Szczecin, czytane w maszynopisie, Twórczość 8/1998

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

SZCZECIN

Warszawa, 20 kwietnia 1998

Kochani,

nie miałem do dziś swobodnej chwili, żeby Wam podziękować za moje święto w Szczeci­nie, za Wasze wielkie dzieło dla mnie.

Dla mnie Epistoły są czymś o wiele więcej niż bardzo piękną książką, chcę wierzyć, że autorsko bardzo dobrą, ich wartość jest dla mnie przede wszystkim moralna, jest niewymierna.

Jest aktem dobrej woli i dobrego działania wielu ludzi, których Darek zainspirował, na których może ich działanie wymusił, żeby mogło powstać jego dzieło dla mnie, jego pię­kny gest.

Dziękuję Ci, Darku.

Twoje dzieło, Wasze dzieło dla mnie, obrosło zdarzeniami moich trzech nocy i dwóch dni w Szczecinie, ono się w tych zdarzeniach uturlało, nimi wzbogaciło i obciążyło.

Fakt jest faktem, że wielkiej księgi Oniriady (pustej, do napisania, do wyśnienia) i dziesięciu egzemplarzy Epistoł nie mogłem donieść z pociągu do domu.

Może dlatego, że musiałem nieść w sobie chaos wrażeń i obrazów, ogromną liczbę twa­rzy, zobaczonych po raz pierwszy lub na nowo, ogromną liczbę słów usłyszanych lub tylko wyczytanych z oczu, z twarzy.

Twoja matka prawie nic do mnie nie powie­działa, ja także nie potrafiłem nic do niej powiedzieć, a przecież był jakiś patos w tej chwili, gdy do mnie podeszła, gdy staliśmy naprzeciw siebie.

Brunon Tode jak piłkę odrzucił moje słowo „zawstydzenie”, które poza kontrolą wewnętrzną przedostało się do dedykacji, mój błąd, jego otwarta przygana dla błędu stworzyły od razu płaszczyznę rozmowy, która, niestety, nie mogła się odbyć.

W ceremonii wpisywania dedykacji zdarzyło się tak wiele, że długo jeszcze będę musiał o tym myśleć.

Przyjemnie mi myśleć o sporze, jaki się zdarzył, gdy pan Jarek uparł się, żeby jego imię było w dedykacji przed imieniem dziewczyny, z którą był.

Od dawna już nikt nie uśmiechał się do mnie jak on, nikt tak się do mnie nie śmiał, takie uśmiechy trzeba by przechowywać w sobie jak skarb.

Takimi uśmiechami obsypuje prawie wszyst­kich Wasza córeczka, ona jest urodzona kokietka, może uda się jej znaleźć sposób na utrzyma­nie daru uśmiechu jak najdłużej.

W pochwałach muszę się opamiętać.

Pochwalę jeszcze Wasze mieszkanie, jest ładne, jest we wszystkim do użytku, nie do celebracji, pochwalę spokój, jaki tkwi w szcze­cińskich domach (w architekturze).

Paradoksalnie, spokój w architekturze szcze­cińskiej jest większy niż był dawniej.

Chyba przez kontrast, teraz w dużych i wiel­kich miastach jest coś z odpustu, z odpustowej tandety.

Domy w Szczecinie mają w sobie ślad indy­widualności, żeby to się tylko dało zachować na przyszłość.

Nie wiem jeszcze, czy przypiszę Szczecinowi status miary pośredniej miasta dla ludzi, do życia, status czegoś pośrodku między Bolimowem i Hamburgiem.

W Szczecinie spędziłem w ciągu życia od jednego do dwóch miesięcy, to się może liczyć.

Ściskam Was, wszystkich czworo –

Henryk

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content