copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
CYTAT
Farfałki staropolskie i romantyczne (moja lektura maszynopisu 1987) dowodzą niezbicie, że ich autor natrafił na dziennikarską specjalność, w której znalazł dla siebie i dla czytelników dobre i obfite źródło satysfakcji. Nie jestem akurat takim czytelnikiem, do jakich jego książka jest adresowana (przynajmniej z częścią cytowanych tekstów źródłowych stykałem się w różnych okresach życia i stykam się nadal z coraz większą przyjemnością), ale jej maszynopis przeczytałem, jak to się mówi, jednym tchem.
W swoich dziennikarskich narracjach autor nie pretenduje ani do naukowości, ani do literackości i jest to okoliczność nader szczęśliwa.
Uczeni i popularyzatorzy nauki zwykle nie potrafią pisać, starają się więc tę ułomność zamaskować naukowym żargonem, literaci, zwłaszcza beletryzatorzy, przerabiają parozdaniowe informacje podręcznikowe i encyklopedyczne na powieści i opowiadania spod ciemnej gwiazdy.
Andrzej Hamerliński-Dzierożyński uprawia sprawną, zabrzmi to paradoksalnie, żurnalistykę historyczną, czyli reanimuje metodą dziennikarską żurnalistyczne zabytki i dokumenty.
Niekiedy przypomina to działalność naukową i jest nią w pewnej mierze, jak o tym świadczą znakomite teksty Kochajcie księdza Łuskinę (naukowe studium prasoznawcze o „Gazecie Warszawskiej” z czasów stanisławowskich nie mogłoby dać nic więcej) i Kuracja doktora Mesmera (szkic biograficzny, w którym partie poświęcone polskim mesmerystom wymagały samodzielnych poszukiwań źródłowych).
Z literaturą wiążą się te narracje dzięki sztuce posługiwania się cytatem. Autor zna, czuje się to, wagę i urodę staropolszczyzny, poznał jej zasoby w takim stopniu, że nie potrzebuje uganiać się za stosownymi cytatami na określony temat, on w nich swobodnie przebiera, szpikując swój tekst takimi, które go najlepiej zdobią.
Cytaty odgrywają w tekstach Farfałek tak decydującą rolę, że one kierują często piórem autora, żądają wyeksponowania, nie dają się przytłoczyć komentarzem. Przypuszczam, że zasób cytatów, którymi autor dysponuje, ma wpływ na wyodrębnienie tematów większości z dwudziestu szkiców dziennikarskich, składających się na Farfałki staropolskie i romantyczne.
Stosowniejszy dla całości byłby tytuł Farfałki oświeceniowe i romantyczne, trzy pierwsze szkice odwołują się jednak do tradycji starszej niż oświeceniowa, nie ma więc o co toczyć sporu. W związku z posługiwaniem się terminem romantyzm i określeniami pochodnymi warto może wspomnieć, że w kulturze niemieckiej romantyzm rozumie się nie tak swobodnie jak u nas, może więc lepiej nie nazywać Schillera romantykiem.
Dziennikarska narracja autora nie wzbudza w zasadzie żadnych istotniejszych uwag. Z archaizowaniem tekstu autor słusznie nie przesadza, archaizacja w konfrontacji z cytatami o niezrównanej urodzie nie mogłaby wypaść dobrze, stawka na całkowitą literacką bezpretensjonalność własnego tekstu wydaje się najwłaściwsza. Razi mnie trzykrotnie użyte słowo „chmielnicczyzna”, rozumiem jego przydatność, ale sam nigdy bym go nie wymyślił i nie użył, pogodziłbym się z nim tylko wtedy, gdyby to był wymysł księdza Stefana Łuskiny, którego język jest zawsze jak szczere złoto.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy