Artysta według Malewskiej, Twórczość 7/1971

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

ARTYSTA WEDŁUG MALEWSKIEJ

Hanna Malewska, Labirynt. LLW czyli co się może wydarzyć jutro, Kra­ków 1970

Dwie połączone edytorsko powieści Hanny Malewskiej – Labirynt i LLW czyli co się może wydarzyć jutro – nie są piękne według konwencjonalnych ka­nonów literackiego piękna i ta ich wła­ściwość rzuca się w oczy jako główny element znaczący. Gdyby druga z nich (pozbawiona piękna całkowicie) została zaprezentowana oddzielnie, trudno by­łoby wpaść na pomysł, że kryje się za tym pisarskie wyzwanie. Podejrzewa­łoby się wtedy pisarską pomyłkę, kry­zys twórczy, literackie nieporozumie­nie. Labirynt wyklucza takie podejrze­nia i odsłania prowokacyjność estetycz­nego wyrachowania autorki Opowieści o siedmiu mędrcach, utworu o klasycz­nie greckich znamionach piękności. Mi­ty kreteńskie (cały ich komplet) i wskrzeszona przez archeologię legen­da o wspaniałościach kreteńskiej kul­tury, stanowiące powieściową osnowę Labiryntu, narzucają z siłą oczywistości określone estetyczne oczekiwania, któ­rym Malewska postanowiła ostentacyj­nie zaprzeczyć.

Wszystko w jej utworze jest nie tak, jak można i niemal należy się spodzie­wać. Nie ma w nim powieściowej pieśni o wielkich czynach bohaterskiego Tezeusza, który pojawia się w Labiryncie jako zagubiony rozbitek i, jeśli nawet dokonuje czegoś, to nie wiadomo dokładnie czego i w jaki sposób dokonu­je. Nie ma podniosłej ody na cześć Dedala i Ikara, którzy zamienili się w bu­dzące współczucie ofiary ludzkiego nie­szczęścia, pierwszy w ofiarę wygnania, drugi w ofiarę tajemniczej zbrodni, która stanie się źródłem nieszczęścia dla innych, innym bowiem odbierze spokój sumienia. Nie ma żadnych wspa­niałości kreteńskiej kultury i przesła­wnego pałacu Minosa, pałac bowiem, zanim legł w gruzach, podziwiają w powieści jedynie szczury i one jedne zdołały się uratować z katastrofy. Nie ma nawet labiryntu, bo wcale nie wia­domo, czy w ogóle istniał, jeśli nie przy­jąć, że istniał w wyobraźni jako obra­zowa konstrukcja niewiadomych w człowieku i w świecie. Ponad to wszyst­ko wysunęła Malewska postać wieszcza orfickiego, Epimenidesa z Krety, wpisu­jąc w legendę o jego życiu najważniej­sze treści utworu.

Malewska opowiada mity i legendy kreteńskie, pozbawiając je konwencjo­nalnych piękności i przypisując im sta­tus tworów wyobraźni rekompensują­cych niedoskonałości i niedostatki real­nego świata, który na kartach powieści jest światem po katastrofie, światem grzechu i upadku, błędu i pomyłki, światem – to jest u Malewskiej novum i niespodziewane, i szczególnie znaczą­ce – bezładu. Diagnozę bezładu stawia Malewska światu ludzkiemu po raz pierwszy, i ta diagnoza właśnie wa­runkuje rezygnację z zabiegów o taką czy inną piękność. Piękność jest funk­cją uchwytnego ładu, bezład, żeby był prawdziwy, nie może być piękny.

Dotyczy to także – a może przede wszystkim – sfery języka. O bezładzie nie można opowiadać uładzonym językiem. W Labiryncie odrzuca Malewska pokusy językowego ładu, który mógłby polegać na podporządkowaniu języka bądź literackiej konwencji stylu, bądź intelektualnej konwencji systemu filo­zoficznego. W Labiryncie nie dba się ani o jedno, ani o drugie. Dla podkre­ślenia, że tak być powinno, wprowadza się jedynie aluzje do stylów i do systemów, ujawniając jednocześnie swój do nich dystans i swoją od nich niezależ­ność. Gotowe style i gotowe systemy są ładem, ład w Labiryncie jest sprawą dotkliwej potrzeby, odczuwa się jego brak, chciałoby się mieć nadzieję, że zdoła się go odnaleźć lub, stworzywszy go, narzucić bezładnej rzeczywistości. Ład jest w Labiryncie jedynie szansą rzeczywistości, która wtrącona została w bezład, jest zadaniem do wykonania dla człowieka, który z bezładem nie może się pogodzić. Jest zadaniem dla artysty lub myśliciela.

Powieść Malewskiej w tym, co w niej najważniejsze, jest powieścią o potrze­bie powieści i tym samym o powinnościach artysty. Trzeba tu mówić o ka­tegorii powinności, ponieważ Malewska, przyznając artyście odrębny status egzystencjalny i społeczny, nie przy­znaje mu pełnej autonomii i nie pozwa­la mu pozostać sam na sam z własnym upośledzeniem (odrębny status egzy­stencjalny do tego się u Malewskiej spro­wadza) i z poczuciem własnej inności, które go skazuje na życie obok świata. Życie obok ma być w przekonaniu Ma­lewskiej życiem dla.

Sztukę i właściwą jej prawdę rozu­mie Malewska ponadindywidualnie jako prawdę o rzeczywistości, którą z bra­ku lepszego nazwania trzeba nazwać rzeczywistością obiektywną, a w każ­dym razie w stosunku do jednostki transcendentną, istniejącą – tak się to między innymi w Labiryncie określa – „pomiędzy niewiadomym a krwią i gliną” (s. 189). Szukając takiej rzeczy­wistości, trzeba chcieć tego, czego chce powieściowy model wiecznego artysty Malewskiej: Epimenides, najważniejsza postać Labiryntu: „A gdyby tak być kiedyś światłem, nie oczyma, powietrzem, a nie tym ciasnym miechem do oddychania? Gdyby skończyła się teraź­niejsza umowa, gdyby objawiła się rzeczywistość, którą przeczuwam, która wydaje mi się tak bliska, jakby była podszewką świata, czy własnej mojej skóry, ale nie mam sposobu do niej sięgnąć?” (s. 135).

Takie usytuowanie przedmiotu sztuki powinno by prowadzić do ograniczenia kompetencji poznawczych artysty, nie prowadzi jednak i Malewska ze szcze­gólną dobitnością – w pewnym sen­sie polemicznie do swoich własnych pisarskich nastawień w dawniejszej twórczości – podkreśla, że artysta ma być niezależnym podmiotem poznania i nie spoczywają na nim obowiązki rzecznika nie przez siebie odkrytych prawd, obowiązki „wieszcza religijnego” czy „kapłana” (s. 60). Przedmiot poznania znajduje się poza nim i ma być poznawany dla wszystkich, artysta jednak jest skazany na samego siebie. „Twoją siłą, jedyną może, Epi, było, żeś się nie utożsamiał z żadnym narzę­dziem ani z żadnym systemem, ani z żadną informacją. Nawet i teraz po­wątpiewasz o wszystkim – o wszystkim, i co sam wiesz, i co ja wiem – i może nawet masz rację. Ale w tym też leży nieuleczalna twoja samotność” (s. 190).

Artysta Malewskiej uosabia wiel­kie sprzeczności, jego życie jest nieustannym dramatem, Labirynt jest w swoim głównym planie opowieścią o dramacie, na który jest skazany ten, kto ma ciemność rozświetlić choćby jednym promykiem światła, kto ma w chaosie usłyszeć choćby jeden po­wtarzający się rytm, z którego można by zbudować melodię, czyli ład. „Uzupełnia się i składa hierarchia ładu nie wykrytego jeszcze nigdy – lecz raz wykryty, ten jedyny dla każdej rzeczy, nie dający się podrobić ład, nie zginie już” (s. 85). We właściwym układzie świata artysta działałby na styku bez­ładu z ładem. Malewska przedstawia w Labiryncie rudny świata, bezład rze­czywistości, która utraciła właściwe so­bie kształty i trwa w zawieszeniu: „Za nim przyjdzie ponownie Historia, pa­łac, czas, formy” (s. 58).

Jeszcze drastyczniej wygląda sprawa w powieści LLW czyli co się może wy­darzyć jutro. Ta chaotyczna, bezładna i na pierwszy rzut oka niemal byle ja­ka powieść odsłania rzeczywistość w „podszewce świata” i jest to rzeczywi­stość zbrodniczej afery, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Ta źle (według literackich kryteriów) napisana po­wieść jest ważniejsza niż dziesiątki naj­lepiej pisanych powieści. Głos przestrogi może brzmieć jakkolwiek, nie musi stanowić melodii, nie może nawet, jeśli rodzi go emocja autentycznego przerażenia, jeśli wydaje się go choćby z od­robiną nadziei, że zostanie przez kogoś usłyszany, że dotrze do drugiego człowieka, że wyrwie go ze snu czy z obojętności. Ta powieść nie jest w swojej istocie powieścią i głosu pisarskiego Malewskiej nie należy w tym wypadku oceniać według kryteriów artyzmu. Na­leży ten głos usłyszeć.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content