copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
DEBIUT PISARZA
Henryk Jachimowski, Jaszczury, Warszawa 1966
W społeczeństwach o wysokiej kulturze „robienie literatury” jest zjawiskiem dosyć powszechnym. W Anglii i we Francji publikuje się tysiące powieści rocznie. Należy przypuszczać, że pisze się ich kilkakrotnie więcej. Chodzi w tym wszystkim o coś w rodzaju hobby. Może także o większy splendor pogrzebu. W mowach pogrzebowych i nekrologach przyjaciele mogą powołać się oprócz wszystkich zasług także na zasługi literackie zmarłego. Poza najbliższymi z obowiązku zajmują się taką literaturą statystycy i bibliografowie. Sytuacja taka jest najzupełniej normalna i właściwa. U nas samo zjawisko jest zaledwie w stadium narodzin i świadczyłoby ono jak najlepiej o wzrastającym poziomie ogólnej kultury, gdyby nie wchodziły tu w grę pewne okoliczności głęboko niepokojące. Na takie hobby mało kto może sobie u nas pozwolić. Hobby przestaje być hobby, gdy się je chce traktować i zawodowo, i użytkowo. Gdy to, co powinno być hobby, zamienia się w narzędzie zażartej walki o społeczny i moralny status pisarza, zjawisko nabiera cech obrzydliwego procederu. Niedoszli hobbyści, a rzeczywiście hochsztaplerzy literaccy, już są w stanie odbierać naszemu życiu literackiemu cechy autentyczności. Co będzie dalej, lepiej nie myśleć.
Ratunkiem przed plagą hochsztaplerstwa literackiego byłaby powszechna społecznie zdolność rozpoznawcza rzeczywistych wartości literackich. Niestety, ogólny poziom kultury nie jest u nas jeszcze tak wysoki, żeby można było paraliżować hochsztaplerstwo. Cóż tu mówić o wszystkich innych, skoro nawet krytycy, a więc bądź co bądź rzeczoznawcy, wyraźnie zawodzą. Czy ich rzeczoznawstwo jest wątpliwe, czy ich zawodowa moralność szwankuje, jednaka rozpacz. Jest już aż do tego stopnia źle, że hochsztaplerzy literaccy znajdują poparcie krytyków, a co gorsze, zdarza się także, że hochsztaplerstwo właśnie przypisuje się tym, którzy mają cokolwiek wspólnego z prawdziwą literaturą. I nie jest to żadna komedia pomyłek, w tym wszystkim jest coś złowrogiego. Złowrogi jest rozmiar dezorientacji, której się doświadcza lub którą się propaguje.
Prawdziwa dżungla dezorientacji pleni się na terenie piśmiennictwa młodych lub w ogóle nowych autorów. Iluż hochsztaplerów literackich uwiło tu sobie wygodne gniazda? Jak zdominowani są ci nieliczni, którzy cokolwiek literacko znaczą? Nawet bardzo inteligentni i uczciwi krytycy podsuwają wszystkim (!) młodym autorom wielkie cele literatury, nie zniżając się do podstawowych pytań, którzy z tych młodych mają jakiekolwiek szansę, żeby dążyć chociażby do najskromniejszych jej celów. Nie tak dawno wybitny młody krytyk omawiał z całkowitą dezaprobatą całokształt dorobku niezwykle płodnego młodego autora i swoją dezaprobatę motywował jedynie tym, że nic z wielkich ambicji literatury u niego nie dostrzega. Nie zainteresował go podstawowy fakt, że ten autor nie jest w ogóle pisarzem i wielkie ambicje literatury stałyby się w jego realizacji jeszcze czymś potworniejszym niż to, co wyniknęło z jego braku jakichkolwiek ambicji. Byle jaki debiut wyzwala dziś rozważania o posłannictwie literatury i nic dziwnego, że w cieniu takich rozważań bezpieczny azyl znajduje najczęściej debiutujący literacki hochsztapler.
Debiut prozatorski Henryka Jachimowskiego Jaszczury padł już ofiarą nieprzytomnego ataku w imię intelektualno-artystycznego maksymalizmu ambicji literackich. Przygodny recenzent nie raczył zauważyć, że wśród powodzi absolutnie nijakich lub byle jakich debiutów jest to akurat debiut kogoś autentycznie literacko uzdolnionego, kogoś z wyobraźnią artystyczną, z wyczuciem słowa, z wrażliwością literacką i czysto ludzką, z doświadczeniem społecznym wreszcie, o jakim nawiedzony intelektualnie recenzent nie ma zielonego pojęcia. Jest absolutnie pewne, że Henryk Jachimowski nie ma w literaturze do objawienia tego, co objawiał na przykład Dostojewski, ale jak może komukolwiek przyjść do głowy, żeby tego akurat od niego oczekiwać. Czy jednak rzeczywiście nie mówi się w Jaszczurach tak zupełnie niczego, co by nie było błahe?
Jak grzyby po deszczu rodzą się ostatnio najrozmaitsze utwory literackie o ludziach, którzy wyłącznie z najwznioślejszych pobudek społeczno-moralnych wybierają nieefektowną, ale szlachetną pracę w małych miasteczkach i zacofanych wsiach. Nie kwestionuję szlachetności tych pobudek, ale większość tych utworów na odległość trąci fałszem i nieautentycznością. U Jachimowskiego sam autentyzm literackiego przekazu ludzkiego doświadczenia jest czymś, co budzi sympatię i zaufanie. Wierzy się i w lokalizację społeczną tego doświadczenia, i w jego ogólniejszy wymiar. Czyż ucisk, jaki ludzie tępi i bez wyobraźni wywierają czynnie lub biernie na ludzi inteligentnych i z wyobraźnią, nie jest powszechnym i bardzo doniosłym doświadczeniem? W narratorze tytułowych Jaszczurów widzę najprawdziwszego potomka Piętakowego Jasia Kunefała. Myślę nawet, że Jachimowski całkiem świadomie chciał złożyć w Jaszczurach hołd autorowi Ucieczki z miejsc ukochanych i Plamy. Może właśnie dlatego narrator Jaszczurów został nazwany Jasiem? Nie oznacza to zresztą żadnej wtórności literackiej wobec Piętaka. Jachimowski pisze całkiem po swojemu. Przynajmniej w tytułowych Jaszczurach. Elementy pewnej wtórności literackiej wykryć można wyraźniej w trzech krótkich opowiadaniach zbiorku (Gołębie, Mucha, Ksiądz przyjdzie). To są utwory dosyć banalne literacko, ale przecież także nie do zdyskwalifikowania. Prościutka i bezpretensjonalna wersja Złotego lisa w opowiadaniu Gołębie ma przecież sporo wdzięku. Początkującego pisarza takie opowiadanko wcale nie kompromituje. Nie kompromituje go także opowiadanko Mucha, w którym jest jakaś naiwna albo może żartobliwa parafraza Kafkowskiego motywu obcości i wrogości świata. To są niewątpliwie tylko próby literackie, ale nawet po skromnych próbach można poznać, z kim się ma do czynienia. Autentyczne uzdolnienia literackie (rzadkość nawet u zawodowych literatów) są przecież rozpoznawalne nawet w pierwocinach literackich.
Tytułowej mikropowieści nie potrzeba już rozpatrywać w kategoriach pierwocin literackich. Nie ma tu nic z prymitywizmu i nieporadności. Świeżość i atrakcyjność tej prozy polega nie na przenikaniu się empirii i sfery wyobraźni, lecz na tym, że jedna i druga jest jakby wypreparowana, pozbawiona wszystkiego, co nieistotne. Podobnie jak doświadczenia rzeczywiste redukuje autor do ich podstawowej społecznej czy psychologicznej treści, tak samo świat wyobraźni sprowadza do jego najistotniejszych sensów. Stąd wynika lapidarność tej prozy i jej podstępna prostota, którą jedynie ktoś bez literackiego słuchu utożsami z ubóstwem literackim. Jachimowski operuje skąpym, ale bezbłędnym słowem i ma świetne wyczucie konieczności użytych słów. Umie wykorzystać przemilczenie, umie nadać sens półsłówkom, banalnym odżywkom, wytartym zwrotom potocznego języka. Znam sporo rozbudowanych utworów literackich, które o stosunkach między młodym a podstarzałą nie mówią wiele więcej niż to, co ten napiętnowany debiutant zawarł w króciutkim bezgłośnym dialogu myśli, w zapisie jednego momentu milczenia.
„– Niech pan idzie – powiedziała.
«Czego pani chce?»
«Kiep!»
«Zdzira!»
«Niebrzydka jednak, niech pan patrzy!»
« Właśnie patrzę!»
«No to co?»
«Ach, ty Jaszczurko!»
«No to co?»
«Przychodzę tu do pani na obiady!»
– W tej chwili panu podaję, panie Jaciu, w tej chwili…” (s. 74-75).
Oczywiście, można to zastąpić rozbudowaną fabułą albo, żeby było nowocześnie, całym filozoficznym esejem, z którego jednak nie wyniknie nic innego niż to, że młodzi bez konieczności albo bez wyrachowania nie przepadają za kobietami nie pierwszej młodości. Pewien debiutant doczekał się za taki intelektualny wynik porównań ni mniej ni więcej, tylko z Tomaszem Mannem. Jachimowski stroni świadomie od intelektualnej fuszerki. „Piłem herbatę i patrzyłem w dno szklanki, latały po nim fusy, ale nie próbowałem o nich myśleć, jak to robią bohaterowie niektórych książek, przypominały mi się właśnie te książki i ci młodzi niby zagubieni, niby mądrzy” (s. 49). Narrator Jaszczurów nie jest wewnętrznie pusty, więc nie potrzebuje maskować pustki politurą pseudointelektualną.
Dramat człowieka wrażliwego i z wyobraźnią, który cierpi wśród ludzi bez wrażliwości i wyobraźni, znalazł w Jaszczurach drastyczny wyraz literacki. Drastyczność Jaszczurów przypomina drastyczność Plamy, w obydwu wypadkach nie jest to jednak drastyczność dla pustego efektu. Wyobraźnia wrażliwych jest dziś oswojona z drastycznością. „Kiedy indziej znowu stałem przywiązany do słupa i miałem być zarżnięty. Chełpek ostrzył narzędzia, Jaszczur kopał dół, zaraz przy mnie” (s. 108).
Jachimowski równie dobrze czuje prawdę kogoś wrażliwego i z wyobraźnią, jak widzi z zewnątrz ludzi bez wrażliwości i wyobraźni. Postać kierownika wiejskiej szkoły, Chełpka, jest świetnym studium społeczno-charakterologicznym, chociaż nie można – rzecz jasna – rozważać tej postaci według kryteriów tzw. typowości. W stosunku do kreacji literackich jest to przecież kryterium najzupełniej bałamutne. Chełpek jest wiarygodnym monstrum tępoty, które jest w stanie zamienić w koszmar dni i noce wrażliwych ludzi.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy