Wśród czasopism, Twórczość 3/2013

copyright © „Twórczość” & Leszek Bugajski

 

WŚRÓD CZASOPISM

Kiedy dowiedziałem się, że w Szczecinie powstała Fundacja Literatury imienia Hen­ryka Berezy, zdumiałem się: a cóż Henio miał wspólnego ze Szczecinem? Coś tam wygrze­bałem z pamięci, jakieś jego opowieści o spo­radycznych podróżach do tego miasta, któ­rych pewnie każdy krytyk odbywa głównie w młodości sporo w celach zarobkowych, a może tylko mi się wydawało, że opowiadał o tym, a w rzeczywistości chodziło o zupełnie inne miasto… Była jego długoletnia przyjaźń z Dar­kiem Bitnerem, który jednak nie ma takiego usposobienia, by cokolwiek zakładać. Ale po chwili uświadomiłem sobie, że późna twórczość Henia była publikowana przez szczeciń­skie wydawnictwo Forma, że tam właśnie jego artystyczna przemiana w poetę znalazła zro­zumienie i wsparcie. I chyba o to właśnie chodzi, że tam jest grupa ludzi, którzy doceniali lepiej niż ktokolwiek inny jego pasję, niezależność i pryncypialną niezłomność w spra­wach dla literatury fundamentalnych. I pomy­ślałem wtedy, że nie ma żadnej zagadki w tym, że w Szczecinie zawiązano fundację noszącą jego imię.

Potem przyszła wiadomość, że Fundacja Berezy zamierza wydawać literacki kwartal­nik. Pomyślałem: to oczywiste, skoro funda­cja ma się zajmować literaturą niekomercyjną, to musi mieć gdzie ją publikować, no i pisarze zainteresowani literaturą, a nie kasą, powin­ni mieć jak najwięcej okazji do pokazania się. Ani się bowiem obejrzeliśmy, a już wyhodo­wała nowa kultura całe pokolenie, które jest przekonane, że najwybitniejszym współcze­snym pisarzem jest Stephen King. I że koroną rozwoju sztuki pisania jest coś, co eufemistycznie nazywane bywa literaturą gatunkową. I coraz mniej jest wokół osób zażenowanych czy chociaż tylko zdziwionych tym, że powieści sensacyjne pretendują do rozmaitych nagród literackich. Więc wspaniale, że powstaje nowe miejsce, w którym będzie obecna po prostu literatura. Bezprzymiotnikowa. I że nad tym miejscem unosił się będzie duch Berezy.

Kiedy więc było już wiadomo, że pierwszy numer kwartalnika podąża w moją stronę, wyobraziłem sobie, że znajdę w nim nazwi­ska tych, których Bereza uważał za fundament polskiej literatury – Kochanowskiego i Paska. No bo od czegoś i fundacja, i kwartalnik muszą zacząć. Logiczne by było, żeby zaczęli od fundamentów. A tu nic z tego. Trzecia część pierwszego numeru nowego kwartalnika to James Joyce! Najpierw zdumienie, a potem zrozumienie. No jasne. Henio uważał Joyce’a za jednego z najważniejszych pisarzy, o czym można się łatwo przekonać, sięgając chociaż­by do jego Biegu rzeczy i zobaczyć jak często, z jakimi epitetami i w jakim towarzystwie przywołuje Joyce’a. To raz. A dwa – wyjścio­we nawiązanie do Joyce’a lokuje od razu kwar­talnik w bieżącym życiu literackim, bo prze­cież w ubiegłym roku wszyscy się zachwycali tym, że wreszcie mamy przełożony w całości na polski Finnegans Wake. To rzeczywiście ważne wydarzenie, choć nie ma powodów do tego, by spodziewać się, że zmieni ono cokol­wiek w polskiej literaturze (na przykład zawstydzi seryjnych producentów rozrywkowej sieczki, o której mówią, że to literatura). Ba, nie ma podstaw sądzić, że ktoś przebrnie przez całość tekstu, co nie znaczy, że błędem było jego tłumaczenie i wydanie – w końcu ilu jest wśród nas takich, którzy przebrnęli przez ca­łego Mickiewicza? A bez niego literatura pol­ska byłaby nie taka. jak jest. Nie bez powodu więc Krzysztof Bartnicki, tłumacz Finnegans Wake, mówi – podejrzewam że z sarkazmem – w wywiadzie opublikowanym w „eleWatorze”: „Oto jest tekst Finnegans Wake niezro­zumiały dla Anglika – i jest Finneganów Tren, tekst niezrozumiały dla Polaka”.

Ale w tym niezrozumieniu nie ma w sumie niczego złego. Są bowiem w kulturze takie zjawiska i dzieła, które nie dają się ogarnąć prze­ciętnemu umysłowi, ale które powinny w niej być obecne mimo wszystko, jak – przepraszam za aż takie porównanie – Słońce nad Ziemią. I to jest dodatkowy dobry powód, że pismo, nad którym unosi się „duch Berezy”, zaczęło swoje życie od Joyce’a. Joyce jest bowiem Li­teraturą. Wystartował dość konwencjonalną prozą, potem napisał dzieło, które – mówiąc z niewielką przesadą – zaprogramowało roz­wój i życie dwudziestowiecznej literatury, a wreszcie stworzył Finnegans Wake, utwór we­dług mnie aberracyjny, stanowiący literacką ślepą drogę i zarazem będący ostrzeżeniem przed nadmiernym wydziwianiem, które pro­wadzi do zerwania kontaktu z czytelnikiem. A w sumie jest Joyce przykładem pisarza, któ­ry wszystko poświęcił literaturze. Jak Bereza. O którym Artur Daniel Liskowacki, prezes Fundacji, słusznie mówi w wywiadzie dla „eleWatora”: „Bereza to nie tylko najlepsze tradycje naszej literatury, ale i pasja, odwaga w promowaniu tego, co w niej osobne, wartościowe, a nie komercyjne”. I tak mi się to wszystko poukładało.

A sam „eleWator” jest bardzo, ale to bar­dzo interesujący. Przyczepić się nie ma do cze­go – część joyce’ologiczna trzyma poziom, reszta materiałów dobrana ze smakiem i poszanowaniem wartości artystycznych. Następ­ny numer ma być poświęcony Janowi Drzeżdżonowi – i to jest zrozumiałe. Tego pi­sarza Bereza wylansował i bardzo cenił, choć ostatnio uległa jego twórczość zapomnieniu, wiec warto ją przypomnieć. A potem, moim zdaniem, czas na Dariusza Bitnera, wielki literacki talent ze Szczecina, który jakoś nie może się odnaleźć w nowych literackich układach. Kto ma wiec krzyknąć: pamiętajcie o Bitnerze, czytajcie Bitnera, jak nie szczeciński kwartalnik literacki?

Leszek Bugajski

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content