copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
WPADKA
Warszawa, 27 kwietnia 1991
Kochany Darku,
przez naturalną złośliwość losu zafundowałeś sobie ostrą wpadkę własną złośliwością pod adresem krytyki (w relacji o zachowaniach Mikołajka). Mam na myśli opis: „Wygląda to tak, że patrzy prosto w oczy i upiera się, przekrzykuje i nie daje się przekonać, że nie ma racji (znaczy, że będzie z niego krytyk)”.
Złośliwość losu zrozumiesz po przeczytaniu mojego elaboratu pod tytułem Krytyka („Twórczość” 1991 nr 4), w którym rozważam relację między artystą i krytykiem artystą (inni krytycy istnieją tylko na pozór).
Artysta i krytyk artysta nie muszą upierać się przy swoich zdaniach, ponieważ każdy z nich rezygnuje z własnego zdania na rzecz własnego utworu, a te (utwory) mówią, co chcą, często znacznie więcej, niż ich twórcy mogliby powiedzieć, prawie zawsze mówią co innego, niż ich twórcy myślą, że mówią.
Dla artysty prymarnego (na przykład powieściopisarz, dramaturg, poeta) i sekundarnego (na przykład krytyk, aktor, reżyser) uprawianie sztuki równa się poddaniu badaniom (analitycznym, wysiłkowym lub innym), których wyniki dadzą świadectwo prawdzie.
Ona (ta prawda) jest czytelna w różnym stopniu – w zależności od możliwości duchowych – dla kogoś trzeciego, czwartego lub dziesiątego, czyli dla wszystkich, którzy zechcą się włączyć w nieskończony proces poznawania dzieł (lub czegokolwiek).
Nie myśl sobie, Drogi Darku, że którykolwiek z tych dwóch artystów z własnego zachcenia trzyma prawdę za ogon i może nim kręcić, jak mu się podoba.
Cieszę się z Twoich uwag o moich zapisach onirycznych. Szczególnie mi miło, że są, jak piszesz, tacy, którzy chcieliby w moim onirycznym kosmosie pobuszować. Prawda w tym względzie, niestety, jest bezwzględna.
Na zaistnienie w moim onirycznym kosmosie nie ma żadnego sposobu, nawet prawo o ochronie życia poczętego nic tu nie mogłoby pomóc.
Moją wyobraźnią włada cała moja psychofizyczność, ale ja nad moją psychofizycznością nie mam żadnej władzy i nawet palcowi u lewej nogi niewiele mogę rozkazać.
Poznałem w swoim życiu tysiące ludzi, a do mojego onirycznego kosmosu jak do Królestwa Niebieskiego lub do piekła trafiają jedni, gdy inni za nic nie mogą się w nim znaleźć.
Mój indywidualny święty Piotr robi, co chce, wpuszcza na przykład znajomych z widzenia, z zasłyszenia, czasem tylko z poczytania. Jego decyzje są arbitralne, ale ich nie kwestionuję, wierzę nawet w absolutną sprawiedliwość jego decyzji.
Indeks osobowy do Oniriady byłby dla mnie czymś fascynującym, ale to przedsięwzięcie nie na moje siły. Czasem tylko wyrywkowo, fragmentarycznie zanotuję sobie to i owo przy jakimś haśle osobowym, wybranym, jak się domyślasz, spośród tysięcy możliwych. Mój senny kosmos musi być przecież ludniejszy niż hrabstwo Yoknapatawpha.
Ściskam Was wszystkich –
Henryk
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy