Odpowiedzialność piszącego, Twórczość 9/1980

copyright © „Twórczość” & Tadeusz Komendant

 

ODPOWIEDZIALNOŚĆ PISZĄCEGO

Henryk Bereza, Proza z importu. Szkice literackie, Warszawa 1979

Czytane osobno, szkice Berezy, tak jak narastały w czasie, były – czę­sto sugestywnymi, niekiedy kontro­wersyjnymi – analizami książek i portretami pisarzy, odkrywaniem literackich zjawisk, protokołem lektury. Zebrane w jednym tomie, zmieniły się w książkę o odpowiedzialności pi­szącego. Szczególny to tom – nawet w zbiorach szkiców występuje zwyk­le wewnętrzna czasowość, rozwój idei, początek i koniec; tymczasem do określenia Prozy z importu bardziej przydatna jest metafora przestrzenna: książka ta zarysowuje nieciągły ob­szar literackich zjawisk. Równocześnie zaś nagromadzenie osobnych, statycznych szkiców pozwala dostrzec ich wspólną cechę – budowane są wokół dwu zagadnień: wiarygodności pozna­wczej i wewnętrznej prawdy piszące­go ujawnionej w języku. I nie są to tylko postulaty stawiane i odczy­tywane w literaturze. Zastosowane w praktyce krytycznej wpłynęły na ów szczególny kształt książki.

W epoce znawców jednego prądu li­terackiego, ba! jednego autora, trudno wyobrazić sobie posiadacza pełnej wiedzy o literaturze rodzimej, cóż mó­wić dopiero o prozie z importu? Rzecz nie tylko w braku wyobraźni czy wie­dzy, chodzi bowiem o zasadnicze do­świadczenie, właściwe piszącemu o współczesnej literaturze. Wprawdzie nienaturalny przyrost książek nie po­wołał swego Malthusa, lecz McLuhana, jednak coraz bardziej dochodzi do głosu przekonanie, że dotychczasowy model literatury nie da się dłużej utrzymać. Bowiem model ów nie dość, że sprzeczny jest z codziennym doś­wiadczeniem, wspiera się nadto na bezrefleksyjnie przyjętych pewnikach.

Model ten umieszcza zjawiska lite­rackie w jednorodnej prze­strzeni komunikacji. Wszyst­kie zjawiska są w owej przestrzeni intencjonalnie obecne. Toteż pominięcie przy pisaniu o literaturze jakiem książki lub autora sugeruje osąd war­tościujący, czy to według systemu norm uznawanych za obiektywne, czy to według indywidualnych – estetycznych bądź ideologicznych – przeko­nań piszącego. Inaczej mówiąc: cho­ciaż codzienne doświadczenie przeczy możliwości zapanowania nad rozleg­łym obszarem literatury, uobecnienia jej w świadomości i pisaniu, model ten każe ujmować literaturę jako całość. Brak autora lub książki jest bądź oceną, bądź niedostatkiem – niepełną obecnością (to myślenie poja­wiało się w omówieniach Prozy z im­portu: książka ta nie zawiera sylwe­tek np. Bölla i Grassa – ponieważ trudno brak ten rozumieć wartościu­jące ze względu na wagę ich pisar­skich dokonań, a i skądinąd wiadomo, że Bereza o nich pisywał, zatem brak ów jest niedostatkiem książki).

Taki model literatury ma określone konsekwencje. Po pierwsze: konkret­ne literackie realizacje ujmowane są jako warianty niezmiennego modelu (na tym założeniu oparta jest w grun­cie rzeczy cała teoria literatury) – tekst traci swoje miejsce w przestrze­ni i w czasie, jest jedynie przykładem. Po drugie: tekst nie jest już przedsta­wieniem indywidualnej prawdy piszą­cego, staje się rezonerem prawdy ogólnej, nośnikiem idei czy jedną z realizacji tematu. Po trzecie: wyobraże­nie literatury jako intencjonalnie obec­nej całości tekstów zakłada pewne rozumienie odpowiedzialności kryty­ka – można mu zarzucić jedynie, że nie zna wszystkich tekstów lub że nie odczytał (nie uobecnił) tekstu do koń­ca. Po czwarte: model ów umieszcza poza zakresem swych zainteresowań lekturę – tu tekst jest zawsze już odczytany.

Konsekwencjom tym zaprzecza co­dzienne doświadczenie i praktyka pi­sarska. W jej obrębie powstaje nowa wizja literatury, której założenia mo­gą być sformułowane dopiero ex post. Literatura byłaby tu przestrzennym obszarem tekstów i pisarskich zdarzeń, zdarzeń historycznych, bo zachowują­cych swoje miejsce i czas. Ich różni­ca byłaby nieredukowalna – każde z nich jest bowiem miejscem ekspre­sji indywidualnej prawdy piszącego. Literatura nie zna prawdy nadrzędnej, prawd lepszych i gorszych: nie chodzi zatem o hierarchię, lecz o różnokształtność prawdy (może właśnie t o jest kamieniem obrazy w pisaniu Hen­ryka Berezy: jak można z jednako­wym zaangażowaniem pisać o Güterslohu i pensjonarskiej książeczce Heike Doutiné?). Tekst zatem byłby miej­scem spotkania pisarza i czytelnika. Krytyk nie może podchodzić do książ­ki z całościowym wyobrażeniem lite­ratury i do modelu tego książki przy­mierzać, bo jedyne, co jest mu dane bezpośrednio, to doświadczenie lektu­ry.

Autor Prozy z importu napisał „za­miast wstępu”: „Jacy więc mają być pisarze? Tacy, żeby nieznani inni chcieli i mogli ich czytać nie z ja­kiegokolwiek obowiązku, lecz z we­wnętrznej potrzeby odnalezienia się w sobie i w świecie, z wewnętrznej po­trzeby obcowania z prawdą. Tę praw­dę, która ma milion twarzy, odna­leźć musi dla siebie ten, kto chce i może być pisarzem. Każdy, kto od­najdzie swoją twarz prawdy, stanie się potrzebny innym”. Tylko tyle – zamiast rozbudowanego programu. Zamiast metody.

Metoda jest, ale w następujących dalej szkicach. Metoda, której założe­niem podstawowym jest poznawcza wiarygodność. Ale jeśliby chcieć szu­kać sformułowanej expressis verbis, za jej przedstawienie mógłby posłużyć lekko zmieniony fragment ze szkicu o Dodererze: w klasycznym pisaniu o literaturze obiektywność jest apo­dyktycznie z góry założona, u Berezy natomiast jest zadaniem i celem pisar­skim do osiągnięcia. Obiektywności apriorycznej przeciwstawia Bereza obiektywność empiryczną. Obiektywność jest u niego – można powiedzieć – sumą wielu i możliwie róż­nych subiektywności, które Bereza przedstawia, ale których nie może sprowadzić do nadrzędnej, jednej wie­dzy o literackich zdarzeniach, bo jego wiedza jest empirycznie ograniczona i musi się z tym bezwzględnie liczyć.

Ten moment uważam za szczególnie ważny. Ujmując rzecz metaforycznie: proza zrezygnowała dawno z wszechwiedzącego narratora, gdyż uznała go za niewiarygodnego poznawczo; tym­czasem w pisaniu o niej wszechwie­dzący narrator (krytyk) jest nadal najczęściej spotykaną postacią. Uwiary­godnić krytykę – to przejść od pro­duktu poznania (literatury jako całoś­ci) do procesu poznawania (aktu lek­tury).

Lektura jest miejscem spotkania dwu subiektywności: piszącego i czy­telnika. Być może rządzi nią poszuki­wanie tego samego typu wrażliwości, podobnej aury emocjonalnej. Ale na tym pasywnym narcystycznym two­rzeniu autoportretu jej rola się nie kończy. Lektura pełni również funk­cję poznawczą, bo literatura jest jed­ną z form poznania. (Barthes, którego teorie niekiedy zadziwiająco bliskie są pisaniu Berezy, stwierdził: „Gdyby przez Bóg wie jaki wybryk praktyki społecznej lub barbarzyństwa wszy­stkie nasze dyscypliny – prócz jed­nej – miały zostać usunięte z nauczania, ocalić trzeba by było dyscypli­nę literacką, bo wszelkie nauki obec­ne są w literackim monumencie”. Wreszcie lektura zapisana obiektywi­zuje odczytaną prawdę tekstu w ję­zyku krytyka.

W ten sposób zapis lektury jest ty­leż przedstawieniem, co wyznaniem. (Dlatego miałem prawo zmienić frag­ment ze szkicu o Dodererze: fragment ten był przedstawieniem pisarskiej metody autora Demonów, ale równo­cześnie wyznaniem krytyka o granicy obiektywizmu – w pisaniu). Działalnoś­cią pisarską Berezy rządzi bowiem ten jeden pewnik: wewnętrzna praw­da piszącego objawia się w używanym przezeń języku. Ale nie może być to język martwy, wyświechtany zbiór ko­munałów, ani sztuczny język stawia­nego za wzór typu kultury. W społe­czeństwie istnieje wielość użyć języ­kowych, które kultura stara się spro­wadzić do jedności, uczynić język przezroczystym narzędziem komunika­cji. Tymczasem w literaturze „słowa mają ciężar losu” – istnieje tyle ję­zyków, ile istnieje indywidualnych prawd, jednostkowych losów.

Jeden język to podobne złudzenie (złudzenie tym bardziej niebezpieczne, że w pewnych typach kultury pełni funkcję manipulatorską), co całość li­teratury. Podobne ma też konsekwen­cje. Po pierwsze: konkretne użycia językowe, językowe gesty ujmowane są jako warianty jednego ponadindywidualnego języka – wypowiedź tra­ci związek z jednostką, jest jedynie komunikatem. Po drugie: wypowiedź nie jest już przedstawieniem indywi­dualnej prawdy, staje się rezonerem prawdy ogólnej, komunikatem o niej. Po trzecie: założenie o istnieniu jed­nego języka narzuca krytykowi pew­ne rozwiązania badawcze – musi zwracać uwagę na to, co się mówi, a nie jak się mówi, wielokształtność ję­zykową ujmować w kategoriach for­malnych (jako stylizację). Po czwar­te: teoria ta umieszcza poza zakresem swych zainteresowań mówienie – ca­ła literatura staje się estetyczną za­bawką.

Tyle języków, ile prawd… To zna­czy – wśród wielokształtnych języko­wych gestów istnieje także równopra­wny język krytyka. Język, w którym zobiektywizowany zostaje akt lekturowy.

Krytyka jest jednak z natury rzeczy działalnością ponadindywidualną. Jej ustalenia muszą mieć pewien walor ogólności – nie może sobie pozwolić ani na impresyjność, ani na subiektywizm. Zatem problem języka krytycznego – to nie tyle zagadnienie do­boru odpowiednich słów i sposobu formułowania sądów, lecz charakteru pytań stawianych literaturze, sposobu jej ujmowania. Działalność pisarska Henryka Berezy przynosi odpowiedź następującą: mam prawo żądać od literatury tego, czego wymagam od siebie: odpowiedzialności. Dlatego wszystkie szki­ce zebrane w tej książce podejmują dwa pytania: o wiarygodność poznaw­czą zastosowanych w powieściach form narracyjnych oraz o wewnętrzną pra­wdę pisarza wyrażoną w stosowanym przezeń języku. W szkicu o Llosie przeczytać można: „Im więcej wie się o literaturze, tym bardziej jest się przekonanym, że literatura pozwala na sprawdzanie wszelakich założeń poznawczo-artystycznych, od najdawniejszych do najnowszych, od całko­wicie fantastycznych do najbardziej ukrytycznionych, nie wyłączając róż­nych ich krzyżówek, więcej, nie wy­łączając założeń wykluczających się. ta wolność jednak nie zwalnia od ry­zyka, trzeba się z niej każdorazowo rozliczyć, gdy dochodzi do oceny efek­tywności poznawczej tych założeń i skuteczności estetycznej tych efektów”. Oto jeszcze jedna definicja kryty­ki – krytyka jest rozliczaniem pisa­rza. Rozliczaniem z odpowiedzialności. Sprawdzaniem, czy, zapełniając pracowicie karty drobnymi rządkami pisma, nie używa kart uprzednio znaczonych. Literatura bowiem to indywidu­alny wysiłek, podejmowany na własną odpowiedzialność.

Tadeusz Komendant

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content