copyright © „Twórczość” & Grzegorz Strumyk
COŚ MI TU NIE PASUJE
Od pierwszej chwili jakaś niewygoda, uwieranie i ciężar, w nogach, wzrok nieprzyzwyczajony jeszcze po przejściu z jaskrawego dnia do półmroku kościoła, za to obraz odczytany od razu.
O tym, że od kilku dni go nie ma, wiedziałem, ale że będzie tu w takiej pozycji, nie miałem wyobraźni.
Oczy nigdy nie uciekały od nieruchomych widoków.
Zaczynam pisać i co napiszę, to nie tak, mógłbym zacząć od czegoś innego, taki ruch.
Od książek w korytarzu, pryzmy papierów na biurku, wiszącej marynarki na klamce drzwi, najmniejszego krzyżyka na ścianie. Od setki nieruchomych przedmiotów i dwóch płytkich foteli, w których nie z wygody się zastygało.
Od razu wstrząs, od pierwszego spojrzenia, od wejścia poprzez wszystkie wypowiedziane słowa, padały jak przemęczona ludźmi religia.
Tylko obok, wystarczyło, bym lekko obrócił głowę, w bocznej nawie dobra snycerka na ścianie, Jezus odarty z szat, może to właściwa opowieść.
Ale w krótkiej prozie nie mogę za bardzo się wahać, do Henryka nadaje się opowiadanie z niejasnościami, a nie teraz wspomnienie czy nawet wiersz.
Bo to o Henryku.
Henryku wzrokowcu.
Który nie oddzielał słów od obrazów, widział poprzez słowa, domagał się od nich pracy nad przemianą znaczeń, odczuwał, jak przemieniają się w rzeczy i uczucia, całe zdarzenia, albo nie przemieniają i wtedy strach przed uśmiercaniem życia w słowach. Życie odczytywał szerzej z najmniejszych przejawów mowy, widział, jak oddziałują na siebie pozornie nie związane ze sobą słowa, frazy, jak żeby zrozumieć cokolwiek z życia, trzeba chcieć, być gotowym i mieć radość z poruszania się w warunkach sprzeczności i niejasności.
Bo jak inaczej, bez radości niepochwycenia uciekającego celu i sensu, można żyć?
Specjaliści od schematu umieją. Henryk nie był specjalistą w żadnej dziedzinie, nie potrafił gwoździa wbić w ścianę, umiał zalać wrzątkiem kuskus i zrobić jajecznicę, od życia oczekiwał niekończącej się opowieści, do opowieści wystarczyło mu okno.
Mówił, że na początku, kiedy zamieszkał na Widok, to z okna pokoju, zanim wybudowali za oknem biurowiec Uniwersału, mógł widzieć wieżę ciśnień na stacji w Skierniewicach. Widział odległą o siedemdziesiąt kilometrów skierniewicką wieżę, nie miałem wątpliwości. Rozumiałem bez literatury.
Literatura okazała się szczęśliwą przyczyną poznania Henryka, samym początkiem, z czasem nie literatury byłem ciekaw, tylko człowieka.
Wstydziłem się mu powiedzieć, że przyjeżdżam specjalnie, żeby go widzieć, zawsze było mi po drodze. Wstydziłem się i nie chciałem obciążać go taką wiedzą. To literatura miała nas łączyć ze światem i z ludźmi, ale o samej literaturze może ze dwa, trzy razy rozmawialiśmy, i to na początku, później już jego przeżycia, jego dzieciństwo i upływający czas w pokoju na Widok mnie interesowały.
Wbrew temu, co się wie o Henryku, że upatrywał w skandalu czy to literackim, czy obyczajowym soków ożywczych, zdzierania warstw zakłamania w próbach dostatnia się do prawdy, to do spraw ludzkich i ostatecznych podchodził z pokorą i powagą, śmierć jego kolegi we wczesnym dzieciństwie wiosną na huśtawce, bujałce, była przeżyciem do późnej starości, w tych sprawach i w wielu innych był konserwatystą w tym znaczeniu, że sztuce wyobraźni pozwalał na prawie wszystko, ale w kontaktach z ludźmi był człowiekiem najdelikatniejszej formy.
Świat, ludzi odbierał poprzez scalanie w jedną formę drobnych rzeczy, szczegółów zachowań, wypowiedzianych i tych niewypowiedzianych słów. Wzrok był u niego narzędziem wyobraźni, musiał wiedzieć, że poznanie jest pozbawione jakiegokolwiek znaczenia, jeśli nie jest etapem życia duchowego.
Właściwie bez własnego wielopostaciowego duchowego życia trudno jest zrozumieć wybory artystyczne i życiowe Henryka. Skojarzenia pozatekstowe mają ogromne znaczenie w odbiorze sztuki, bez nich trafia się w wyobrażeniową próżnię. Henryk był potęgą w budowaniu skojarzeń, odnajdywaniu zmienności znaczeń.
Na granicy, na krawędzi, w cieniu jego przeżyć dobrze się czułem.
W pewnym sensie spełnił moje pragnienie istnienia kogoś takiego. Przyglądałem się jego życiu w drobiazgach, szczegółom działań. Przez to, jak widziałem go w szczegółach działań, stał się mi najbliższy.
Życie innych w nas jest życiem naszych pragnień.
Odbierał innych i wyrażał siebie poprzez formę w małych i większych działaniach. Innych widział z pozycji wiedzy własnej wyobraźni, siebie potrafił zobaczyć z pozycji zewnętrznego narratora.
Dlatego coś mi nie pasowało od razu, jak zobaczyłem.
Henryk w pozycji leżącej przed nami?
Nigdy by na to sobie nie pozwolił, wystarczyło, jak raz sąsiadki wsunęły się do niego do pokoju, zaniepokojone uchylonymi drzwiami, i stanęły przy nogach leżącego na łóżku Henryka.
Henryk Bereza przed nami w takiej pozycji?!
To budziło mój największy sprzeciw, to kłamstwo wobec jego wyczucia formy, nawet to, że będzie odtąd leżał obok Marka Hłaski, nie uprawdopodabnia zdarzenia.
Henryk zawsze czekał w otwartych drzwiach mieszkania na wjeżdżającą windę.
Na nową opowieść.
Zawsze był w butach, nigdy w kapciach, w butach był cały gotowy do wyjścia.
Grzegorz Strumyk
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy