Urlop, czytane w maszynopisie, Twórczość 2-3/2003

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

URLOP

Warszawa, 30 października 2002

Kochany Henryku,

zanikły od dawna nasze listowne kontakty, Twoje telefony dopiero po moim wyjściu ze szpitala odzyskują dawną intensywność.

Piszę, jak widzisz, na papierze w kratkę, mój przyjaciel, który mnie wspiera w mo­jej codziennej bezradności, twierdzi, że czystego papieru maszynowego zabrakło w sklepach.

Nie mogę mu nie ufać, mógłbym stracić ostatnią pomoc w moich wszelakich potrze­bach pomocy.

Ty istniejesz dla mnie w planie idealnym, Twoja pomoc dla mojego istnienia jest metafizyczna, fizyczność, i to ta bezpośrednia, sta­je się w takiej sytuacji jak moja obecnie czymś podstawowym.

Co z bezpośredniej fizyczności daje się w innej sytuacji zneutralizować, w tej istnieje najdobitniej jak można.

Każde słowo, każdy gest drugiego człowie­ka – tak samo przyjaznego jak wrogiego – ma w sobie jedyność boską lub diabelską, stwa­rza rzeczywistość nie do zakwestionowania, niepodważalną.

Kwestionować i podważać można ją ex post (jeśli ex post się zdarzy), w trakcie jest jak jabłko z drzewa wiadomości lub jak krzak gorejący.

Mój stan poza szpitalem nie różni się jesz­cze od stanu szpitalnego.

Reaguję na wszystko w chorobie i poprzez nią, czyli poprzez stan problematyczności swojego istnienia, ono, jeśli choroba jest po­ważna, zostało zakwestionowane i podważone.

To się wyraża w świadomości degradacji, zdegradowania do statusu przedmiotu, który trafia do rąk każdego, z kim ma się kontakt.

Tej autentycznej relacji nie da się niczym zamaskować, utrata świadomości zdegrado­wania zdarzyć się może jak cud, cud zdarzył się dla mnie w kilku rozmowach rzeczywi­stych i kilku potencjalnych.

Zachowam je w pamięci, tak sądzę.

Napisał mi się list, w którym ani słowa nie napisałem o literaturze.

Można powiedzieć, że dałem sobie cał­kowity urlop od czytania czegokolwiek po­za kilkoma listami, które mi doniesiono do szpitala.

Nie czytałem gazet, nie słuchałem radia, głos telewizora dochodził mnie z korytarza.

Po wyjściu ze szpitala zasypano mnie pytaniami o gwiazdę literacką, o której przed szpitalem nic nie słyszałem.

Wyobraź sobie, że nie przeczytawszy żad­nego zdania wiem z całą pewnością, że to kolejna bezwstydna manipulacja.

W odpowiedzi na pytania tego, oczywiście, nie mówię, mówię zgodnie z prawdą, że żadnego zdania gwiazdy nie znam.

Wiedząc ponad wszelką wątpliwość, że pogarda dla literatury wyraża się nie tylko w paleniu książek, ale i w bezwstydnej kreacji literatury z książek, których nigdy nie było i nigdy nie będzie.

Ściskam Cię, Henryku, wielkie dzięki, że Ty istniejesz –

Henryk

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content