Anonimowość, czytane w maszynopisie, Twórczość 3/1982

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ANONIMOWOŚĆ

Don Kichot z Minogi (moja lektura maszynopisu 1979) jest hagiograficzną powieścią o ojcu, który w wersji powieściowej żyje ponad dziewięćdziesiąt lat i jako nauczyciel wiejski i społecz­nik działa chyba przez całą pierwszą połowę dwudziestego wieku. Tak sformułowanego określenia – powieść hagiograficzna – nie dałoby się odnieść ani do Życia dużego i małego Macha, ani do Obcoplemiennej ballady Nowaka, ani do Nagiego sadu Myśliwskie­go, ani nawet do Ojca Brylla, z każ­dą z tych powieści Don Kichot z Minogi ma coś wspólnego, z wszystkimi różni go zasadniczo charakter powieś­ci hagiograficznej.

Powieść hagiograficzna, czymkolwiek jest w sensie literackim, nie może prze­stać być powieścią biograficzną,, materii biograficznej – cokolwiek się z nią zrobi, Halina Danilczyk robi wiele – nie da się przemienić w całości w mitografię dzieciństwa (Mach), w fanta­stykę poetycką (Nowak), w literacką filozofię (Myśliwski), w kalkulacje społeczno-polityczne (Bryll), reszta, która pozostanie, musi być – rzeczywistą lub pozorną – faktografią, eseistyką, publicystyką lub czymś podobnym.

Powieściowa koegzystencja tak róż­nych materii narracyjnych w prozie dzisiejszej nie jest czymś niezwykłym, trochę inaczej jednak wygląda spra­wa, gdy jest to koegzystencja z wolnego wyboru narracyjnego, a inaczej, gdy zmusza do niej narracyjna konieczność. W Don Kichocie z Minogi jest to ko­nieczność włączenia w narrację powieś­ciową faktografii czy eseistyki szcze­gólnego rodzaju, akurat takiego, który w potrzebie artystycznej jest wyjątko­wo niewdzięczny. Chodzi o dosłowną w tym wypadku dydaktyczność same­go przedmiotu faktograficznej czy esei­stycznej narracji.

Wyręczenie się w narracji – o tym wszystkim, co dla narratorki córki sta­nowiłoby tylko kłopot – formą, pa­miętnika postaci ojca jest na pewno rozwiązaniem najlepszym z możliwych, nie można jednak powiedzieć, żeby to było rozwiązanie łatwe. Pamiętnik nauczyciela to skazanie się na nauczyciel­ski język, czyli taki język, który im jest lepszy pod względem nauczyciel­skim, tym jest gorszy pod względem literacko-artystycznym. Na nauczyciel­ską gorszość języka nie wolno się tu zdecydować, ponieważ kłóciłoby się to z hagiografizmem. W rezultacie pa­miętnik ojca jest pisany nauczycielską polszczyzną piękną, ale drętwą. Pa­miętniki nauczycieli nie mają nigdy szans dorównać literacko pamiętnikom chłopów lub robotników.

Przytaczany przez narratorkę w róż­nych partiach Don Kichota z Minogi pamiętnik ojca – przy wszystkich szlachetnośeiach dydaktycznych treści, które niesie – nie stanowi w powieści literackiej atrakcji. Najatrakcyjniej­sze w tej powieści jest to, co narratorka mówi o ojcu od siebie i na wła­sny rachunek. Jest to relacja z obco­wania narratorki z łagodnym procesem wstępowania ojca „w wysoką nicość” i to wszystko, co może sobie ona wyobrazić z życia ojca na podstawie swego własnego doświadczenia.

Narratorka wyodrębnia w życiu swoim i w życiu ojca liczne sfery przeżyć, które według wszelkiego prawdopodobieństwa musiały być tożsa­me niezależnie od przedziałów czasu historycznego. Najlepsze partie Don Kichota z Minogi są powieścią o oso­bowo podwójnym, lecz w istocie toż­samym dzieciństwie ojca i córki. Halina Danilczyk – piszę o tym w związku z jej wcześniejszą twórczością – świetnie potrafi ujawniać ukryte „miękkości” dusz męskich, słowem to, co jest wspólne ludziom niezależnie od płci w ich doświadczeniu ściśle wewnętrznym. W Don Kichocie z Mino­gi potwierdza się to raz jeszcze.

O wiele gorzej radzi sobie z tym, co w duszach męskich jest motorem ich działań zewnętrznych. W domysłach córki na temat życia ojca istnieją roz­ległe strefy tabu i myślę, że dobrze, że istnieją. Dotyczą one głównie stre­fy erotyki i seksu (to zrozumiałe), po­winny może także dotyczyć doświad­czeń tak ściśle męskich, jak doświadczenia żołniersko-wojenne i niektóre doświadczenia społeczno-polityczne. Te ostatnie głównie ze względu na sła­bości wyobraźni historycznej tej au­torki. Na miejscu Haliny Danilczyk po­przestałbym w tej powieści na infor­macjach historycznych, które znalazły się w pamiętniku ojca, i nie wdawałbym się w komentowanie zdarzeń hi­storycznych, w których on uczestni­czył albo nie uczestniczył.

Komentarze autorki do wydarzeń hi­storycznych z czasu pierwszej wojny nie grzeszą przenikliwością i nie ry­sują pełniej postaci bohatera powieści. Kreacji tej postaci dobrze służą nie­dopowiedzenia (sfera erotyzmu i sek­su), pozostawiając pole do domysłów, szkodzi natomiast nadmiar wszelakich dydaktycznych dopowiedzeń, zwłaszcza że dydaktyczność z samej natury rze­czy musi stanowić obciążenie tej po­wieści.

Don Kichota z Minogi nazywam hagiograficzną powieścią o ojcu, Dulcynea z Dąbrowy (moja lektura maszynopisu 1979) hagiograficzną powieścią o matce być nie może, ponieważ narratorka rozporządza nader skąpą faktografią, w ogóle trudno tu o faktografię, życie jej matki tonie w pow­szechnej anonimowości losów ludzkich, narratorka przyjmuje więc wyzwanie anonimowości, chce anonimowy los wypełnić treścią swoich filozoficznych domysłów, które mają dotrzeć do nie­uniknionego dramatyzmu tego losu, choć może to być powszechny i anonimowy dramatyzm każdego ludzkie­go istnienia.

Każde istnienie ludzkie musi polegać na walce o istnienie, narratorka ma przed oczyma rezultat tej walki w postaci kruchej fizyczności i ciągle żywej duchowości matki staruszki, wy­konującej domowe czynności i snującej skąpe opowieści ze swego życia.

Zrozumieć zwycięsko rozegrany po­wszechny dramat anonimowego losu to zadanie intelektualne ponad siły geniuszów, jak o tym świadczy przy­goda intelektualna Goethego, gdy po dziesiątkach lat został zmuszony do spotkania z Lotta. Autorka Dulcynei z Dąbrowy nie może pretendować do genialności, w jej pisarskiej dyspozycji są zwykłe narzędzia pisarskiego działania, potrafi ona pisać ładnie i mądrze, ładności i mądrości nie moż­na odmówić jej powieści, w której chce złożyć literacki hołd postaci mat­ki i utrwalić literacko jej życie najzwyklejsze ze zwykłych.

Więcej niż to, że jest to powieść napisana ładnie i mądrze, o jej utwo­rze powiedzieć się nie da. Czułość i delikatność nie pozwalają narratorce na jakąkolwiek intelektualną ostrość widzenia egzystencjalnych i społecznych dramatów życia matki, narratorka nie przeciwstawia się w niczym tej wer­sji jej losu, jaką ona sama podsuwa, jest to wersja anonimowego losu całkowicie stereotypowa, stereotypowością nazywam tu tę prawdę, jaka w tym utworze jest możliwa i jedynie stosowna.

Anonimowy los mężczyzn ma swoje wspomnieniowe apogeum w doświad­czeniach służby wojskowej, kobiety anonimowego losu żyją pamięcią praw­dziwych lub wymyślonych sukcesów okresu panieństwa. Któż z nas nie zna opowieści naszych matek o ofertach, jakie im los składał, gdy jeszcze nie były żonami i matkami, któż z nas byłby w stanie tym opowieściom nie wierzyć, kto by je bez żalu odrzucił. Podejmując napomknienia matki, narratorka Dulcynei z Dąbrowy snuje ład­ne sekwencje narracji o panience z miasteczka, która przyjmowała i odrzucała uśmiechy losu.

Te sekwencje unaoczniające los mat­ki są o wiele atrakcyjniejsze literac­ko od nadmiernie rozbudowanych par­tii refleksyjnych narracji. Filozofowa­nia, które nie może być niczym więcej niż świadectwem duchowej kultu­ry narratorki, za dużo w tym utworze jak na powieściową potrzebą takiego świadectwa. Swojej kultury dowiodła narratorka Don Kichota z Minogi, obydwa utwory są powiązane tożsa­mością głównych postaci, Dulcynei z Dąbrowy nie należy sztucznie rozbudo­wywać, ponieważ nie starcza materii na taką rozbudowę.

Pomysł scalenia dwóch powieści – Don Kichot z Minogi i Dulcynea z Dą­browy – w jedną nie jest chyba pomysłem własnym autorki, wyniknął on prawdopodobnie z sugestii zewnętrznych, okazały się to sugestie o tyle literacko korzystne, że solidna praca nad scalaniem obydwu utworów na­rzuciła konieczność poskromienia żywiołu komentatorstwa, któremu Hali­na Danilczyk, odkąd osiągnęła trochę niepokojącą łatwość w prowadzeniu narracji beletrystycznej, zbyt skwap­liwie się poddaje.

Powieść Zaledwie kilka kroków (mo­ja lektura maszynopisu 1981) odznacza się komentatorską dyskrecją. Narratorka (chyba tożsama z autorką, choć do identyfikacji w narracji nie dochodzi) uruchamia w narracji jedynie wyobraźnię, żeby z okruchów wiedzy o biografiach rodziców (pamiętnik i al­bum ze zdjęciami po ojcu, opowieści matki) odtworzyć ich światy wewnę­trzne w decydujących doświadczeniach życia. Niepełność i nawet możliwa za­wodność tych rekonstrukcji mniej są w narracji ryzykowne niż nietrafne komentarze. Zależność wyobraźni od uczuć nie wymaga usprawiedliwień, od intelektu oczekuje się panowania nad uczuciami.

Spowodowaną miłością do rodziców stronniczość wyobraźni narratorki przyjmuje się jako rzecz naturalną i łatwą do przejrzenia. Nic nie szko­dzi, że narratorka wyobraża sobie na modłę romantyczną motywy zawarcia małżeństwa przez rodziców. Wystarczy uświadomić sobie, jakie były ich sy­tuacje społeczno-egzystencjalne, ile lat musiał wtedy mieć „don Kichot”, ile mogła mieć „Dulcynea”, żeby wiedzieć, że musiało to być typowe małżeństwo z rozsądku. Dowodów na podobną stronniczość wyobraźni jest w powieś­ci Zaledwie kilka kroków dużo wię­cej. Jest to stronniczość we wszystkim przejrzysta i w niczym nieszkodliwa. Narratorka utrwala literacko kultural­ną mitologię wiejskiej rodziny nauczycielskiej w wersji pod każdym wzglę­dem charakterystycznej.

Powieść Zaledwie kilka kroków jest atrakcyjniejsza literacko od dwóch po­wieści, z których powstała. Także w wyrazie najbardziej godnych szacunku uczuć dobrze jest zachować umiar, najlepsze uczucia tym są szlachetniejsze, im bardziej są dyskretne.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content