Szaket, czytane w maszynopisie, Twórczość 7/2000

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

SZAKET

Warszawa, 21 lutego 2000

Drogi Henryku,

swoimi wspaniałymi telefonami sam ukatru­pisz naszą korespondencję, przecież to pierwszy mój list do Ciebie w tym roku.

Wczorajsza nasza rozmowa (trwała półtorej godziny) była tak niezrównana, miała w sobie taką finezję, że w trakcie pomyślałem, że dla takich rozmów chce mi się jeszcze żyć, choć zwyczajnie to już mi się zupełnie żyć nie chce.

Zwyczajnie to już sama zawstydzająca nędza istnienia, także duchowego, istnienia poprzez literaturę, ponieważ wspaniałość literatury nisz­czy to wszystko, co się wokół niej dzieje.

Może dlatego, że nie jestem w stanie tego zignorować.

To, co się dzieje wokół literatury, przyjmuję ciągle jeszcze do wiadomości.

I chyba nie można tego wyminąć.

Czytam od przedwczoraj najnowszy numer „FA-artu” (’99 nr 4), czytam tak długo, bo sprawdzam to i owo, sięgając na przykład do recen­zowanych w piśmie tekstów, w recenzjach zło i dobro w nierozłącznym pomieszaniu.

Na dziś odłożyłem sobie lekturę recenzji Jana Szaketa (pseudonim) książki Andrzeja Sosnowskiego Konwój. Opera, którą uważam za wybitne osiągnięcie (zgłosiłem ją do nagrody w „Polityce”).

I dziś, z samego rana, jakaż radość, prawie taka, jak z wczorajszej rozmowy z Tobą, jakby jeden i ten sam ciąg wspaniałości.

Jan Szaket (od lat tylko domyślam się, kto to jest, ale nigdy do końca nie mam pewności) analizuje Konwój. Operę z taką perfekcją, że jego tekst recenzyjny jest majstersztykiem recenzyjności i majstersztykiem intelektualnej poezji analitycznej.

Autor tego tekstu nie zmienia ani na moment perspektywy analizy na jakąkolwiek wyznawczość, nicuje wszystkie elementy składowe dzieła, rozkłada dzieło na czynniki pierwsze, mówi, nie słowami, lecz perfekcyjnością tego, co robi, że dzieło – czy się to może podobać, czy nie – jest wielką niezwykłością, która ma swoją stronę zwykłości, i to da się wymierzyć z matematyczną precyzją.

Zachciało mi się od ręki opisać moją radość z tej lektury, nie ma we mnie szczypty za­zdrości, że to ktoś inny zrobił coś doskonałego w moim głównym zakresie literackiego działa­nia, na moim terenie, w mojej specjalności.

Ja tylko identycznie rozumiem Konwój. Operę, to rozumienie pozwala mi docenić to, co zrobił kto inny, on zrobił to, czego ja bym zro­bić nie potrafił, choć bardzo bym chciał.

Jak to dobrze, rozumieć i potrafić tyle, żeby móc docenić, co rozumieją i potrafią inni.

Napisałem to wszystko, żeby Ci podziękować za wczorajszą rozmowę.

Ściskam Cię z całego serca –

Henryk

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content