copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
ARTYSTA WEDŁUG MALEWSKIEJ
Hanna Malewska, Labirynt. LLW czyli co się może wydarzyć jutro, Kraków 1970
Dwie połączone edytorsko powieści Hanny Malewskiej – Labirynt i LLW czyli co się może wydarzyć jutro – nie są piękne według konwencjonalnych kanonów literackiego piękna i ta ich właściwość rzuca się w oczy jako główny element znaczący. Gdyby druga z nich (pozbawiona piękna całkowicie) została zaprezentowana oddzielnie, trudno byłoby wpaść na pomysł, że kryje się za tym pisarskie wyzwanie. Podejrzewałoby się wtedy pisarską pomyłkę, kryzys twórczy, literackie nieporozumienie. Labirynt wyklucza takie podejrzenia i odsłania prowokacyjność estetycznego wyrachowania autorki Opowieści o siedmiu mędrcach, utworu o klasycznie greckich znamionach piękności. Mity kreteńskie (cały ich komplet) i wskrzeszona przez archeologię legenda o wspaniałościach kreteńskiej kultury, stanowiące powieściową osnowę Labiryntu, narzucają z siłą oczywistości określone estetyczne oczekiwania, którym Malewska postanowiła ostentacyjnie zaprzeczyć.
Wszystko w jej utworze jest nie tak, jak można i niemal należy się spodziewać. Nie ma w nim powieściowej pieśni o wielkich czynach bohaterskiego Tezeusza, który pojawia się w Labiryncie jako zagubiony rozbitek i, jeśli nawet dokonuje czegoś, to nie wiadomo dokładnie czego i w jaki sposób dokonuje. Nie ma podniosłej ody na cześć Dedala i Ikara, którzy zamienili się w budzące współczucie ofiary ludzkiego nieszczęścia, pierwszy w ofiarę wygnania, drugi w ofiarę tajemniczej zbrodni, która stanie się źródłem nieszczęścia dla innych, innym bowiem odbierze spokój sumienia. Nie ma żadnych wspaniałości kreteńskiej kultury i przesławnego pałacu Minosa, pałac bowiem, zanim legł w gruzach, podziwiają w powieści jedynie szczury i one jedne zdołały się uratować z katastrofy. Nie ma nawet labiryntu, bo wcale nie wiadomo, czy w ogóle istniał, jeśli nie przyjąć, że istniał w wyobraźni jako obrazowa konstrukcja niewiadomych w człowieku i w świecie. Ponad to wszystko wysunęła Malewska postać wieszcza orfickiego, Epimenidesa z Krety, wpisując w legendę o jego życiu najważniejsze treści utworu.
Malewska opowiada mity i legendy kreteńskie, pozbawiając je konwencjonalnych piękności i przypisując im status tworów wyobraźni rekompensujących niedoskonałości i niedostatki realnego świata, który na kartach powieści jest światem po katastrofie, światem grzechu i upadku, błędu i pomyłki, światem – to jest u Malewskiej novum i niespodziewane, i szczególnie znaczące – bezładu. Diagnozę bezładu stawia Malewska światu ludzkiemu po raz pierwszy, i ta diagnoza właśnie warunkuje rezygnację z zabiegów o taką czy inną piękność. Piękność jest funkcją uchwytnego ładu, bezład, żeby był prawdziwy, nie może być piękny.
Dotyczy to także – a może przede wszystkim – sfery języka. O bezładzie nie można opowiadać uładzonym językiem. W Labiryncie odrzuca Malewska pokusy językowego ładu, który mógłby polegać na podporządkowaniu języka bądź literackiej konwencji stylu, bądź intelektualnej konwencji systemu filozoficznego. W Labiryncie nie dba się ani o jedno, ani o drugie. Dla podkreślenia, że tak być powinno, wprowadza się jedynie aluzje do stylów i do systemów, ujawniając jednocześnie swój do nich dystans i swoją od nich niezależność. Gotowe style i gotowe systemy są ładem, ład w Labiryncie jest sprawą dotkliwej potrzeby, odczuwa się jego brak, chciałoby się mieć nadzieję, że zdoła się go odnaleźć lub, stworzywszy go, narzucić bezładnej rzeczywistości. Ład jest w Labiryncie jedynie szansą rzeczywistości, która wtrącona została w bezład, jest zadaniem do wykonania dla człowieka, który z bezładem nie może się pogodzić. Jest zadaniem dla artysty lub myśliciela.
Powieść Malewskiej w tym, co w niej najważniejsze, jest powieścią o potrzebie powieści i tym samym o powinnościach artysty. Trzeba tu mówić o kategorii powinności, ponieważ Malewska, przyznając artyście odrębny status egzystencjalny i społeczny, nie przyznaje mu pełnej autonomii i nie pozwala mu pozostać sam na sam z własnym upośledzeniem (odrębny status egzystencjalny do tego się u Malewskiej sprowadza) i z poczuciem własnej inności, które go skazuje na życie obok świata. Życie obok ma być w przekonaniu Malewskiej życiem dla.
Sztukę i właściwą jej prawdę rozumie Malewska ponadindywidualnie jako prawdę o rzeczywistości, którą z braku lepszego nazwania trzeba nazwać rzeczywistością obiektywną, a w każdym razie w stosunku do jednostki transcendentną, istniejącą – tak się to między innymi w Labiryncie określa – „pomiędzy niewiadomym a krwią i gliną” (s. 189). Szukając takiej rzeczywistości, trzeba chcieć tego, czego chce powieściowy model wiecznego artysty Malewskiej: Epimenides, najważniejsza postać Labiryntu: „A gdyby tak być kiedyś światłem, nie oczyma, powietrzem, a nie tym ciasnym miechem do oddychania? Gdyby skończyła się teraźniejsza umowa, gdyby objawiła się rzeczywistość, którą przeczuwam, która wydaje mi się tak bliska, jakby była podszewką świata, czy własnej mojej skóry, ale nie mam sposobu do niej sięgnąć?” (s. 135).
Takie usytuowanie przedmiotu sztuki powinno by prowadzić do ograniczenia kompetencji poznawczych artysty, nie prowadzi jednak i Malewska ze szczególną dobitnością – w pewnym sensie polemicznie do swoich własnych pisarskich nastawień w dawniejszej twórczości – podkreśla, że artysta ma być niezależnym podmiotem poznania i nie spoczywają na nim obowiązki rzecznika nie przez siebie odkrytych prawd, obowiązki „wieszcza religijnego” czy „kapłana” (s. 60). Przedmiot poznania znajduje się poza nim i ma być poznawany dla wszystkich, artysta jednak jest skazany na samego siebie. „Twoją siłą, jedyną może, Epi, było, żeś się nie utożsamiał z żadnym narzędziem ani z żadnym systemem, ani z żadną informacją. Nawet i teraz powątpiewasz o wszystkim – o wszystkim, i co sam wiesz, i co ja wiem – i może nawet masz rację. Ale w tym też leży nieuleczalna twoja samotność” (s. 190).
Artysta Malewskiej uosabia wielkie sprzeczności, jego życie jest nieustannym dramatem, Labirynt jest w swoim głównym planie opowieścią o dramacie, na który jest skazany ten, kto ma ciemność rozświetlić choćby jednym promykiem światła, kto ma w chaosie usłyszeć choćby jeden powtarzający się rytm, z którego można by zbudować melodię, czyli ład. „Uzupełnia się i składa hierarchia ładu nie wykrytego jeszcze nigdy – lecz raz wykryty, ten jedyny dla każdej rzeczy, nie dający się podrobić ład, nie zginie już” (s. 85). We właściwym układzie świata artysta działałby na styku bezładu z ładem. Malewska przedstawia w Labiryncie rudny świata, bezład rzeczywistości, która utraciła właściwe sobie kształty i trwa w zawieszeniu: „Za nim przyjdzie ponownie Historia, pałac, czas, formy” (s. 58).
Jeszcze drastyczniej wygląda sprawa w powieści LLW czyli co się może wydarzyć jutro. Ta chaotyczna, bezładna i na pierwszy rzut oka niemal byle jaka powieść odsłania rzeczywistość w „podszewce świata” i jest to rzeczywistość zbrodniczej afery, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Ta źle (według literackich kryteriów) napisana powieść jest ważniejsza niż dziesiątki najlepiej pisanych powieści. Głos przestrogi może brzmieć jakkolwiek, nie musi stanowić melodii, nie może nawet, jeśli rodzi go emocja autentycznego przerażenia, jeśli wydaje się go choćby z odrobiną nadziei, że zostanie przez kogoś usłyszany, że dotrze do drugiego człowieka, że wyrwie go ze snu czy z obojętności. Ta powieść nie jest w swojej istocie powieścią i głosu pisarskiego Malewskiej nie należy w tym wypadku oceniać według kryteriów artyzmu. Należy ten głos usłyszeć.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy