copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WARTOŚĆ
Warszawa, 4 października 2003
Kochany Henryku,
hulasz sobie po świecie, dzięki za telefoniczne wiadomości, ja się tak pogrążam w nieszczęściach i kłopotach, że nawet w pisaniu do Ciebie się zaniedbałem.
Prawdę mówiąc, zaniedbuję się także dlatego, że nie mogę do Ciebie pisać nieistotnie, a istotność najistotniejsza jest u mnie tak bolesna, że nie potrafię o tym pisać.
W imię szczerości musiałbym teraz pisać o niewiarygodnej podłości, jakiej doświadczyłem.
Tego nie zrobię, bo nie chcę się zadręczać, dla samoocalenia narzucam sobie myślenie o różnych wspaniałościach człowieczeństwa, jakie, na szczęście, w życiu mnie nie ominęły.
Rezultatem takiej potrzeby był już list poprzedni (z połowy sierpnia), taki tok myślenia może mniej więcej wtedy się we mnie wykluł, przez lato myślałem o Twoim przodku Karolu więcej niż kiedykolwiek, to znasz, tym nie będę Cię zanudzał.
Ale musiałem także myśleć, co mi się zdarzało mniej więcej w zbliżonym czasie (dwa lata wcześniej), gdy byłem uczniem jedynej dozwolonej pod okupacją szkoły średniej, która służyła mi jako kamuflaż dla nauki potajemnej.
W tej szkole moją wychowawczynią i jednocześnie nauczycielką od wychowania fizycznego była kobieta w średnim wieku, która znalazła się w Skierniewicach na wygnaniu z Warszawy, musiała się przenieść z względów konspiracyjnych.
W uszkodzonym przez bombę budynku szkolnym znaleziono wtedy szkolne przyrządy gimnastyczne i na pierwszych zajęciach z przyrządami (kozły do ćwiczenia skoków) doświadczyłem jednego z największych upokorzeń publicznych w życiu, za nic nie byłem w stanie wykonać prostego ćwiczenia na oczach kilkudziesięciu kilkunastolatków.
Już byłem gotów walnąć łbem w drewniany kant urządzenia, gdy przy zbiorowym śmiechu ona zatrzymała mnie i powiedziała, żebym wyszedł i zgłosił się do niej na pauzie.
Nie odbyła się żadna rozmowa, powiedziała mi, że jestem zwolniony z ćwiczeń przy kozłach na wszystkich zajęciach z nią i nigdy już nie padło żadne słowo na ten temat.
Nigdy, ani wcześniej, ani później, do dziś, nie spotkała mnie taka delikatność, ona postąpiła tak, jakby do końca wiedziała, co mi się wtedy zdarzyło, jakie to miało dla mnie znaczenie.
Wartość jej postępku wobec mnie dziś jest jeszcze większa niż kiedykolwiek, ta wartość dziś także mnie ocala.
Wybacz tę konfesję ni w pięć, ni w dziesięć, do niej musiało dojść, żebym mógł się ocalać mniejszym kosztem wspaniałościami człowieczeństwa przez literaturę, wspaniałości przez literaturę (przez sztukę) nie są tak rzadkie.
Myśl o mnie tak dobrze jak dotychczas –
Henryk
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy