Człowiek i pisarz, Twórczość 11/1960

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

CZŁOWIEK I PISARZ

Byron, Listy i pamiętniki, Warsza­wa 1960

Czwarty tom edycji Z pism Byrona – Listy i pamiętniki, w wyborze Ju­liusza Żuławskiego, są jednym z naj­większych, jeśli nie największym wy­darzeniem literackim ostatniego roku. Listy i pamiętniki Byrona ukazują się po raz pierwszy w języku polskim w wydaniu książkowym w nowych i świet­nych przekładach. Wydaje się, że do­piero teraz mieszkańcy kraju nad Wi­słą mają okazję jako tako zrozumieć Byrona, pisarza, który natychmiast i w sposób niebagatelny wpłynął na rozwój poezji polskiej poprzez twór­czość jej największych przedstawicieli: Mickiewicza i Słowackiego. Kto wie, czy lektury wyboru dzieł Byrona nie należałoby zaczynać od Listów i pa­miętników. Umożliwiłoby to – być mo­że – rzecz niesłychanie trudną: uwolnienie się od romantycznych sugestii rozumienia poezji Byrona, czyli od pol­skiej koncepcji byronizmu.

Po lekturze Listów i pamiętników wi­dać dopiero, jakim nieporozumieniem był nasz byronizm romantyczny. Nasi wielcy dostrzegali w poezji Byrona wszystko – literackie maniery, orientalne maski, wolnościowe i republikań­skie gesty i pozy – tylko nie wysokie człowieczeństwo autora Don Juana. Nie mogło być zresztą inaczej. Wielcy poe­ci nieszczęść zgnębionego narodu wi­dzieli we wszystkim posłannictwo poe­zji i dla idei posłannictwa chcieli zdo­być nawet Byrona, dla którego litera­tura była niczym więcej, jak wcale nie najlepszą rozrywką wśród udręk i roz­koszy egzystencji. Byronistą był może twórca Eugeniusza Oniegina, ale nigdy twórca Konrada Wallenroda, ale nigdy twórca Beniowskiego. Romantycy pol­scy rozumieli Byrona w takim samym stopniu, jak ci współcześni mu Anglicy, z których Byron niemiłosiernie drwił i którymi pogardzał. Oni widzieli w Byronie nieodpowiedzialnego wichrzyciela porządku w życiu i literaturze i dlate­go go potępiali, nasi romantycy zaś dla tych samych powodów uczynili z niego sztandar romantycznego przełomu w li­teraturze i rewolucjonizmu w życiu pu­blicznym. I jednym, i drugim przecie­kała przez palce humanistyczna, we­dług najlepszych klasycznych wzorów, wielkość Byrona – człowieka o abso­lutnej swobodzie myślenia i doskona­łej w granicach ludzkich możliwości swobodzie życia. W Listach i pamiętni­kach widać o wiele wyraźniej niż w Don Juanie, że Byron to renesansowa, o ile nie wprost klasyczna, postać i osobowość, renesansowy człowiek i pi­sarz.

Nie chciałbym doszukiwać się w Li­stach i pamiętnikach ścisłego źródła wiedzy o życiu i twórczości Byrona. Listy i pamiętniki to także i przede wszystkim literatura. Byron sam zresztą do tego się przyznaje. „Ten dzien­nik – pisał w roku 1813 – przynosi ulgę. Pojawia się, gdy jestem – jak to zazwyczaj bywa – zmęczony, i wszy­stko zostaje zapisane. Do tego jednak, co napisałem, nie mogę wrócić. Jeden Bóg wie, ile tam może być sprzeczności. Jeśli jestem szczery sam z sobą, ale obawiam się, że człowiek kłamie przed sobą bardziej niż przed kimkolwiek, to każda stronica powinna bić i zabijać poprzednią stronicę, zarzekać się jej zupełnie” (s. 453). W każdym razie proza Byrona, jeśli nie pełniej, to po­nad wszelką wątpliwość bardziej przej­rzyście zdradza doświadczenia życia i myśli tego fenomenalnego człowieka. Zwłaszcza że jest to proza o niezrów­nanej doskonałości. Zwłaszcza że do niej bardziej niż do czegokolwiek odno­si się zwierzenie pisarza: „Ja nie potra­fiłbym pisać o niczym bez jakiegoś oso­bistego doświadczenia i podstawy” (s. 151). W prozie Listów i pamiętni­ków (polskie wydanie jest zaledwie wyborem z ocalałych fragmentów dorob­ku Byrona z tego zakresu) przejawia się wielokształtna i wielopostaciowa osobowość ludzka i pisarska Byrona. Byron z Listów i pamiętników może być wszystkim, tylko nie ojcem czegoś takiego, jak polski byronizm. Można by go nawet obwołać jednym z patronów nowoczesnej prozy, gdyby to pojęcie nie było takim samym nonsensem, jak wszystkie inne rozróżnienia w literaturze. Poza jednym oczywiście, poza rozróżnieniem literatury złej i dobrej, które to rozróżnienie przekreśla sen­sowność wszystkich innych możliwych rozróżnień. Byron zresztą tylko to jed­no rozróżnienie uznawał. Dla niego ist­niała właściwie tylko literatura naj­większa: Homer, Ajschylos, Dante, Szekspir cytowany co dziesiąte zdanie, Fielding uznawany za największego angielskiego prozaika. W każdym razie konfrontacja Byrona z polskim byronizmem w oparciu o Listy i pamiętniki jest po prostu miażdżąca dla byronizmu.

Na temat sporu „klasyków” z „ro­mantykami” w wydaniu niemieckim wypowiedział się Byron krótko i bez żadnych niedomówień w liście do swe­go wydawcy: „Postrzegani, że w Niemczech, zarówno jak w Italii, toczy się wielki spór na temat tego, co nazywają »klasycznym« i »romantycznym« – które to terminy nie podlegały klasy­fikacji w Anglii, przynajmniej wówczas, kiedy ją opuszczałem przed czte­rema czy pięcioma laty. Wprawdzie nie­którzy angielscy pismacy napastowali Pope’a i Swifta, ale pochodziło to stąd, że sami nie umieli pisać prozą ni wier­szem; jednakże nikt nie uważał, aby warto było czynić z nich jakąś sektę. Może ostatnio wyskoczyło coś podobne­go, alem niewiele o tym słyszał, a rzecz byłaby w tak złym guście, że z wielką przykrością bym w nią uwierzył” (s. 268). To wystarczy, żeby odeszła jakakolwiek chętka do obwoływania Byro­na patronem jakiejkolwiek sekty lite­rackiej.

Odnosi się to zresztą do pojęcia sek­ty w jakiejkolwiek dziedzinie ludzkiej myśli czy działalności. „Nie jestem – pisze Byron w roku 1811 – platonikiem, niczym zgoła nie jestem; ale wo­lałbym być raczej paulinistą, manichejczykiem, wyznawcą Spinozy, poganinem, filozofem pyrrońskim czy zoroastrianinem. niż należeć do którejkolwiek z siedemdziesięciu dwóch nikczemnych sekt, które rozszarpują jedna drugą na strzępy dla miłości Pana i nienawiści wzajemnej” (s. 96). Ofiarny i naj­bardziej bezinteresowny w Europie rewolucjonista, wypowiadał się niedwu­znacznie na tematy ustrojowe: „Nie ulega wątpliwości, że bogactwo jest po­tęgą, a ubóstwo niewolnictwem na ca­łej kuli ziemskiej, a dla ludu jeden ustrój wcale nie jest gorszy od innego” (s. 464). „Im większa jest równość, tym bezstronniej zło jest rozdzielone, a staje się mniejsze, gdy rozłożo­ne na tylu – dlatego republika” (s. 466).

Do Byrona nie pasują w ogóle żadne klasyfikacyjne formułki. Nie był on ani klasykiem, ani romantykiem w schema­tycznym rozumieniu tych pojęć, nie był ani monarchistą, ani republikani­nem, ani fideistą, ani „bigotem scepty­cyzmu”. Był natomiast piekielnie bo­gatym wewnętrznie człowiekiem, hoł­dującym wszelkiej prawdziwej mądro­ści, mogącym z większą niż ktokolwiek w dziewiętnastym wieku odpowiedzial­nością powiedzieć o sobie, że nic, co ludzkie, nie było mu obce. Kosztował wszystkiego z pasją i namiętnością nie­zrównaną. Poznał wszystkie kształty miłości, podlegał namiętnościom walki, pogardzał małością i uwielbiał ludzką mądrość i wielkość, współczuł i niena­widził, rozpaczał i szydził, wierzył i wątpił. „Jeszcze nie wybrałem sobie orientacji politycznej – stwierdzał w roku 1809 – ani nie zamierzam pospie­sznie zadeklarować swego stanowiska czy też przyrzec poparcia jakimś ludziom lub projektom” (s. 44). Stanął jednak w obronie „burzycieli warszta­tów” w Nottingham w roku 1812, rozu­miejąc ludzki bunt przeciw krzywdzie. „A przecież, milordzie, chociaż bardzo się radujemy rozwojem kunsztów, któ­re mają dobroczynne znaczenie dla ludzkości, nie możemy pozwolić na to, by ludzkość poświęcono dla rozwoju mechanizacji” (s. 104). Szanował sta­łość w uczciwości, ale nie uznawał stałości poglądów. „Na to są poglądy, by je zmieniać, bo w przeciwnym razie jakżeżbyśmy doszli do prawdy?” (s. 181).

Polscy byroniści uczynili z Byrona sztandar ruchów patriotycznych. A nie ma chyba drugiego pisarza w świecie, który by z równą nienawiścią odnosił się do własnej ojczyzny. „Jestem pewien, że moje kości nie zaznałyby spo­czynku w grobie w Anglii ani moje prochy nie zmieszałyby się z ziemią te­go kraju” (s. 216). „Takie fundusze, jakie w waszym kraju zapewniają le­dwo zamożność, na Wschodzie stano­wią prawdziwe bogactwo, tak wielka różnica w wartości pieniądza i obfito­ści rzeczy koniecznych do życia; a do tego stopnia czuję się obywatelem świa­ta, że każde miejsce, w którym dopisu­je mi rozkoszna pogoda i gdzie mogę zaspokajać wszelkie swe zachcianki za ceną niższą od kosztu przeciętnego życia studenckiego w Anglii, zawsze bę­dzie dla mnie ojczyzną, taką zaś właś­nie krainą są wybrzeża Archipelagu” (s. 83-84). Można by z tego wyciąg­nąć najfałszywsze wnioski, gdyby nie było wiadomo, że Byron nieraz gotów był poświęcić cały swój majątek na rzecz różnych narodowych ruchów wol­nościowych.

Widziano w Byronie zaprzysiężonego rzecznika orientalizmu w literaturze, a tymczasem Byron nie przywiązywał najmniejszej wagi do okoliczności miej­sca i czasu ludzkich sytuacji w życiu i literaturze. „Upływające stulecia zmie­niają wszystko: czas, język, ziemię, gra­nice mórz, gwiazdy na niebie i wszyst­ko, co jest nad, wokół i pod człowie­kiem, z wyjątkiem samego człowieka, który zawsze był i zawsze pozostanie nieszczęśliwym hultajem. Nieskończona rozmaitość żywo­tów ludzkich prowadzi tylko do śmier­ci, a nieskończoność życzeń do rozcza­rowania” (s. 507).

Piewca tragicznej miłości, rzecznik skrajnego pesymizmu, poeta wszech­władnych namiętności (porównaj egzal­towany byronizm polski), potrafił być uosobieniem rozsądku, uroczego cyniz­mu, pogodnego humoru i frantowskiego kpiarstwa. „Żona byłaby dla mnie ratunkiem. Jestem przekonany, że, jak do tej pory, żony moich znajomych nie bardzo wyszły mi na zdrowie. Katarzy­na jest piękna, ale młodziutka i, jak mi się zdaje, głupiutka. Nie znam jej jednak na tyle, by wypowiedzieć o tym swe zdanie, zresztą nie znoszę esprit w spódnicy. Jest rzeczą wielce praw­dopodobną, że nie będzie mnie kochała, jak też i to, że ja jej nie będę kochał. Nie ma to jednak znaczenia z punktu widzenia mego systemu i w ogóle sys­temu współczesnego. Interes, jeśli do interesu dojdzie, zostanie prawdopodobnie zawarty między papą a mną. Będzie mogła robić, co zechce. W sto­sunku do kobiet jestem dobroduszny i uległy, a jeśli się nie zakocham w niej, czemu postaram się zapobiec, będziemy bardzo dobraną parą” (s. 463). „Ale kochanka również przysparza kłopotu – to znaczy jedna, bo gdy się ma dwie albo więcej, można je między sobą po­kłócić i dać sobie w ten sposób radę” (s. 425). Te uwagi pozwalają w nowym świetle spojrzeć na uniesienia roman­tycznej miłości. Jakże nieszczęśliwie na takim tle wygląda nasz platoniczny byronista Słowacki. A oto źródło sław­nego „kawału” o pobożnym krakowia­ninie na Plantach. Prześwietny portret swojej weneckiej kochanki, Margarity Cogni, kończy Byron następującym opi­sem: „Zapomniałem wspomnieć o tym, że była bardzo nabożna i zawsze się żegnała, kiedy usłyszała dzwon na Anioł Pański – czasami w takich chwilach, kiedy ta ceremonia nie wydawała się szczególnie harmonizować z tym, coś­my w danej chwili robili” (s. 230-231).

Najzabawniejszym wszakże nieporo­zumieniem polskich byronistów była ambicja zasymilowania Byrona dla potrzeb poezji posłanniczej. Byron pisze dla wszystkich możliwych powodów: z nudy, z obrzydzenia, z rozpaczy, dla żartu i nigdy nie podejrzewa w tym cienia jakiegokolwiek posłannictwa. To by mu nigdy nie przyszło na myśl. „Gifford – pisze o jedynym cenionym przez siebie krytyku – zbyt mądrym jest człowiekiem, by mniemać, że takie rzeczy jakikolwiek poważny skutek mieć mogą; kogóż to kiedykolwiek odmienił poemat?” (s. 311). W liście do swego wydawcy, Johna Murraya, ujął rzecz Byron jeszcze bardziej jedno­znacznie: „A więc Pan i Pan Foscolo chcecie, bym się podjął czegoś, co na­zywacie wielkim dziełem? Przypusz­czam, że Warn chodzi o poemat epicki albo jakąś piramidę w tym rodzaju. Niczego podobnego nie będę próbował, nienawidzę wypracowań na zadany te­mat. I to jeszcze «siedem czy osiem lat»! Daj nam Boże wszystkim być zdrowym za trzy miesiące od dziś dnia, nie mówiąc o latach. Gdyby człowiek nie mógł swoich lat zużywać lepiej niż na wypocanie poezji, to lepiej by się zabrał do kopania rowów” (s. 207). Li­teratura to dla Byrona jedynie margi­nes życia, jakaś niezużyta inaczej reszta energii, jakiś luksus wreszcie, a w żad­nym razie jakaś sprawa najważniejsza, dla której warto byłoby czegokolwiek się wyrzekać czy z którą należałoby wiązać jakiekolwiek rachuby. „Nie cier­pię sonetów Petrarki do tego stopnia, że nie zamieniłbym się z nim na­wet za cenę zdobycia jego Laury, czego ten filozofujący, płaczliwy, zdziecinniały głupiec nie potrafił do­konać” (s. 462). Nie pamiętam, czy Jan Parandowski ustosunkował się do tej opinii o swoim ulubionym poecie.

Jak się rzekło, uważam Listy i pamiętniki Byrona za jedno z najdonioślejszych wydarzeń literackich ostatnie go czasu. W powodzi wszelkiej możliwej bzdury dzięki Byronowi, Juliuszowi Żuławskiemu, świetnym tłumaczom i Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu można szukać ratunku w lekturze pięknej prozy prawdziwego człowieka i prawdziwego pisarza.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content