Słomczyński, czytane w maszynopisie, Twórczość 12/1998

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

SŁOMCZYŃSKI

Warszawa, 30 czerwca 1998

Droga Alicjo,

dziękuję za obydwa listy, czuje się, że majowa „Twórczość” – mimo nekrologu Maćka Słomczyńskiego – dała Ci sporo radości.

Z tego, co napisał Karol Maliszewski o Oniriadzie, ja też jestem bardzo zadowolony, wzmiance o Dwóch zielonych listkach w bieżącej Oniriadzie nie powinnaś się dziwić, ludzi – teraz pod pięćdziesiątkę – pamiętających Twoją powieść jest sporo, często zdarza mi się o tym mówić.

Motywu sennego z Dwoma zielonymi listkami nie wymyśliłem, moja wyobraźnia oniryczna wymyśliła rozmówców, Władysława Terleckiego i Włodzimierza Odojewskiego, jest to wymysł zabawny literacko.

Włodzimierz Odojewski jest postacią w moich snach, choć widuję go rzadko, jeszcze rzadziej rozmawiam.

O Maćku Słomczyńskim napisałaś ładnie. Ja go nie znałem tak długo jak Ty i Henryk Tomaszewski, ale dość długo i nasza znajomość miała zabawne epizody.

Zaczęło się od konfliktu, później w połowie lat pięćdziesiątych doszło prawie do zażyłości, trwało to jakiś czas jeszcze po jego przepro­wadzce do Krakowa.

Nie dziwię się zażyłości między nim i Henry­kiem, łączył ich podobny dowcip, podobne poczucie humoru.

Podziwiałem inteligencję Słomczyńskiego i umiejętność kreowania opowieści o własnej niezwykłości, umiejętności kreacyjne dawały świe­tne rezultaty w powieściach kryminalnych, nie potrafię się wypowiedzieć o najważniejszej strefie jego literackiego działania, o przekładach Szekspira i Joyce’a.

Jego przekłady czyta się bardzo dobrze, czy są to przekłady tak wielkie, jak on sam mówił, tego nie wiem.

Mówił on o sobie zawsze trochę za dobrze, z pewnością tak myślał, prawa do czegoś takiego nie mogę mu odmawiać, sam dobrze myślę o sobie i – co gorsza – mówię z podobnym przekonaniem.

Pod tym względem jesteśmy może podobni do siebie, choć ja, jeśli nie liczyć tworów mojej wyobraźni onirycznej, niczego o sobie nie zmyślam.

On sam – w ostatnich latach życia – mówił o sobie publicznie z nadmiernym namaszczeniem, trochę mnie to śmieszyło, ja sam wolę dobrze mówić o sobie na wesoło.

Najlepszą formę samochwalstwa zastosowa­łem w Toaście i w znacznej części listów do Dariusza Bitnera.

W rozmowach tak się chwalę głównie z Janu­szem Głowackim, może dlatego tak dobrze nam się zawsze rozmawia, moja autoironia i jego kpina ze mnie dobrze się z sobą splatają.

Wspominam o nim, bo jest akurat w War­szawie, cieszę się, gdy on do Warszawy przyjeżdża.

Ściskam Cię i pozdrawiam –

Henryk

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content