Demonizm przewrotny, Twórczość 10/1968

copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski

 

DEMONIZM PRZEWROTNY

Jarosław Iwaszkiewicz, O psach, kotach i diabłach. Opowiadania, Warszawa 1968

Cztery opowiadania Iwaszkiewicza – napisane w latach 1957-1967 – znalazły się w zbiorze O psach, kotach i diabłach nie według porządku chro­nologicznego. Nie wiem, co zadecydowało o tym zakłóceniu chronologii. Być może najwłaściwsze w konkretnym przypadku brzmienie tytułu zbioru? Być może fakt, że od napisanego najwcześniej Wzlotu nie wypadało zaczynać zbioru, w którym – nawet w tytule – wyeksponowane są motywy we Wzlocie nie występujące? Czy jednak na pewno nie występujące? Wzlot wmontowany w środek zbioru nowych opowiadań zaraził się jak gdyby od nich i został przeniknięty ich tonacją a może i znaczeniami, chociaż ta to­nacja i znaczenia pojawiły się u Iwaszkiewicza w kilka lat po napisaniu Wzlotu. Jeśli nowość nowych opowiadań nazwać demonizmem przewrotnym, to coś z tego demonizmu przylgnęło do Wzlotu i czyta się to opowiadanie zupełnie inaczej w nowym kontekście niż jako utwór autonomiczny. Dziś prawie dziwią wszystkie odniesienia tego opowiadania do Upadku Camusa, a przecież one były decydujące i dla genezy literackiej, i dla sensu tego utworu.

Polemiczne w stosunku do Camusa aluzje Wzlotu zwietrzały i odkryły się samoswoje, Iwaszkiewiczowskie i na wskroś polskie, jego treści. Nawet de­dykacja (nowa) jest jedynie jak gdyby podziękowaniem za inspirację i jej przypomnieniem, ponieważ mimo aluzji w tytule i w jednym z motywów można by przy lekturze Wzlotu o Camusie wcale nie pamiętać. Forma mo­nologu przy wódce tak już spowszedniała w polskiej (prozie i stała się w niej tak naturalna, że się nawet nie chce myśleć, iż zrodziła ją lektura Upadku. Od samego początku jednak nie było w niej nic z naśladownictwa. Wyparo­wał z niej od razu francuski intelektualizm i jego miejsce zajęła relacja empiryczna, do której wszystkie intelektualne klucze przestają pasować. Intelektualne klucze pasują do empirii, w której wykryć można kształty uformowane przez kulturę. Empiria, która regułom kultury nie podlega, wy­myka się także spod kompetencji intelektu. Iwaszkiewicz we Wzlocie nie polemizuje z Camusem, ponieważ „dzika puszcza” nie ma nic wspólnego z ogrodem francuskim. W Upadku sprawdza Camus ideę Boga w człowieku. We Wzlocie mogłoby chodzić o ideę diabła wcielonego. Jak wszystkie diabły słowiańskie, byłby to diabeł niewinny i bezradny w ludzkim piekle. Byłby to diabeł, w którym dopiero ludzie wyzwalają zło. Może wiec Wzlot znalazł się na właściwym miejscu wśród demonicznych opowiadań Iwaszkiewicza?

Trzy pozostałe opowiadania zbioru są demoniczne z założenia i literackiej premedytacji. Jest to demonizm zupełnie inny od tego, który pojawiał się od czasu do czasu w dawniejszym pisarstwie Iwaszkiewicza. W Matce Joannie od Aniołów na przykład demonizm – mimo znamiennego dla Iwaszkiewi­cza pomieszania diabelstwa z anielstwem czy na odwrót – był naprawdę złowrogi i rodziły go ciemne sfery duszy ludzkiej. Demonizm nowych opo­wiadań jest ironiczny lub – może lepiej powiedzieć – oswojony, z demo­nami jest się tu za pan brat, nie ma w nich żadnej tajemnicy, ponieważ są to demony ludzkiego doświadczenia. Diabły Iwaszkiewicza – żeby przejść do właściwszego nazwania – są zmęczone, zaharowane na śmierć, uginające się pod ciężarem usług dla człowieka, który zamienił im rolę inspiratorów na rolę wykonawców, a to się przytrafiało najczęściej diabłom, które miały nieszczęście dostać się w słowiańskie ręce. Żadnej inspiracji nie potrzeba tym, którzy robią nie to, co chcą, lecz to, co muszą. Gdy konieczność rządzi doświadczeniem, inspiracje anielskie nie różnią się od szatańskich, jedne i drugie prowadzą do tego samego, a właściwie ,jedne i drugie są niepotrzeb­ne. Dlatego diabły słowiańskie są tak różne od diabłów germańskich i Iwaszkiewicz jest tego tak świadomy, jak mało kto. Demony nasze własne prze­ciwstawia przecież demonom Goethego i Tomasza Manna i opowiada się po strome naszych, zna bowiem ich niewinność i poczciwość i nie brak mu wyrozumienia dla ich nieszczęsnej i niezasłużonej doli. Bo to już nawet wiedzieć na pewno nie można, diabły to czy anioły?

Jak rozstrzygnąć, kto jest kim w Opowiadaniu z psem? Najchętniej wi­działbym w nim opowiadanie z podwójnym autoportretem. Narrator (auto­portret realistyczny) trafił w widziadle sennym do kogoś identycznego z sobą, chociaż tak tajemniczego (autoportret demoniczny). Cała różnica między nimi, że pierwszy tylko na chwilę wyzwolił się od ludzkiego piekła, od którego ten drugi jest jakby wyzwolony na stałe. Autoportret realistyczny został wykonany na tle ludzkiego piekła, w tle autoportretu demonicznego nic piekielnego nie ma. Domostwo przypominające stodołę lub świronek mogłoby nawet być rozumiane jako aluzja do czegoś wręcz przeciwnego niż piekło. Nasuwające się pytania i wątpliwości powinien by jednoznacznie rozstrzygnąć pies z sennego widziadła, ponieważ jest to ponad wszelką wątpliwość pies diabelski. Kiedyż to jednak diabeł kusi do odpoczynku, nie do złych działań? I kiedyż diabeł pada ofiarą, odniósłszy zwycięstwo? I w do­datku w diabelskiego psa z sennego widziadła przemienił się rzeczywisty i zwyczajny pies, który już chyba sam jeden nie mnoży piekielnych udręk narratora. Odwrócone zostały w opowiadaniu Iwaszkiewicza funkcje, role i znaczenia, wszystko stało się dwuznaczne, nie wiadomo, kto jest kim, i nie wiadomo, co czemu służy. Pomieszały się nawet najprostsze słowa, bo „smutno” może znaczyć „pełno”, chociaż zwykło znaczyć „pusto”.

To wiąże się zresztą z najgłębszą przewrotnością tego opowiadania, po­nieważ demonizm został w nim skojarzony z nasyceniem, a zwykle – także u samego Iwaszkiewicza – potrzebę demonów radziło poczucie pustki i nie­nasycenia. Jeśli przyjąć, że w Opowiadaniu z psem jest także coś z żartu, to byłby to między innymi żart z papieża demonologów – Goethego. Jeśliby chciało się to opowiadanie nazwać groteską faustyczną, nie byłoby to pozba­wione sensu. Elementy groteski są do wykrycia w opowiadaniach Iwaszkie­wicza tak wyraźnie po raz pierwszy. Czystą groteską jest zwłaszcza Opowia­danie z kotem, w którym ukryte aluzje mitologiczne współtworzą coś w ro­dzaju piekielnego pejzażu. Elementów groteskowych nie brak także w opo­wiadaniu Kościół w Skaryszewie, chociaż jest to opowiadanie z wszystkich czterech nowych utworów najbardziej Iwaszkiewiczowskie i najsilniej zwią­zane z wcześniejszym pisarstwem Iwaszkiewicza, przede wszystkim z Matką Joanną od Aniołów. W tym opowiadaniu rzuca się właśnie w oczy to, co nazwałem przewrotnym demonizmem nowych opowiadań Iwaszkiewicza.

W Matce Joannie od Aniołów demonizm był – oczywiście nie w sensie naiwnej wiary – czymś na wskroś poważnym, ponieważ Iwaszkiewicz wi­dział realny grunt, na którym mogą się rodzić demony. Ten grunt to psy­chologia i wszystkie jej najciemniejsze dziedziny. Diabły Matki Joanny mi­mo średniowiecznej konwencjonalności były prawdziwymi diabłami jej duszy – cóż bardziej obrazowo niż demony może wyrazić jej prawdę? – i prawdziwe także były duchowe diabły księdza Suryna. W twórczości ostat­nich lat kilkunastu Iwaszkiewicz uprościł psychologię i ograniczył jej dzie­dziny. Chciałoby się nawet powiedzieć, że zlikwidował duchowe gniazda diabelskie. Dusze ludzkie – i te proste, i te skomplikowane – są u dzisiej­szego Iwaszkiewicza jak na dłoni, wszystko jest w nich odkryte albo odkry­wa się przy pierwszej lepszej okazji. Dzisiejszy Iwaszkiewicz nie widzi w człowieku nic tajemniczego. Diabły nie rodzą się w ludziach, ludzi można jednak w diabły przemienić, stawiając ich w diabelskich okolicznościach. Tak jak bohatera Wzlotu. Tak jak księdza Konrada z opowiadania Kościół w Skaryszewie. Sami w sobie nie mają oni nic diabelskiego, są poczciwi do szpiku kości. Prostolinijna dobroć księdza Konrada nie ma nic z tej dwuznaczności czy raczej wieloznaczności, która kryła się za szlachetnością księdza Suryna. W kimś takim, jak ksiądz Suryn, było miejsce na tysiąc diabłów. W ewangelicznej duszyczce księdza Konrada – zdawałoby się – nie może się zrodzić nawet najmniejszy diabełek, a tymczasem wystarczyło jednej diabelskiej okoliczności, i ksiądz Konrad gotów jest działać i działa bardziej po diabelsku niż oszalały z wielkich namiętności ksiądz Suryn.

Kościół w Skaryszewie dopiero jest naprawdę celnym strzałem w Camusa, ponieważ jest to strzał z własnej broni i z własnego bastionu Iwaszkiewicza. Nie ma dobroci tak bezwzględnej i tak niewątpliwej, żeby nie można było jej użyć w szatański sposób i dla szatańskich celów – oto główny sens tego opowiadania. Nic tak pewnie nie prowadzi do zguby, jak chęć zbawiania. Istnieje bowiem obowiązek zbawiania siebie, nie istnieje możliwość zbawiania innych. Bohater Wzlotu tylko deklaratywnie stwierdza, że w sprawie dziewczyny na moście sekwańskim z Upadku nie było nic do zrobienia. Motywy tej deklaracji ujawnia Kościół w Skaryszewie, chociaż jest to opowiadanie tak wolne od bezpośredniego filozofowania i tak po Iwaszkiewiczowsku prościutkie.

U Iwaszkiewicza zawsze jednak bywa tak, że im większa prostota, tym więcej podstępów. Prostota Kościoła w Skaryszewie jest niemal doskonała, ale i podstępów w tym opowiadaniu bodaj więcej niż kiedykolwiek u tego pisarza. Na pewno nie mniej niż w Matce Joannie od Aniołów. Te dwa tak różne w formie opowiadania pozostają ze sobą w najściślejszych relacjach i trudno dziś myśleć o jednym z nich, nie pamiętając o drugim. Kto wie, czy nie należałoby opublikować ich łącznie. Poza wszystkim łączy je jeszcze ran­ga pisarskich dokonań w tak różnych okresach twórczych Iwaszkiewicza.

Henryk Bereza

 

książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy

Skip to content