copyright © „Twórczość” & Aneta Wiatr
WIERNOŚĆ
Wierność jest pojęciem pięknym, wzniosłym, chwalebnym, lecz niejasnym i dwuznacznym, jak chyba wszystkie „kryształowe pojęcia”, tworzone po to, by obłaskawiać żywioły, kanalizować tycie. Prawda, sprawiedliwość, porządek, nawet miłość nie są jednoznaczne, skoro prawda –jak choćby u Ibsena – może łamać i kaleczyć, a miłość zaślepiona i niemądra – jak w Lalce czy w Balladzie o Januszku – niesie z sobą samozagładę. 12 października 1944 roku, na wieść o złamaniu powstania warszawskiego i wypędzeniu resztek ludności cywilnej z miasta, które śmiało zanegować hitlerowski Ordnung, zapisze Camus w wolnym już Combat:
Porządek […] to pojęcie niejasne. Istnieją rozmaite rodzaje porządku. Jest porządek, który nadal panuje w Warszawie [„L’ordre regne a Varsovie”, skwitował we wrześniu 1831 roku minister spraw zagranicznych gen. Sebastiani zajęcie Warszawy przez Paskiewicza i ostateczny finał antycarskiego powstania], jest ten, który osłania nieporządek i drogi Goethemu porządek, który przeciwstawia się sprawiedliwości. Ponadto wyższy porządek serc i sumień, który nazywa się miłością, oraz krwawy porządek czerpiący moc z nienawiści… […] Podczas wstrząsających dni sierpniowych czuliśmy wszyscy, że porządek zaczyna się właśnie z pierwszymi strzałami powstania. Pod pozorem nieporządku rewolucje przynoszą zasadę porządku.
Jak istnieją rozmai te rodzaje porządku, tak istnieją rozmaite odmiany wierności. Wierność małżeńska jako chroniczny brak okazji i wierność głębsza, pomimo pokus, słabości, a nawet uchybień, odstępstw i wykroczeń. Wierność przyklejonej brzyduli i wierność Penelopy, gwarantująca trwałość świata i jedność istnienia. Wierność wprowadzająca ład i kierunek w burzliwe, rwane i chaotyczne, po heraklitejsku płynne i zmienne życie Odysa. Istnieje też wierność żołnierska, jakiejś Sprawie, Czemuś lub Komuś, wierność do końca, bezwzględna, zapłacona z nadwyżką, wierność Leonidasa, Wołodyjowskiego, Ordona (z literackich opowieści), księcia Józefa, Neya, Cambronne’a… Mogę się tylko cieszyć, że nie o nią nam tutaj chodzi i że nikt – na razie – jej od nas nie wymaga.
Henryk Bereza uchodzi – chyba słusznie – za krytyka wiernego swoim wartościom, swoim pierwszym oczarowaniom i odkryciom. Wiernego, mimo często zmiennych kolei losu i kapryśnych koniunktur, do „grobowej deski”, a bywa, że i dalej… Bo nie porzuca on Marka Hłaski, Edwarda Stachury, Andrzeja Łuczeńczyka w momencie ich fizycznego – przedwczesnego zresztą – odejścia, towarzyszy, często namiętnie, stronniczo, ich twórczości, walczy o właściwą im miarę wielkości, o ich obecność, o godność i pamięć… Nonszalanckie „Umarł król – niech żyje król!” to nie jego formuła. Wie, że Stachury nikt nie zastąpi, bo był jedyny, nie do podrobienia, że można go co najwyżej małpować, jak można – wzorem Osieckiej ze wspomnieniowego filmu o Hłasce – walnąć teatralnego kielonka nad mogiłą kochanka, co przypomina tanie mitotwórstwo, obnażone już na pniu przez Wajdę (za sprawą śmierci Cybulskiego, która – jak pamiętamy – otwiera również Siekierezadę Stachury) we Wszystko na sprzedaż z 1969 roku.
Marek Hłasko, by przy nim pozostać, jest od paru dziesięcioleci obecny w pamięci i twórczości Berezy, a obecność ta nasila się przy wszelkich nieporozumieniach, dzikich przewartościowaniach lub – co gorsza – przejawach złej woli ze strony nowych użytkowników beztrosko opróżnianych „piedestałów” i „świątyń” literackich. Wtedy temperatura wywodów krytyka podnosi się gwałtownie, a sentymentalna wierność zmienia się w mocne, jednoznaczne, by nie powiedzieć żołnierskie, „stanie na straży”: prochów?, pamięci?, prawdy?, słowa?… W trzydziestą rocznicę tragicznego odejścia Hłaski w Wiesbaden, pod datą 14.06.1999, Bereza zanotuje w Wypiskach („Twórczość” 2004 nr 11):
„Marek Hłasko był najpiękniejszą – w sensie duchowym, w sensie etycznym – postacią, z jaką mnie życie zetknęło.
Nieważne są wszystkie bzdury, jakie o nim mówiono i pisano za jego życia, jakie mówi się i pisze do dziś.
Marek Hłasko był czysty duchowo i etycznie we wszystkim, co robił i pisał.
Jego pisarstwo nie jest prawdopodobnie tak cenne artystycznie, jak myślałem przed laty.
Ale jest i dziś niepodważalne w swojej spontaniczności, w szlachetności i czystości swoich intencji, w swojej trwałości dokumentu czasu i dokumentu jednego szlachetnego życia”.
Ta krótka notka rocznicowa, przeznaczona dla Krzysztofa Vargi i skromnie podyktowana przez telefon, zbierająca, kondensująca inne, obszerniejsze wypowiedzi krytyka (od szkicu Nowy duch i forma nowa po „hłaskologiczne” dywagacje na marginesie książki Janusza Głowackiego Z głowy) rozstrzyga pewne wątpliwości, jakie nasunęła nam wierność – pojęcie kryształowe, to znaczy piękne i niejasne. Bo pamiętaliśmy, jakie w pewnych warunkach perspektywy i szansę otwiera niewierność, stwarzająca okazję poznawania nowych ludzi, czytania innych niż z dawna ulubione książek, poznawania i przyswajania nowej muzyki, która jeszcze wczoraj – nieosłuchana, obca – była zgrzytem i rozstrojem, słowem: poszerzania ducha. Pamiętając o wierności po grób marszałka Neya w 1814, musimy też pamiętać o chwalebnej niewierności pułkownika Stauffenberga w 1944, także zapłaconej życiem.
Notka Berezy o Hłasce uświadamia, że wierność wartościom czy ludziom nie musi chorować na dogmatyczną zakrzepicę, zwężenie pola obserwacji, pomnikowość wizji. Nie zakłada eleganckiego znieruchomienia, szlachetnego skostnienia, nie kłóci się z wiernością życiu. Wierność krytyka (choć słowa te po horacjańsku dziwią się swoim sąsiedztwem i wyglądają na oksymoron) jest żywym, to znaczy ponownym, wielokrotnym obcowaniem z tragicznie przerwanym dziełem, jest trwaniem przy poszukiwaniach nowego lub dziś dopiero czytelnego sensu, wówczas, wtedy zakrytego jeszcze lub nieuchwytnego. Jeszcze paręnaście lat temu miłość Hłaski do ojczyzny Hemingwaya, Bogarta, Goofy’ego i Mickey Mouse wydawała się niezłym snobizmem, a chęć oddania krwi za Amerykę kabotyństwem histerycznego młokosa. Dziś polski kontyngent regularnie przelewa krew w Iraku u boku Amerykanów i nikogo to nie dziwi. Albowiem „tylko dziś możemy przewidzieć, co było wczoraj”, lepiej rozumieć minione, bo – zdaniem Jean-Paula Sartre’a – „nic się tak często nie zmienia jak przeszłość”.
Wierność krytyka, wierność Henryka Berezy wobec Marka Hłaski jest mocna, trwała, dostojna, jest niezłomna, piękna i patetyczna, ale w żadnym razie nie ślepa i bezmyślna. Jest przepuszczalna dla nowego myślenia, dla rewizji, dla przewartościowującego wszystko czasu. Środkowy, krytyczny fragment notatki, przyznający się do artystycznego nadwartościowania twórczości Hłaski, choć na pewno przykry dla autora, brzmi jednak obiecująco. Stwarza bowiem szansę dokonania generalnego bilansu niespełnień i zawodów, zarówno wobec tych, co odeszli za wcześnie, jak i tych, którzy – jak się okazało – nadużyli wierności krytyka. W ten sposób Henryk Bereza staje przed możliwością napisania nowych, swoistych Retractationes. Całkiem realną z uwagi na jego wielkie doświadczenie w obcowaniu z młodymi i debiutantami, a także z uwagi na wierność wobec swoich wskazań. Wreszcie z uwagi na spokojne, wręcz filozoficzne podejście do sprawy, które był wyraził kiedyś [„Twórczość” 2002 nr 2/3, Zapowiedź (list do Alicji Dryszkiewicz)] w związku z odważnym „postawieniem” na Wojciecha Kuczoka, długo przed nagrodą Nike:
„Z dobrych zapowiedzi radość może być większa niż z dobrych spełnień, poprzez spełnienia możliwości tracą swoją nieokreśloność, w zapowiedziach wolno widzieć wszelką nieprzewidywalność spełnień.
To, co widziałem w zapowiedziach u Marka Hłaski, u Edwarda Stachury, u Andrzeja Łuczeńczyka, cieszy mnie nawet we wspomnieniu, gdy wiadomo, że do spełnień nie mogło dojść i nie doszło.
Czasem cieszą mnie dobre zapowiedzi na początku, gdy dalsza twórczość ich nie potwierdziła.
Pisarstwo – sztuka w ogóle – jest grą z losem, trzeba cieszyć się wszelkim dobrem, które w grze z losem się zdarza”.
Te nowe Retractationes odważnego krytyka, uczciwy indeks niespełnień, zawodów i pomyłek, równie atrakcyjne i kuriozalne, jak oryginał Augustyna – to mogłaby być najciekawsza praca Henryka Berezy.
Aneta Wiatr
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy