Niezmienność, księga Henrykowska, Twórczość 10/2006

copyright © „Twórczość” & Dariusz Sośnicki

 

NIEZMIENNOŚĆ

Jest 1 września 1989 roku, Bydgoszcz. Przyjechałem na koncert zespołu Variété, który wieczorem uświetni obchody 50. rocznicy wybuchu II wojny świa­towej. Jechałem pociągiem z Murowanej Gośliny, jakieś pięć godzin w piętro­wym wagonie, z długimi postojami na stacjach, czekając na pociąg jadący po tych samych torach w przeciwną stronę. Bydgoszcz nawet za dnia i latem jest taka, jaka powinna być, gdy się słuchało Variété: ciemna i ponura, z czerwonymi tramwajami zgrzytającymi na zakrętach. Idę jedną z głównych ulic, bardzo zainteresowany literaturą, jak mi się wydaje, i widzę w kiosku „Ruchu” zgrzebną okładkę, kolorową, ale bez ilustracji, z równie zgrzebnym napisem „twórczość” u góry strony tytułowej. Intuicyjnie rozpoznaję w „Twórczości” pismo literackie i ją kupuję.

To nie jest zapis snu, tak było naprawdę, choć prawie o tym zapomniałem i gdyby nie okazja, jaką jest Jubileusz Henryka Berezy, byłbym pewnie zapomniał całkiem. Gdzieś ten numer „Twórczości” powinien w domu być, w Murowanej Goślinie albo w Poznaniu, ale szukanie go musiałoby potrwać, a tu trzeba rzecz kończyć. Poza tym mogę chyba spokojnie założyć, że tamto „Czytane w maszynopisie”, jakiekolwiek by było, nie zmieniłoby wiele w wizerunku Henryka Berezy, jaki sobie przez te lata stwo­rzyłem. Albo raczej, jaki miałem od początku. Bo Henryk Bereza jest dla mnie kryty­kiem niezmiennym.

Nie ma w jego pisaniu gwałtownych zwrotów, nie ma dramatów poznawczych, a trudno się oprzeć wrażeniu, że nie ma w nim nawet zwykłych ludzkich rozterek, przynajmniej nie wychodzą one na jaw. Nie ma bicia się w pierś, bo się kogoś nie doceniło albo przeceniło. Nie ma strategii, a nawet taktyki. Nie ma rozwoju akcji. Jest natomiast intensywność lektury i wgląd w sprawy, którym strategia i taktyka do ni­czego nie mogą się przydać. Jest wielka ufność w sprawność narzędzia, które się przy­kłada do tekstu. Jest nieodwołalność wyroków, z którymi inni mogą sobie zrobić, co będą chcieli: mogą im ochoczo przytaknąć albo gwałtownie zaprzeczyć, mogą przejść nad nimi do porządku dziennego. Jest w końcu wiara w wyobraźnię i w to, że bez niej świat rozpadłby się nam na kawałki. I przekonanie, że najważniejszą z granic dzielą­cych ludzi, granicą, której się nie da przesunąć nawet o metr, a tym bardziej zlikwido­wać, jest ta pomiędzy posiadającymi wyobraźnię i tymi, którzy są jej pozbawieni.

Bycie odczytanym przez Henryka Berezę musi więc mieć dla piszącego znacze­nie fundamentalne. Trudno zlekceważyć choćby fakt, że się z dnia na dzień opuściło rodzaj ludzki jako taki i zostało członkiem mniej licznego grona ludzi z wyobraźnią. Ale co najważniejsze, wraz z odczytaniem przez Henryka Berezę piszący przestaje być w artystycznym sensie samotny. Żadna z przygód, jakie zafundował swojemu tekstowi, nie przechodzi już bez echa, jego nieśmiałe intuicje otrzymują niezbędne wsparcie, brak artystycznej swobody zostaje potraktowany z cierpliwym pobłażaniem.

Komfort, jaki Henryk Bereza daje odczytanemu, jest doprawdy wielki. Jest to komfort błogosławiony, ale może być i przeklęty, bo gdy ktoś od razu trafia na tak idealnego i oddanego czytelnika, łatwo nabrać mu przekonania, że jego artystyczny komunikat jest już pod każdym względem gotowy. Że jest to komunikat klarowny i wyrazisty, że jest mocny. Że, mówiąc krótko, zostało już zrobione wszystko, co było do zrobienia, i to zrobione dobrze. Jednego wszakże nie wolno odczytanemu zapo­mnieć. Z Henrykiem Bereza rozmawia się o Sztuce. Niezmiennie. To, co do niej pro­wadzi, i to, co ją może spotkać, to już jest sprawa piszącego i lepiej do tego Henryka Berezy nie mieszać. Warsztat pisarski to jest sprawa piszącego. Sława lub zapomnie­nie to jest jego sprawa. Kłopot ze znalezieniem wydawcy również.

Dariusz Sośnicki

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content