach, czytam maszynopis powieści Jerzego Łukosza – Łukosza widzę kilkanaście metrów ode mnie – wiem, że on wie, co czytam – narracja Łukosza dotyczy istnienia małej roślinki, ją się zasadziło, trzeba ją pielęgnować – widzę kilka wątłych roślin, myślę, że wyrosną – piszę coś w poczuciu tożsamości z Didymusem, może chodzi o ewangelicznego Didymusa, czyli Tomasza, może o postać z powieści Józefa Łozińskiego – w ogrodzie dzieciństwa stoję wśród drzew, wpada Tadeusz Konwicki – jest zaszokowany odkryciem – odkrył, że ktoś sławny nosi spodnie bez rozporka, jemu rozporek nie jest już potrzebny – śmieję się wewnętrznie, w spodniach marynarskich też nie ma rozporka – jestem wśród kilkunastu osób, Tomasz Burek stopniuje efekty odkrywania prawdy – słucha się z wielkim napięciem tego, co on mówi – doprowadza do finału, on w Ameryce, z perspektywy przestrzeni i czasu, odkrył w Polsce NIEISTNIENIE DEBIUTU LITERACKIEGO – z gorzką satysfakcją myślę o jego odkryciu – Burek stoi blisko Ryszarda Matuszewskiego, twarz Rysia jakby się rozpryskuje – zawisło pytanie, kto spowodował to zjawisko straszne jak śmierć – ja oczekuję, że Burek powinien także powiedzieć, kto się temu przeciwstawiał – Burek nic już nie mówi, jestem poruszony jego milczeniem – impreza młodych literatów jakby w kościele skierniewickim – nie rozumiem różnych zachowań i wypowiedzi – oceniam kilka maszynopisów młodej autorki, ona też w imprezie uczestniczy – sprzyjam jej – w domu siostry pod Skierniewicami patrzę na zachowanie Heleny Zaworskiej – ona połyka cały flakon pastylek leku digoxin na niewydolność krążenia – wiem, że to lek bardzo niebezpieczny, mówię o tym – na rękach Zaworskiej widać czerwoną wysypkę – matka Zaworskiej mówi, że nie ma co się przejmować gadaniem dwóch wariatów – podróżuję w towarzystwie młodych artystów – spodziewaliśmy się awantury, ataków na „Twórczość” – wszystko zmierza ku końcowi, dochodzi do konfliktów post factum – między szefem imprezy, między jej uczestnikami – mówię, że to czysty absurd, walka o nic, popis złej woli bez powodów i sensu –
Tyle w śnie. Na jawie goły fakt, debiutów się nie wydaje, początkujący autor nie ma najmniejszych szans opublikowania książki. Możesz to sobie wyobrazić.
I wszyscy dokoła, jeden w drugiego, to „obrońcy kultury”, słowo kultura jak rzygowina wylewa się z parszywych warg.
Wyżaliłem się w tym liście, może mi trochę ulży.
Pozdrawiam Ciebie i pana Bruna –
Henryk
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy