Saginaw. Skalp, księga Henrykowska, Twórczość 10/2006

copyright © „Twórczość” & Adam Kaczanowski

 

SAGINAW. SKALP

Saginaw, lipiec 1831. HB i ja

Jestem Metysem. Mój log-house nie jest tak przestronny i solidny jak domy miesz­kających w sąsiedztwie Białych. Nie jest też tak zadbany. Zdarza się, że tygodniami, miesiącami do niego nie wchodzę, śpiąc pod gołym niebem. Nazywam się Kacza­nowski, jak mój ojciec, Kanadyjczyk.

Mój log-house jest znacznie przestronniejszy i o wiele bardziej zadbany niż dwa stojące nieopodal indiańskie wigwamy.

– Przyjechało dwóch Francuzów. Mają strzelby, dwururki – powiedział Henryk Bereza, przekraczając próg mojego domu.

Usiadł przy drzwiach, jak zwykle. Prawie natychmiast po nim, wyłaniając się zza jego pleców, do pomieszczenia weszła moja squaw. Półnaga, jak zawsze, otarła się brzuchem o jego ramię. Obtarta, lekko brudna skóra.

– Ułożyłem pieśń o tobie – zwrócił się w moją stronę.

Zabić czerwonego brata, uuuu
Zabić białego brata, uuuu
Pragnę skalpować, lękam się wszy…

Masz rację – odezwała się squaw, przekładając z jednego miejsca na drugie nie wiadomo co.

– Co to? – Henryk Bereza zainteresował się trzymanym przez nią przedmiotem.

– Książka, której nigdy nie chciałem napisać – odpowiedziałem.

– Rozumiem.

Przez jakiś czas milczeliśmy. Squaw wyszła polować na kaczki.

– Nie każdy Metys jest zabójcą – odezwałem się w końcu.

– Nie każdy Biały jest krwiopijcą.

– Indianie teraz głównie występują w cyrku. Przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.

– Rozmyślałem wczoraj o języku JAVA – powiedział HB.

– Mówią, że niewiele da się w nim powiedzieć – wymruczałem. Usłyszeliśmy w dali pojedynczy huk wystrzału.

– Ta strzelba. Dwururka. Myślę, że nie da się z niej precyzyjnie wycelować – powiedział.

– Kupię ją od nich. Dla mojej squaw.

 

Jean Paul, listopad 2004

Weszliśmy z HB do fryzjera. W środku było pełno kobiet. Niektóre z nich tylko siedziały. Żadna nie przeglądała gazet.

Moja fryzjerka zapytała, jak chcę być ostrzyżony.

– Tak, żebym się pani podobał.

Nie była w fartuchu, zauważyłem, że od czasu do czasu drobne pęki moich wło­sów wpadają za jej dekolt.

– Czytałam, że wszyscy mężczyźni cierpią na lekki autyzm. To wiele wyjaśnia – oznajmiła kobieta siedząca po mojej lewej stronie. Częściowo zasłaniała mi Henryka. Mimo to wymieniliśmy między sobą znaczące spojrzenia.

Nie wiem czemu to robię,
nie wiem jak odpowiem sobie,
to wszystko w mojej wszawej głowie…

– Czy mogłaby pani zmienić stację albo ściszyć to radio? – HB zwrócił uwagę swojej fryzjerce. Dawno nie słyszałem go tak poirytowanego.

– Lekka odmiana autyzmu. Na przykład mój syn. Dwadzieścia cztery lata. Praca magisterska. I co robi? Od dwóch lat zamyka się w swoim pokoju i siedzi z lupą nad makietą Titanica. Czasami nie można go stamtąd wygonić…

– Mój Darek zapisuje jeden zeszyt po drugim. Wszystko to są wyniki jakichś drużyn. Strasznie się przy tym podnieca – przytaknęła jej fryzjerka.

Ta pracująca nade mną już skończyła. Posłała mi uśmiech.

– Ładnie? – zapytała.

– To zależy, czy się pani podobam.

– Chyba przede wszystkim swojej dziewczynie?

– Wczoraj całą noc śnił mi się pocałunek z panią.

Adam Kaczanowski

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content