Byron, Twórczość 4/1965

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

BYRON

Juliusz Żuławski, Byron nieupozowany, Warszawa 1964

Jarosław Iwaszkiewicz wyraził nie­dawno żal, że w książce biograficznej o Byronie Juliusz Żuławski nazbyt oszczędnie posługuje się własnym ko­mentarzem do kompilowanych tekstów Byrona. Tak jest rzeczywiście i można by mieć do Żuławskiego żal, gdyby nie istniało ważne usprawiedli­wienie takiego postępowania. Tłumaczę to postępowanie nawet nie ogólnymi założeniami serii wydawniczej „Dudzie Żywi” (niektórzy autorzy wyłamywali się. z tych założeń tak szczęśliwie, jak na przykład Maria Szypowska w swo­jej znakomitej książce o Konopnickiej), lecz indywidualnym wyczuciem Żu­ławskiego, że nawet najlepszy komen­tarz nie powie o Byronie więcej, niż mówi genialna proza tego pisarza. Pol­scy romantycy przeżyli jak nigdzie na świecie poezję Byrona, nam powinno przypaść w udziale przeżycie jego pro­zy.

W pierwszej polskiej edycji Listów i pamiętników Byrona (1960) widziałem niesłychanie doniosłe wydarzenie lite­rackie i niestety wydarzenie to prze­szło bez większego echa. Jest to jeden z jaskrawych przykładów na to, jak szkolna edukacja literacka zabija lite­racką wrażliwość i zniechęca do pisa­rzy, których się w szkole poznaje. Szkolna lektura poezji Byrona zabiła nawet ciekawość najefektowniejszej le­gendy romantycznego człowieka, bo przecież wystarczyłaby odrobina ta­kiej ciekawości, żeby sięgnąć po lek­turę Listów i pamiętników nawet wte­dy, gdy się nie wie, czy te Listy i pa­miętniki mają samoistną literacką war­tość.

W taki właśnie sposób przeżyłem przed pięcioma laty prawdziwe olśnie­nie prozą Byrona. Nieufna chęć spraw­dzenia legendy i w jej rezultacie tym razem już własne zafascynowanie czło­wiekiem i pisarzem. Zafascynowanie na wskroś współczesne, bo Byron odarty z romantycznej legendy stał się tak samo bliski, jak Albert Camus, a mo­że nawet o wiele bardziej bliski. Byrona porównywano z geniuszami wszy­stkich czasów i choć on bardzo się z tego powodu pieklił, to jednak mógł się do wszystkiego przyzwyczaić, więc i żadne współczesne porównania nie powinny zakłócać jego wiecznego spo­koju. Camusa łączy z Bycronem podob­nie wyolbrzymione poczucie niezależ­ności moralnej. Że u Camusa było ono wyłącznie platoniczne i literackie, to już nie wina Camusa. Byron mógł jeszcze praktykować swoją niezależność moralną. I to jak praktykować!

Inna sprawa, że i na swój czas był dzieckiem szczęścia albo ulubieńcem bogów. Włącznie ze swoją przedwczes­ną śmiercią, którą przeczuwał i którą prowokował. Był wspaniały we wszystkim. Musiał umrzeć młodo, bo tak umierają zawsze owe ludzkie bożysz­cza, które zrodzić może każdy czas, nawet najgorszy. Byron jako osobo­wość byłby bożyszczem także w każdym innym czasie. Może tylko ujaw­niłby się za pośrednictwem czego in­nego niż poezja. W epoce romantyz­mu musiała to być poezja. I wcale nie dziwi fakt, że ta poezja nie była najważniejsza i nie okazała się czymś trwałym. Któż by chciał twierdzić, że u Jamesa Deana na przykład najważ­niejsze było aktorstwo. Współcześnie z Deanem żyło tysiąc znakomitszych aktorów, tak jak współcześnie z Byronem żyło tysiąc znakomitszych poe­tów. Byron nie stawiał wcale na swo­ją poezję. Nie mógł stawiać, bo był czymś więcej niż najznakomitszym poetą. Gdyby jedynym utrwalonym śladem jego istnienia pozostała poe­zja, nie rozumielibyśmy dziś jego le­gendy. Nie rozumielibyśmy jej także na podstawie wszystkich postronnych świadectw historycznych. Byron był­by dla nas tylko niezrozumiałą pomył­ką współczesnych. Na szczęście przy­najmniej w części ocalała proza By­rona, właśnie owe Listy i pamiętniki. Proza Byrona okazała się trwałym wy­jaśnieniem jego legendy. Wyjaśnie­niem dzisiaj jedynym i w pełni prze­konywającym.

Oto dlaczego nie mam pretensji do Juliusza Żuławskiego, że swoją bio­grafię Byrona zmontował z jego włas­nych tekstów. Tak właśnie w tym wy­padku należało postąpić. Ta biografia, a w każdym razie biografia tego typu w ogóle nie byłaby potrzebna, gdyby Listy i pamiętniki nie przeszły bez echa. Po Listach i pamiętnikach w wyborze powinna być oczekiwana peł­na polska edycja wszystkiego, co z te­go .zakresu spuścizny pisarskiej Byro­na zachowało się do naszych czasów. Ponieważ tak się nie stało, należy po­dziwiać przemyślność Żuławskiego, że to, co najważniejsze z prozy Byrona, podsunął polskiemu czytelnikowi w formie nie przypominającej historycznoliterackiej lektury. Może Byron nieupozowany (ten tytuł jest trudny do wybaczenia) zwróci wreszcie uwagę na zadziwiające zjawisko prozy Byrona.

Czytając książkę Żuławskiego, czy­tałem niejako i po raz drugi Listy i pa­miętniki Byrona i weryfikowałem tym samym swoje wrażenia z lektury sprzed pięciu lat. Czytałem to z takim samym, a może nawet większym zach­wytem i zachwyt taki nie zdarza mi się przy lada okazji. Najlepsze trady­cje angielskiej prozy, cała niezrówna­na kultura literacka Byrona, jego szatańska inteligencja objawiają się w lada liście do wydawcy, w lada zapis­ku z dziennika. Ba, w urzędowym liś­cie do brytyjskiego konsula. Człowiek, który na szalę sprawy greckiej rzucił swoje życie i cały swój majątek (nie tracąc przy tym piekielnie trzeźwego rozeznania), pisze taki oto list do kon­sula w sprawie jeńców tureckich:

„Panie

Jednym z zasadniczych celów niego przybycia do Grecji było złagodzenie, jeśli podobna, nieszczęść właściwych wojnie tak okrutnej, jak obecna. Gdy idzie o nakazy ludzkości, nie znani różnic pomiędzy Turkami a Grekami. Wystarczy, że ci, którym potrzeba po­mocy, są ludźmi, ażeby mieli prawo spodziewać się litości i ochrony od naj­lichszego nawet człowieka przypisującego sobie uczucia humanitarne. Zasta­łem (tutaj dwudziestu czterech Turków, w tym kobiety i dzieci, którzy od daw­na cierpieli niedolę, pozbawieni pomo­cy i pociechy, jakie daje kraj ojczysty. Rząd przekazał ich mnie, ja zaś odsy­łani ich do Prevezy, dokąd pragnę się udać. Mam nadzieję, że Pan nie bę­dziesz miał nic przeciwko temu, ażeby postarać się umieścić ich w miejscu bezpiecznym i sprawić, by gubernator Pańskiego miasta zgodził się ten po­darek mój przyjąć. Najlepszą nagrodą, jakiej .spodziewać się mogę, byłaby wiadomość, że ottomańskich dowódców takimi samymi natchnąłem uczuciami do tych nieszczęśliwych Greków, któ­rzy mogą teraz wpaść w ich ręce”.

To pisze człowiek, który nie krył swojej pogardy dla ludzi, nazywając ich najchętniej „nieszczęśliwymi hultajami”. To pisze ktoś, kto nie bez po­wodów był posądzany o najgorsze myśli i uczucia, kto sam najbardziej z wszy­stkiego nienawidził własnej ojczyzny i lekceważył wszelkie obiegowe normy moralne. Nawet nie podejrzewałem, że bądź co bądź w urzędowym piśmie może kryć się taki dramatyzm i tyle złożonej ludzkiej treści.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content