Skip to content

Miary życia, miary wierszy, Twórczość 4/2012

copyright © „Twórczość” & Małgorzata Rygielska

 

MIARY ŻYCIA, MIARY WIERSZY

Henryk Bereza, Względy. 66 dwuwierszy plus jeden, Szczecin-Bezrzecze 2010, Zgłoski. 44 jednowiersze (z przekroczenia­mi), Szczecin-Bezrzecze 2011

Z twórczością poetycką Henryka Berezy, znanego mi wcześniej przede wszystkim z działalności krytycznoliterackiej (a także trudnej do gatunkowego zakwalifikowa­nia Oniriady), zetknęłam się kilka lat temu, czytając Miary. 99 trójwierszy. Po tym tomiku, wydanym w 2003 roku, ukazuje się następny, Względy. W rok po nim, w 2011 roku, Bereza publikuje Zgłoski. Można czytać każdą z tych książek z osobna (i żadna z nich nie straci nic ze swej wartości ani – dla niektórych być może dość specyficznego – uroku), można też potraktować je jako całość, swoisty tryptyk. Związki szczególnie silnie widoczne są pomiędzy dwoma ostatnimi zbiorami wierszy. Zostały zaznaczone już w spisach treści: i tak, jeśli w Miarach po raz pierwszy pojawiają się, jako ostatnia z części „poetyckiej autobiografii”, Nagrobki, to we Względach mamy już Nagrobki 2, a w Zgłoskach Nagrobki 3. Zmianie w poszczególnych tomikach ulega natomiast forma utworów, okrojona, zminimalizowana w Zgłoskach do wierszy jednowersowych, pojedynczo pozostawionych na stronicy liryków-fraz.

Wszystkie książki łączy też poczucie istnienia miar: w życiu i w literaturze.

We Względach, drugim po Miarach tomiku poetyckim, Bereza aktywizuje niemal wszystkie znaczenia wyrazu, który wybrał na tytuł zbioru. „Wzgląd” jako „branie czego (lub kogo) pod uwagę, pamięć na kogo, na co, oglądanie się, uważanie na co” (Witold Doroszewski, Słownik języka polskiego, Warszawa 1968, s. 358-359) znajduje swe odbicie najsilniej w Nagrobkach. „Wzgląd” rozumiany jako rozpatrywanie oko­liczności albo pobudek działania przenika całą książkę, podobnie jak zachowane dziś jedynie w liczbie mnogiej „względy” rozumiane jako „wyrozumiałość, względność, pobłażanie” (W. Doroszewski), które odnaleźć można przede wszystkim w stylistyce utworów, w ich czułym, czasami ojcowsko pobłażliwym, a czasami przenikliwie iro­nicznym tonie. Względy traktują też o względności naszych ocen i różnic w postrzega­niu świata i literatury, a także siebie i innych ludzi.

We Względach ponownie pojawiają się też kwestie, które nakazują zastanowić się nad tak silnie zakorzenionym podziałem na duszę i ciało (a nawet na duszę, ciało i intelekt). Bereza bezpardonowo ukazuje bowiem nierozerwalność wszystkich tych sfer istnienia człowieka:

niech raz sens zabłyśnie
w gniewie gdy nas dławi

Powstaje pytanie o mechanizm współdziałania myśli i emocji, a także ich przejawia­nia się, w które zaangażowana jest cielesność człowieka. Sens gniewu może być inny niż „sens […] w gniewie”, zwłaszcza gdy zastanawiamy się nad adekwatnością własnych reakcji na konkretne sytuacje. Gniew jest również jedną z najbardziej podstawowych emocji i jedną z najsilniejszych. W dwuwersie mamy odniesienie właśnie do jego przeja­wiania się, obserwowanego przez odczuwającą gniew osobę, ale możliwego także do zarejestrowania przez innych. Mniej chodzi tutaj o zróżnicowane sposoby wyrażania emocji, bardziej o ich indywidualne doznawanie. Postulatywne „niech” nie dotyczy więc nazwania odczuć i doznań: zostały one rozpoznane. Bereza dopomina się raczej o chwi­lę zatrzymania, moment zbawiennego niekiedy dystansu do własnych doznań, który pozwoli je zrozumieć i zinterpretować, nawet bowiem jeśli są to emocje uznane w wielu kulturach za destrukcyjne (i takie według psychologów i biologów jest też ich oddziały­wanie na ludzki organizm), to nie sposób ich pominąć ani zlekceważyć. Warto więc zapytać samego siebie o ich sens: w ogóle i w każdym konkretnym przypadku, zwłasz­cza wtedy, kiedy zamiast dopuścić ów moment przebłysku, dajemy się powodować gnie­wem w działaniu, roztapiamy się w emocjach bez chęci ich zrozumienia. W dwuwierszu użyty został czas teraźniejszy: chodzi więc o rozpoznanie współdziałania myśli, emocji i odpowiedzi ciała, wtłoczonych nieraz w wyuczony schemat reakcji, a nie o snucie re­fleksji postfactum. Stąd owo „zabłyśnie”: często są to momenty olśnienia, nagłego wglą­du, chwile zrozumienia, które jednak pojawiają się tylko wtedy, gdy damy im na to przyzwolenie, a jednocześnie nie pozostaniemy bierni.

Ważne, nie tylko w poetyckiej twórczości Berezy, są też pytania natury egzystencjal­nej: czym jest życie?, jak żyć?, jak żyłem?, jak żyję? Widoczna jest tutaj silnie zaznaczo­na pochwała życia w całej jego rozpiętości, bez wartościowania, bez negowania niektó­rych jego obszarów, bez tendencji do upiększania, bez nadmiernego moralizatorstwa:

filozofia dla wszystkich
trzeba tańczyć trzeba żyć

Pytania o sens istnienia mają też wymiar eschatologiczny:

ból daje życie życie zabija
gdzie wybawienie z błędnego koła

Wiele jest również w całym tomiku intertekstualnych nawiązań, jak chociażby to przywołujące liryk Jana Kochanowskiego, traktujący o żywocie ludzkim:

fraszka wszystko człowiek życie czyny
wokół pustynia wewnątrz pusty grób

O ile jednak we fraszce Jana z Czarnolasu występował motyw teatrum mundi i odniesienie do naczelnej instancji kierującej ludzkim światem, o tyle tutaj nacisk został położony na odczucie izolacji, wyobcowania: wewnętrznego i pośród innych ludzi. Kolejny liryk (zgodnie z poetyką kołomyjek, które pozwalają łączyć pojedyn­cze wersy w nową całość) stanowi polemiczną kontynuację poprzedniego:

w sobie grób noszę i wiele cmentarzy
gdzie zmarłym lepiej niż mieli za życia

Czuła pamięć o tych, którzy odeszli, znajduje wyraz również w wierszach: w cy­klu Nagrobki, który swój początek miał już w Miarach. We Względach ponownie pojawiają się postaci znane osobiście i te znane tylko z lektur. Wspólne są im zwroty wprost do tych, którzy odeszli, a także krótkie podsumowanie ich życia z bardzo osobistymi odniesieniami:

jak mag dawałeś życie słowom w dwóch językach
trwasz w poezji we wnukach i do czasu we mnie
[Jerzy Lisowski]

Z transpozycją formuły non omnis moriar i Norwidowym napomnieniem, skie­rowanym do przyszłych pokoleń, splata się tutaj świadomość i odczucie własnego przemijania, upływu czasu, trwania przyjaźni i osobistych fascynacji: ludźmi i ich twórczością:

znam go lepiej z pisarstwa niż znałbym przez bliskość
niewidzianemu nigdy próżne słowo w hołdzie
[Witold Gombrowicz]

Kołomyjki, które pojawiają się po raz pierwszy na prawach cyklu właśnie we Wzglę­dach, można czytać co najmniej na dwa sposoby: między innymi skupiając się na każdym wierszu, który we Względach ma postać dwuwersu, a w Zgłoskach został już okrojony do wymiarów, a może lepiej powiedzieć do miary, samodzielnie funkcjonu­jącego wersu (Paweł Orzeł, w jednej z recenzji poezji Berezy – „dwutygodnik.com” 2011, nr 48 – zastanawiał się nawet, ku czemu zmierza to konsekwentne, ze zbioru na zbiór coraz bardziej widoczne, nastawienie na minimalizm formy: „Nie zdziwiłbym się, gdyby Bereza postanowił kiedyś jeszcze wydać książkę bez słów, puste strony. Lub z tylko jednym wyrazem – boję się pomyśleć jakim”). Można też czytać kołomyjki w ciągu, na co zezwalają zarówno geneza gatunku, jak i wyraźne formy nawiązań widoczne między utworami zamieszczonymi na sąsiednich stronach:

wszystko słów pragnie słowo wieńczy dzieło
tworzy je człowiek stąd względności słowa

życie w nasłuchu w tęsknocie do głosu gdy
prawda przemówi lub uderzy w dzwon

język z prametafor żadna nie jest nasza
gdyby ich zabrakło byłby koniec świata

Można wreszcie czytać je, przekraczając granice pojedynczego tomu. Każdy z przyjętych sposobów lektury umożliwia nam odkrywanie w tych wierszach czegoś nowego, otwiera na kolejne interpretacje. Widać to chociażby na przykładzie przyto­czonych powyżej kołomyjek: każda z nich czytana w izolacji mogłaby sugerować od­biorcy inne rozumienie niż wszystkie trzy zebrane razem. Pobrzmiewają w nich bo­wiem nie tylko echa dawnych pytań o pochodzenie języka, o to, czy jest tworem ludz­kim, czy boskim, ale też ważne zagadnienia związane z dociekaniem źródeł języka poetyckiego, jego związków z metaforą, a nawet koncepcji boskiego pralogosu. Do­szukać się tutaj też można współczesnych filozoficznych dyskusji nad relatywizmem i poszukiwaniem prawdy. Z całą pewnością nie są to wiersze proste, choć przez swą oszczędną formę właśnie takie mogą się wydawać. Są to wiersze wymagające od czy­telnika nieustannej uwagi, ale i emocjonalnego zaangażowania. Zwłaszcza jeśli po­traktujemy je również jako poetycką, rozciągniętą na trzy tomy, autobiografię. Każdy ze zbiorów wierszy akcentuje zresztą inne jej aspekty, przy zachowaniu spójności strukturalnej.

Zgłoski, jakby w nawiązaniu do tytułu (zgłoska to przecież inaczej sylaba, która może być tworzona również przez samodzielną samogłoskę), są najbardziej oszczęd­ne w formie, ale też mają najsilniej zaakcentowane powiązania między kolejnymi utwo­rami, podobnie jak sylaby (zgłoski), tworzące całości wyższego rzędu. Te zależności widać, ale jeszcze bardziej… słychać, kiedy przeczytamy Zgłoski na głos. Taka głośna lektura może zresztą objąć cały cykl, aż po ostatni jego utwór, przekornie kilkuwersowy, który wydaje się poetyckim namysłem nad względnością ludzkich ocen, a jedno­cześnie przykładem ironicznej, choć i bezwzględnej samokrytyki. Zgłoski wiążą się z podziałem na sylaby i z ludzkim głosem, z ludzkim głosem, ruchem i metrum wiążą się też kołomyjki. Kołomyjka, której nazwa wywodzi się najprawdopodobniej „z ukr. koło oznaczającego formę choreotechniczną dominującą w ludowych tańcach na Ukrainie” (albo też od miasta Kołomyja), to „gatunek ukraińskiej pieśni ludowej”. „Pieśń taka początkowo towarzyszyła tak samo zwanemu tańcowi Hucułów, podob­nemu do tańców górali polskich i słowackich, żywemu, w metrum 2/4. Z czasem kołomyjki stały się piosenkami samodzielnymi, niezależnymi od uwarunkowań tanecz­nych. Najczęściej kołomyjka składa się z dwu wersów czternastozgłoskowych z cezurą po ósmej sylabie (4+4+6), rymujących się ze sobą. […] Tematyczny zakres kołomyjek jest bardzo szeroki (tematy okolicznościowe, obyczajowe, społeczne, patriotyczne, związane z pracą, rodzinne, rekruckie, wojskowe, miłosne itd.), rozmaity jest też ich charakter emocjonalno-estetyczny, występuje w nich równie dobrze ton satyryczny, humorystyczny i żartobliwy, jak elegijny i tęskny. Większość kołomyjek skonstruowana na jest na zasadzie paralelizmu. Obrazowi (metaforycznemu czy symbolicznemu) przy­rody w pierwszym wersie, odpowiada w drugim konkretne wydarzenie z życia lub sentencja, myśl, wyraz nastroju czy chwilowego wrażenia” (Leszek Engelking, Kołomyjka, w: Słownik rodzajów i gatunków literackich, red. Grzegorz Gazda, Słowinia Tynecka-Makowska, Kraków 2006, s. 348).

Kołomyjki Berezy rzeczywiście obejmują niesłychanie szeroki zakres tematyczny: od namysłu nad istotą międzyludzkich relacji, przyjaźnią, miłością, poprzez wspom­nienia wojennej rzeczywistości, aż po utwory o charakterze wyraźnie metapoetyckim. Można by nawet pokusić się o ich pogrupowanie, choć przyporządkowanie do po­szczególnych obszarów mogłoby być trudne ze względu na nie dającą się zreduko­wać wieloznaczność, a także widoczną, założoną i konsekwentnie zrealizowaną, ciągłość między utworami o różnej problematyce. Przejścia są tu płynne, choć czasa­mi zaskakujące. Paralelizm widoczny jest zarówno we Względach, w których równo­ległość opisu i komentarza mieści się w ramach jednego wiersza:

przez front prowadzę na wschód wygnankę z Warszawy
by nie była barankiem dla zgładzenia grzechów

jak i w Zgłoskach, gdzie ta odpowiedniość poza pojedynczy wiersz – jednowers, wykracza.

„Gatunek [kołomyjki] powstał zapewne w XV w., ale pierwsze zapisy pochodzą z XVII” (L. Engelking). U Berezy poetycka gra z regułami gatunku rozpoczyna się od umieszczenia w tytule podrozdziałów dwóch ostatnich książek poetyckich nazwy znanej zarówno z muzykologii, folkloru, jak i genologii. Należy też pamiętać, że nazwę gatunkową pochodzącą od autora można traktować „jako aluzję literacką, ewokującą tło, na którym utwór ma być ustawiony w odbiorze […]” (Ireneusz Opacki, Krzy­żowanie się postaci gatunkowych jako wyznacznik ewolucji poezji, w: Problemy teorii literatury, wybór Henryk Markiewicz, Seria l, Wrocław 1987, s. 165).

W przypadku Względów i Zgłosek trudno mówić o „typowej” realizacji gatunku. To raczej twórcze nawiązanie, a także twórcze przetworzenie reguł, czasem również polemiczne odniesienie do wcześniejszych, dobrze znanych propozycji poetyckich. To chyba również dobry materiał na wgląd w historię i hermeneutykę form poetyckich. I dotyczy to nie tylko kołomyjek, ale i nagrobków. „Kołomyjki mają tendencję do łączenia się w szeregi, powiązane tematycznie lub przez użycie tego samego zaśpiewu; tworzą wtedy wielostrofową pieśń” (L. Engelking). Widać to szczególnie wyraźnie w Zgło­skach, kiedy przeczytamy je jednym ciągiem, bez zatrzymywania się na pojedynczej stronicy, wyodrębnionym wierszu:

bluzg prawdy pierdolony świat nie do zniesienia

znosić worki znosić jajka znosić siebie trudniej

Często pojawia się tutaj rozbijanie frazeologizmów, „językowych tworzydeł”, i konstruowanie z nich nowych jakości, a także testowanie granic poetyckiego języka. Przekraczanie norm językowych wiąże się też z próbą weryfikacji potocznych przekonań dotyczących liryki i liryczności. Zachowany bywa też, jeśli nie ten sam, to podob­ny rytm:

szyć worki mieć pod oczami żyć z workiem szczęścia

mam szczęście kołem się toczy nie szczać ze szczęścia

Na pytanie, czym jest szczęście, próbowali od wieków odpowiadać różni filozofo­wie: czy zależy ono od nas samych, czy od fortuny, losu, któremu niezależnie od jed­nostkowych braków i zdolności podlegamy, czy ma mieć wymiar materialny, czy tylko duchowy i wreszcie jak je wyrazić, jak je opisać, wykraczając poza utarte schematy.

Kwestia adekwatności języka opisu do wybranych fragmentów rzeczywistości po­wraca w kolejnym wersie – wierszu:

szyć worki mieć pod oczami żyć z workiem szczęścia

mam szczęście kołem się toczy nie szczać ze szczęścia

któż stawia wyżej oddać mocz nad zwykłe szczanie

Wielość języków specjalistycznych i odmian języka potocznego nie tylko stawia nas przed problemem zrozumienia przekazu i osadzenia go we właściwym kontek­ście, lecz także ponownie podnosi kwestię odpowiedniości języka i świata. Jak opisać to, co nas otacza, jak opisać nas samych i codzienne, najbardziej trywialne czynności, jak znaleźć właściwy język do opisu zjawisk z zakresu fizjologii i cielesności? I wresz­cie – jak posługiwać się nim w codziennej komunikacji, z pełną świadomością silnego zmetaforyzowania języka potocznego, a jak w poezji? I czym jest poezja? Czym praw­da? W życiu i w literaturze? Te pytania będą na kartach Zgłosek powracały, w rytm kołomyjek:

wulgarność tylko w sztuczności poezja poza

sztuczność z kłamstwa sztuka z prawdy z dobrej nowiny

dobra nowina stara i własnej roboty

człowiek zmyśla bogów i świat siebie nie może

w zmyślaniu po swojemu sens i bezsens nasze

język gdy na wolności sam z siebie się tworzy

Refleksja nad prawdą w literaturze i prawdą literatury, nad nieustannym splotem Wahrheit und Dichtung i jednocześnie świadomość nieusuwalnego napięcia pomiędzy kreacją a władzą języka pojawiają się niezwykle często i w Miarach, i we Względach, i w Zgłoskach. W ostatnim tomiku, ze względu na przyjętą wariację na temat kołomyjkowej formy, jest chyba najbardziej widoczna i najbardziej słyszalna: w skando­wanym rytmie wersów, w powtarzalności słów, w asonansach i konsonansach, które dźwiękowo potwierdzają związki na płaszczyźnie treści. Tworzenie wierszy, które zawsze jest wypadkową dyscyplin i inwencji, wiąże się nie tylko z eksplorowaniem możliwości oferowanych użytkownikowi przez system języka, lecz także z poznawa­niem samego siebie, ze szczególnego typu maieutyką:

język wyobraźni spięty poezja żywa

poeta odbiera wiersze jak położna poród

W Zgłoskach odnajdziemy również specyficzny komentarz odautorski, dotyczą­cy zarówno nawiązań gatunkowych, jak i związków literatury i życia:

sztuka jak człowiek cała z mieszaniny

poza teorią nawet sonet nie jest czysty

moje pisanie z mieszanek jak we wszystkim ja

Pisanie oscyluje tu pomiędzy „literaturą z literatury” a literaturą o życiu, literaturą z życia, a nawet literaturą życia. Nie chodzi tylko o intertekstualne nawiązania do zna­nych w historii literatury dokonań (jak chociażby aluzja do „słów na wolności” w wier­szu „język gdy na wolności sam z siebie się tworzy”), lecz także o świadomość piętna subiektywności, filtrowanie przez siebie wszystkiego, co się wydarza: życiowych wy­padków, incydentalnych spotkań, nieustannie ponawianych lektur, czytelniczych olśnień, przygód słów.

W „nagrobkowej” części Zgłosek pojawiają się i utwory dwuwersowe, i charakte­rystyczne dla tego tomu „jednowersy”. Jak chociażby ten, w którym zawiera się pyta­nie o złożoność ludzkiego istnienia, jego wielowymiarowość i nigdy nieodkrywalną do końca tajemnicę:

piękna mądra złoto człowiek skąd ból istnienia
[Maria Żmigrodzka]

W Nagrobkach, z częstotliwością większą niż w poprzednich tomach, pojawiają się też wiersze „rodzinne”:

pogrzeb ojca próba sił po braterstwo górą
[brat Stasiek 1919-1986]

W Dopiskach natomiast pojawia się między innymi taki nagrobek:

słowo i ciało poznałeś na wylot
z trzech rozmów życia tren bez słów ci składam
[Kazimierz Dejmek]

Myślę, że dostrzec można tu i ton elegijny, i rozrachunkowy, próby podsumowań i spotkań poprzez czas. W kołomyjkach kryją się bowiem i kołowrót życia, i cykl życia i śmierci. Drobiazgi dnia codziennego, nawracające myśli i obrazy, osobiste perseweracje łączą się tutaj z refleksją egzystencjalną i eschatologiczną. Z zadumą, ale bez zbędnego patosu. Takie też są Zgłoski: krótkie, wymawiane dosadnie i stanowczo, bez taryfy ulgowej, bez fałszywie pojmowanego liryzmu. A jednocześnie układają się w pieśń: w poetycką pieśń o życiu, w które nieodwołalnie wpisana jest śmierć.

Małgorzata Rygielska

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy