Autonomia, czytane w maszynopisie, Twórczość 10/1983

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

AUTONOMIA

W czasach mojej literackiej młodości powtarzano nader chętnie formułę o potrzebie Gogolów i Szczedrinów, robiono to tym skwapliwiej, że możli­wość spełnienia była całkowicie nieprawdopodobna. O dwudziestowiecznym następcy klasyków – Bułhakowie – mało się wówczas wiedziało. Dziś – bez jakichkolwiek zachęt – duch Bułhakowa polatuje nad tym lub owym utwo­rem polskiej prozy (Głowacki, Łoziński, Trziszka, Paźniewski i inni), na tym, co się krystalizuje w pisaniu Tadeusza Koziury, mógłby on nawet przycupnąć, choć u Koziury akurat brak filologicz­nych świadectw jego inspiracji i wpły­wu,

Tadeuszowi Koziurze duch Bułhakowa musiałby być tak bliski, że jego wpływ, gdyby istniał, oznaczałby całkowite literackie zniewolenie. Koziura nie jest tak zwanym dużym pisa­rzem, staje się jednak na swoją skromną miarę pisarzem pierwszorzędnym, ta pierwszorzędność – dostrzegam ją tak wyraźnie dopiero w Grach policyjnych (moja lektura dwóch wersji maszynopisu 1982 i 1983) – wynika z uporczywej walki o swoją pisarską autonomię.

Jego miarę autonomii wyznaczają mu literackie relacje z Januszem Głowac­kim, Ryszardem Schubertem, Markiem Słykiem, rozumie on ich po swojemu lub może nawet nie rozumie, wie jed­nak, że z nimi może się mierzyć, że nie jest wobec nich bezbronny, że mo­że im przeciwstawić własne atuty, z których, w lego mniemaniu, najważ­niejszy jest atut takiego doświadcze­nia społecznego, o jakim Janusz Gło­wacki i Marek Słyk nawet marzyć nie mogą.

Dla pisarstwa Głowackiego doświad­czenie społeczne ma znaczenie, dla pi­sarstwa Słyka nie ma żadnego, ale to inna sprawa. Koziurę interesują oni tylko z jego własnego punktu widzenia, wobec pierwszego odczuwa on najprawdopodobniej własną wyższość, drugie­go wręcz lekceważy, jeśli dobrze rozu­miem aluzje literackie do Słyka w przedostatnim rozdziale Gier policyj­nych.

Wśród ogromu aluzji literackich w narracji Gier policyjnych nie dostrze­gam ani jednej, którą odnieść by mo­żna do Ryszarda Schuberta.

Obiektywnie relacja między Grami policyjnymi a Trenta Tre Schuberta jest ważniejsza niż wszystkie inne. Obydwaj autorzy działają w podobnej materii doświadczenia społecznego i narzędzia ich pisarskiego działania – gatunek języka narracji – są także po­krewne. Brak aluzji akurat do Schuber­ta, przy tak rozbudowanym systemie aluzyjności literackiej w Grach policyj­nych, uważam za znaczący. Koziura podejrzewa lub wie, że górując nad tym lub owym nie góruje literacko nad Schubertem.

Schubert ma dostateczne zaufanie do swojego jedynego narzędzia pisarskiego działania (język) i rezygnuje ze stoso­wania innych narzędzi. Koziura nie stroni od konstruowania wieloplanowych akcji utworu, kształtuje tajemni­cze i wieloznaczne fabuły, wprowadza w nagłówkach rozdziałów szydercze i parodystyczne komentarze i autokomentarze, których we wcześniejszej wersji Gier policyjnych nie było. Te zabiegi mają na celu jedno: takie ukomunikatywnienie narracji, żeby Gry policyjne nie były skazane na tę eli­tarność, która w Trenta Tre jest nie do uniknięcia.

Trenta Tre – jest to paradoks re­wolucji artystycznej w prozie, którego są w pełni świadomi Donat Kirsch i Włodzimierz Bolecki – wymaga, przy­najmniej do czasu, lektury koneserskiej, barierę tego wymogu Koziura chce przełamać, jest to ambicja z róż­nych względów zbożna, nie powiem przeciw niej złego słowa, choć nie bę­dę ukrywał, że osobiście wolę enigmatyczność wcześniejszej wersji Gier po­licyjnych.

Wbrew prostackim posądzeniom wca­le mi jednak nie zależy na tym, żeby pisano dla mnie, ja literatury ta­kiej, jakiej chcę, mam tyle, że więcej nie trzeba. Ważniejsze jest co innego. Gdy góra nie chce przyjść do Maho­meta, Mahometowi nic nie ubędzie na honorze i na autorytecie, jeśli do góry podejdzie. Wolno podejrzewać, że gó­ra, o którą tu może chodzić (wyszła mi, chyba to nie przypadek, metafora pa­radoksalna), nie jest dla Koziury ani aksjologicznie, ani uczuciowo obojętna.

Jego pisarska bezwzględność wobec świata „martwych dusz”, który wypeł­nia tak absolutnie szczelnie Gry poli­cyjne, nie może oznaczać odrzucenia wartości, lecz, przeciwnie, ich bezwzględną afirmację. Te wartości są powieściowo niewidzialne (nie może być inaczej w tym utworze), ale wskazu­je na nie ustawicznie demonstrowana bezwartość. Bezwartościowe dzieło pi­sarskie Brabulca jest wyśmiewane przez świadomość takiego dzieła, któ­re byłoby wartościowe. Tak samo wy­gląda sprawa z dziełem naukowym docent Pindżałakowej lub z całożyciowym dorobkiem duchowym Nolensa, głównej postaci powieści.

Świadomość wartości jak i każda in­na musi być własnością określonego po­dmiotu, w Grach policyjnych jest nim ukryty narrator powieści, który jedynie w niektórych komentarzach nagłówko­wych ujawnia się jako autor, Tadeusz Koziura. Podmiot narracyjny ze świadomością bezwartości i wartości o tak jaskrawym jak w Grach policyjnych charakterze społecznym nie czułby się tak pewny, gdyby nie mógł liczyć na żadne społeczne zrozumienie.

Skoro tradycyjna góra jest dla niego dołem czy przysłowiowym dnem, tą rzeczywistą górą społeczną, do której chciałby podejść, musi być tradycyjny społeczny dół.

Cała narracja Gier policyjnych jest kunsztowną składanką parodystyczną myślanych, wypowiadanych i zwłasz­cza zapisywanych słów tradycyjnej góry (kultura, nauka, wszelakiej maści ży­wioł menadżerski), jest wszakże w tym wszystkim kilkunastozdaniowy zespół słów, które brzmią poważnie i po ludz­ku. Spisał je we własnej obronie bok­ser Cyprian Wirwara, który, choć się go ukrywa w narracyjnym tle, jest obok Nolensa najważniejszą postacią powieści. Wirwara jest postacią z przy­słowiowego dna, jest to jednak bez re­szty i prawdziwie postać tragiczna. On bez własnej winy stał się ofiarą bezwzględnego draństwa, wartość, którą on reprezentował, zamieniono w bezwartość, w tej bezwartości szuka się dla draństwa usprawiedliwienia.

Znaczenia postaci Wirwary nie nale­ży mierzyć jego narracyjnym usytuo­waniem. Ta postać z odległego tła ma moc ożywiania chociażby na chwilę „martwych dusz”. Z jego powodu oży­je na czas paru ludzkich działań „mar­twa dusza” kogoś, kto się nazywa Skubaniewicz. Bez niego Nolens nie wi­działby tak jasno, kim jest Brabulec, który mówi o samobójstwie, choć go na pewno nie popełni. Bez niego sam Nolens nie uświadomiłby sobie, co ro­bił przez całe życie i do czego doszedł.

W Grach policyjnych demonstruje Koziura szyderczo nieskończone labi­rynty bezwartości, nie każe jednak za­pomnieć, że wartości muszą istnieć, że są możliwe.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content