O Środku świata w Skierniewicach, Konteksty 1/2016

copyright © „Konteksty” & Paweł Orzeł

 

O ŚRODKU ŚWIATA W SKIERNIEWICACH

M a g i c z n ś o ć  świata snu jest lub powinna być oczywista. Nie bez powodu sny mogą cieszyć, niepokoić, dopowiadać coś, sugerować i być polem do rozmaitych ucieczek, zabaw, interpretacji, badań czy czystych przeżyć. Opis (zapis) snu jest jednocześnie możliwy i niemożliwy, ale pisanie o snach językiem sformalizowanym wydaje się od pewnego momentu niewykonalne – odczuć to można wyraźnie w wielu publikacjach.

*

Trudno mi pisać o Środku świata w Skierniewicach Marty Zelwan. Odnoszę wrażenie, że moje słowa w charakterze wstępu lub objaśnienia mogą jedynie oddalić czytelnika od istoty tego, co dzieje się w tym tekście względem Oniriady Henryka Berezy (1997).

Być może należałoby zacząć od pryncypiów – Oniriada jest niewielkim wyborem zapisków sennych Henryka Berezy z lat 1976-1996. Podczas lektury zauważalne stają się pewne mechanizmy i powtórzenia (nieważne, czy spowodowane wyobraźnią, czy wyborem). By lepiej je zrozumieć, warto pamiętać, czym właściwie dla Henryka Berezy były sny. Niezastąpiony jest tu tekst Wyobraźnia: „Widzenia senne, najbardziej osobliwy przejaw funkcjonowania wyobraźni, są mimo swojej ontologicznej ulotności najpierwotniejszą, najbardziej powszechną i, dzięki swojej całkowitej niematerialności i prawie całkowitej autonomii, najbardziej wolną postacią sztuki. (…) W widzeniach sennych obowiązuje język symboliczny w swojej najpełniejszej postaci i w swoim największym skomplikowaniu. (…) W widzeniach sennych wyobraźnią kierują razem tak zwana świadomość i tak zwana nieświadomość (…), tworzywem wyobraźni jest czasoprzestrzeń idealna lub abstrakcyjna, można więc powiedzieć, że jest to niemal czysta creatio ex nihilo. (…) Moje kilkunastoletnie doświadczenie w prowadzeniu zapisów onirycznych daje mnóstwo niepodważalnych dowodów niewiarygodnej wręcz profetyczności widzeń sennych, chociaż ta profetyczność staje się oczywista dopiero wtedy, gdy nieczytelne lub słabo czytelne znaki oniryczne znajdują właściwą wykładnię empiryczną w zdarzeniach życia. (…) Dom na przykład można w widzeniu sennym zbudować z mnóstwa aluzji do dziesiątków domów związanych z naszym doświadczeniem, wyminiętych przez doświadczenie, z domów projektowanych, możliwych w niedostępnej przeszłości lub przyszłości, z domów nigdy nie istniejących lub zawsze niemożliwych. Osoby w widzeniach sennych są jak tłumy ludzi, jak całe zbiorowości ludzkie z wszystkich możliwych i niemożliwych światów. (…) Niejako absolutna metafizyczność widzeń sennych ujawnia takie możliwości kreacyjne wyobraźni, których żadna kreacja fizyczna w kształtach, w barwach, w dźwiękach i nawet w najmniej materialnych słowach nie jest w stanie ocalić i, choćby skromnie, zademonstrować” (przypis 1). Być może najlepiej byłoby przytoczyć całość, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii boskości oraz sposobów rozumienia treści snów…

Marta Zelwan w swoim utworze robi coś, przed czym przestrzegał Tadeusz Kantor: „Wbrew radommsurrealistów i fantastów – nie wchodzić, broń Boże, i nie przekraczać tafli lustra. / Pozostać przed! /  O D B I C I E  samo w sobie jest cudownością! / Zamyka w sobie jakąś tajemnicę świata” (przypis 2). Wkracza całkowicie w niezrozumiały świat mechanizmów sennych. I robi również coś ryzykownego – z czym się w pełni zgadzam – szuka jego epicentrum w konkretnie nazwanej przestrzeni. Nie jest w tym przypadku ani dziwne, ani istotne, że wszystkie wyśnione miejsca (i osoby) za sprawą porządku onirycznego przeobrażają się lub nawet wymieniają znaczeniami. Istotne jest to, jak zostały odczytane lub czym po prostu są. Dla Henryka Berezy tym epicentrum były Skierniewice. I Marta Zelwan mogła dokonać tego ustawienia, opierając się na wieloletniej przyjaźni z Henrykiem Berezą, swojej znajomość jego życia i jego tekstów, a jednocześnie jako pokrewna dusza w odczuwaniu snów. To wszystko przy wrodzonej wrażliwości, ostrożności i delikatności, układa się w pewien sposób widzenia człowieka. Można by go chyba zamknąć w słowach, które kiedyś Marta Zelwan ułożyła podczas próby uchwycenia wyjątkowości Wacława Niżyńskiego: „Niektórzy ludzie są snami tego świata. Przenikają rzeczywistość w różnych miejscach i czasach, pojawiają się i znikają, zostawiając po sobie odruch zdziwienia albo mgłę. Ich życie przypomina dramat ułożony według reguł snu. My z kolei ocienieni jesteśmy snami, w których ukazują się podobne im postacie. Mówimy wtedy: sen mara. Mówimy, że to tylko sen. Ale zaklęcia te nie zmieniają faktu, że niektórzy ludzie są dla nas tym samym, co sny, niepokojącą lekcją prawdy” (przypis 3).

Co więc dzieje się w Środku świata w Skierniewicach? Na pewno mamy do czynienia z nowym, innym sposobem zapisywania snu. To, co w Oniriadzie było rozproszone i co uważny czytelnik mógł odczuwać, tutaj zostało połączone wyraźnie, wręcz przedstawione w sposób skondensowany. To, co można było odczytywać jako wiele snów, tu zaczyna jawić się jako jedna opowieść bez wyraźnego początku i końca. Wszystko istnieje w nieustannym poruszeniu, a mechanizmy tej kosmologii-onirologii stają się wyraźne jak nigdy wcześniej. W tym układzie opowiadacz okazuje się równie realny jak każde wydarzenie, każda możliwa wariacja – być może w dalszej perspektywie próba rozróżnienia tego, kto jest podmiotem, a co przedmiotem, jest niemożliwa. (Ale przede wszystkim Skierniewice jawią się jako Gwiazda, wokół której rozwija się cały wszechświat i która sama wciąż ulega zmianom – to o tym wspomina Marta Zelwan w pierwszym akapicie).

Trzeba to podkreślić wyraźnie – to nie jest dodawanie nowych znaczeń ani dobudowywanie czegokolwiek do snu. Jest to próba uzewnętrznienia spiętrzonych rzeczywistości (oraz powiązań między nimi) w ramach płaszczyzny onirycznej. W końcu jest to być może również próba ominięcia tego, że zapis senny potrafi oddalić czytelnika od istoty tego, co zostało wyśnione.

Wielokrotnie przekonywałem się, że sam obraz snu w swoim pięknie, paradoksalności, a może też absurdalności lub genialności, potrafi być zwodniczy. Kusi, by odszukać lub wymyślić odpowiedni język do oddania tego, co zostało  z o b a c z o n e.  W tych estetyczno-stylistycznych poszukiwaniach łatwo zagubić się i stracić z oczu istotę snu. I chyba dopiero po latach oraz za sprawą Marty Zelwan zaczynam rozumieć prawdziwą wielkość prostego, by nie powiedzieć ascetycznego, zapisu Oniriady i wszystkich jego możliwości.

Najprawdopodobniej jest też tak, że są to wnioski, których nie da się w pełni przekazać ani dojść do nich w inny sposób niż poprzez własne doświadczenie. Jeśli jednak można coś poradzić, coś zaproponować, powinno to być chyba ciągłe poruszanie się, przemieszczanie, odkrywanie i dziwienie się, jak w śnie Henryka Berezy z 2009 roku: „– ulice, chyba ulice Skierniewic – Prymasowska, Senatorska – fantastyka tych ulic – tłumy w jedną i w drugą stronę – idę w tłumie – coś się dzieje – nie wiadomo co – chciałbym coś wiedzieć – nie wiem nic – idę w tłumie, z tłumem – idę beztrosko – idę, patrzę – – –” (przypis 4).

Paweł Orzeł

przypisy:
1. Henryk Bereza, Wyobraźnia, w: tegoż, Pryncypia, Kraków 1993, s. 36-39.
2. Tadeusz Kantor, Niech sczezną artyści, 1985, www.cricoteka.pl (dostęp: 2.04.2016).
3. Krystyna Sakowicz, Człowiek jako sen, w: tegoż, Księga ocalonych snów, Szczecin, Bezrzecze 2008, s. 27.
4. Zapis snu z 6 marca 2009 w dzienniku Zapiski 53 (9.10.2008 – 2.09.2009), s. 170.

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content