Próżnia, czytane w maszynopisie, Twórczość 10/2002

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

PRÓŻNIA

Warszawa, 16 kwietnia 2002

Drogi Henryku,

ładnie narzekasz, że zaniedbuję się w pisa­niu do Ciebie, wiesz jednak z rozmów telefonicznych, jak trudno mi zapanować nad bie­giem zdarzeń, nad wszystkim, co się ostatnio wokół mnie i ze mną dzieje.

Najgorsza w tym wszystkim nie szczegól­na, lecz ogólna natura tej dziejby. Z niema­łym trudem kształtuje się we mnie zrozumie­nie zasady tego wszystkiego, co na pierwszy rzut oka nie ma żadnego związku z prymatem materialnego interesu w ekonomicznych i społecznych przedsięwzięciach ludzi, których jawnym lub ukrytym bóstwem jest jakiekol­wiek Mieć.

Na świecie może jest inaczej lub różnie, u nas zdeterminowana domena deklarowanego lub obowiązkowego Być nie ma z Mieć żad­nego jawnego powiązania, mogłoby to zna­czyć – przecież upragnioną – wolność od Mieć, gdy tymczasem znaczy zupełnie co in­nego, mianowicie detronizację bóstwa Być do zwykłego być, i to za wszelką cenę.

Zdegradowane i całkowicie puste być za­stępuje prawdziwe Być i działa tak, jakby miało cokolwiek wspólnego z Mieć, choć ja­kiekolwiek wspólnictwo z Prawdziwym Mieć niemal całkowicie nie wchodzi w rachubę.

Niemożliwość ani Być, ani Mieć zamienia dostępną mi sferę życia w piekło, piekłem jest ta dziejba, której doświadczam, którą usiłuję zrozumieć, która w niektórych swoich przebiegach rozrywa mi moje serce na sznurku.

Być, które nie jest sobą, które w dodat­ku nie ukrywa w sobie Mieć, które nie jest nawet ani być, ani mieć, które, krótko mówiąc, jest dudniącą próżnią, szuka uspra­wiedliwienia dla siebie w jedynie możli­wym działaniu, które nie może nie być niszczycielstwem wszystkiego, co choćby tylko trochę istnieje bardziej niż dudniąca próżnia, która jest nicością.

Ta nicość nadyma się, pęcznieje i pączkuje, wypuszcza z siebie kolorowe balony próżni (dla zmyłki), nie zostawiając już żadnego wolnego miejsca dla czegokolwiek.

Pomyślisz, że gubię się w uogólnieniach i w abstrakcjach, rzecz w tym, że taka właś­nie ogólność jest naszą szczególnością, cze­gokolwiek tkniesz, na cokolwiek zerkniesz, jest dudniącą próżnią, poza którą na nic nie ma być miejsca, która wszystko ma pochłonąć.

Wygląda na to, jakby przed niszczycielstwem dudniącej próżni nie było żadnego ocalenia.

Tak skrajnie źle być nie może, ale jakiejż mocnej woli trzeba, żeby nie ulec takiej de­speracji świadomości.

W rozmowie nie zdobyłbym się na powie­dzenie tego, co napisałem.

Szczegóły obiecuję Ci w rozmowach.

Ściskam Cię mocno –

Henryk

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content