copyright © „Twórczość” & Grzegorz Robakowski
DODATEK
Swojej wyważonej recenzji Prozy z importu dał Lech Budrecki tytuł Kilkadziesiąt interpretacji. Tekst recenzji rozpoczął od wyliczenia wielu nazwisk twórców prozy światowej, którym poświęcam uwagę. I w tytule, i w początku eleganckiej wypowiedzi krytycznej
Budreckiego pobrzemiewają dwie wątpliwości, jeśli nie wprost dwie pretensje, co do mojej książki. Że mianowicie brak w niej syntetycznego spojrzenia na zjawiska prozy światowej, że, zajmując się tak różnymi twórcami tak bardzo różnych literatur, nie można działać w pełni kompetentnie.
Fachowcem od całej prozy światowej rzeczywiście być nie można, nie przyszłoby mi to nigdy na myśl, żeby do czegoś takiego pretendować. Niemożliwa jest także – w moim przekonaniu – jakakolwiek odpowiedzialna synteza indywidualna tego, co się w prozie na świecie dokonuje. Moją ambicją i w Doświadczeniach (1967), i w Prozie z importu (1979) jest coś o wiele skromniejszego: zaledwie orientacja w tym, co się w niej dzieje, zaledwie w miarę uzasadniona świadomość, że dzieje się w niej wiele i nie tak, jak się działo od bardzo dawna.
Bez przeczytania i opisania w różnym trybie (nie zawsze publicznie) dobrych kilku setek bardziej znanych twórców prozy na świecie skazałbym się na orientację i świadomość kulturalnego czytelnika, który czyta wyłącznie dla czytelniczych satysfakcji i satysfakcji tych nie poddaje systematycznej intelektualnej kontroli. Ośmielam się twierdzić, że moje satysfakcje czytelnicze są kontrolowane, porządkowane i podporządkowywane kształtowaniu świadomości literackiej kogoś, kto odważa się osądzać pisarzy i działa nie na swój prywatny użytek, lecz na użytek publiczny.
Nie mógłbym czuć się tak odpowiedzialny, jak się czuję w osądach prozy polskiej, gdybym nie orientował się, jak się orientuję, w tym, co piszczy w literackiej trawie na świecie.
Znaczy to między innymi, że prozę polską widzę w ścisłym powiązaniu z prozą na świecie. Jest to poniekąd oczywistość, ale chyba nie dla wszystkich, jeśli się zastanowić nad niektórymi praktykami krytycznymi. Pierwszy podpisuję się pod tezą, że fenomen literatury jest nieskończenie i pod każdym względem zróżnicowany wewnętrznie, nie jest jednak tak, żeby literaturę można było dzielić na części bez żadnego ze sobą związku, jak to robią ci, którzy zachwycają się u jednych pisarzy akurat tym, za co innych odsądzają od czci i wiary, dla których wszystko w literaturze istnieje oddzielnie.
Taka kompletna oddzielność rzeczy literackich nie jest lepsza od ich totalnej unifikacji, co jest również prawdziwym nieszczęściem dzisiejszej refleksji nad literaturą.
W rzeczywistości wszechzróżnicowaniu rzeczy literackich towarzyszy ich wszechpodobieństwo, czyli, innymi słowy, istnieje wszechwiązek zjawisk literackich.
W swoich „kilkudziesięciu interpretacjach” o prawie wszechzwiązku zjawisk literackich nigdy nie zapominam, to właśnie umożliwia mi budowanie rozległej sieci analogii między zjawiskami prozy na świecie, analogia jest tą kategorią, która góruje zdecydowanie nad kategorią wpływów i zależności, ona likwiduje wieloźródłowość zjawisk analogicznych.
Wpływy i zależności bezspornie istnieją, zwłaszcza wielkie indywidualności pisarskie (Dostojewskiego, Czechowa, Joyce’a, Faulknera, Borgesa) wywierają ogromny wpływ na tysiące pisarzy na świecie, analogia może jednak być od wpływów niezależna, zjawiska analogiczne mogą wynikać z wpływów całkowicie różnych, wspólnymi wpływami nie wytłumaczy się, dlaczego istnieje zbieżność między prozą Bulatovicia i prozą Marqueza (nie pod względem jakości zresztą), polski nurt chłopski nie jest zależny od szwedzkiej szkoły proletariackiej, a pod wieloma względami istnieje między nimi analogia, która mogłaby skłonić do refleksji nad tym, co może sprzyjać rozwojowi literatury.
Widzenie wszystkiego oddzielnie skazuje na dezorientację i bezradność, totalna unifikacja intelektualna fenomenu literatury podsuwa złudę generalnych rozpoznań, które niczego nie rozpoznają, świadomość wszechzwiazku wszechzróżnicowanych zjawisk literackich umożliwia jaką taką orientację w nie skończonym labiryncie literatury świata, pozwala na rozsądne śledzenie wpływów i zależności, jeśli istnieją, pozwala na odnajdywanie analogii pomiędzy zjawiskami, które powstają niezależnie, pozwala na zbieranie przesłanek do wysuwania hipotezy, że bieg rzeczy literackich podlega wspólnym prawidłowościom, które można obserwować i ujawniać.
Właściwa mi ostrożność powoduje, że swoich obserwacji na temat zbieżności w prozie światowej, którą jestem w stanie ogarnąć, nie wykładam wprost, lecz wpisuję je w „kilkadziesiąt interpretacji” Prozy z importu. Także w tej wymuszonej przez okoliczność wypowiedzi nie potrafię się zdobyć na ujawnienie wszystkich swoich przypuszczeń i domysłów. Chcę jedynie zasygnalizować w mej, że istnieje uchwytna zbieżność pomiędzy głównymi dążeniami prozy na świecie a tym wszystkim, co się dzieje w prozie polskiej.
W uwagach o prozie polskiej ostatnich lat („Twórczość” 1979 nr 11) wyodrębniam dwie główne dążności: dążność do prozy artystycznej bez fikcji i dążność do fikcji ufikcyjnionej. W odniesieniu do prozy światowej te – prowizoryczne przecież – nazwy nie są wystarczające, zwłaszcza pierwsza.
Dążność do prozy artystycznej bez fikcji jest szczególnym (szczególnie skrajnym) przejawem tendencji o wiele ogólniejszej, którą – również prowizorycznie – dałoby się może nazwać tendencją do narracji prozatorskiej maksymalnie uprawomocnionej poznawczo. Tą nazwą objąć już można wielość najrozmaitszych przejawów zerwania z beztroską poznawczą tak zwanej narracji wszechwiedzącej.
Konsekwencją tego zerwania jest zarówno zdecydowana przewaga form narracji podmiotowej w jej najrozmaitszych kształtach (narracje autobiograficzne, narracje autotematyczne, narracje z punktu widzenia postaci, monologi wewnętrzne, strumienie świadomości), jak i wszystkie próby zrygoryzowania poznawczego form narracji przedmiotowej (starsze i nowsze przejawy behawioryzmu, techniki narracji filmowej i magnetofonowej, zasada autentyzmu językowego, kolaże i montaże struktur językowych, filozofia charakteru, możliwości i ograniczeń poznania przedmiotowego).
Wyliczone i nie wyliczone przejawy zerwania z beztroską poznawczą występują w całej prozie na świecie, szczególnie wszechstronnie prezentuje je dawniejsza i nowsza dwudziestowieczna proza austriacka, która jest zjawiskiem pierwszoplanowym w całej prozie dzisiejszego świata, promieniując bardzo silnie zwłaszcza na niektóre części niemieckiego obszaru językowego.
Wszystko, o czym tu się mówi, jest do wykrycia w zalążku lub w pełnym rozwinięciu nie tylko u geniuszów austriackiej prozy (Kafka, Musil, Broch, Gütersloh, Doderer), lecz także u tych pisarzy, którzy działali i działają w cieniu geniuszów (Ingeborg Bachmann, Thomas Bemhard, Peter Handke). Jedni i drudzy wyciągnęli i wyciągają nadal wnioski z doświadczeń Prousta, Joyce’a, Faulknera, ukonsekwentniając Joyce’a (zwłaszcza Broch), proklamując nową filozofię poznania przedmiotowego w powieści (Gütersloh, Doderer), sugerując niemożliwość takiego poznania (Bachmann, Handke), odchodząc od powieści do filozofiezno-literackiego eseju (Bernhard w swoich ostatnich utworach) lub filozoficznej faktografii powieściowej (Handke, Wolfgang Georg Fischer).
Dążność do fikcji ufikcyjnionej nie ominęła literatury austriackiej (Herbert Rosendorfer, w pewnym sensie Gütersloh) pod tym względem jednak pierwszeństwo należy się pisarzom latynoamerykańskim, dla których filozoficznym prawodawcą stał się Borges. Nie kłócąc się z nikim o literacką wartość twórczości Borgesa, trzeba uznać jego szczególną filozoficzną inspirację nie tylko wobec pisarzy latynoamerykańskich, lecz także wobec prozy polskiej.
Jest on rzeczywistym odkrywcą nowej pod względem filozoficznym kosmologii, jest to kosmologia, w której można dostrzec literackie konsekwencje teorii względności Einsteina. Borges jest więc tym kimś, kim ogłosił się Durrell, co niektórych naszych intelektualistów doprowadziło do ekscytacji, że wreszcie wielkość literacka w sam raz do czytania do poduszki.
Rzeczywiście nową kosmologię literacką – każdy swoją – stworzyli Broch, Gütersloh, Doderer, w ich kosmologiach istnieją jeszcze nawiązania do starego realizmu, Borges buduje filozoficzne podstawy nowoczesnej kosmologii fantastycznej, której świetną realizację artystyczną wolno widzieć w Stu latach samotności Marqueza. W teoriach i analizach prozy latynoamerykańskiej mówi się bez końca i do znudzenia o tak zwanym realizmie magicznym, jest to termin z piekła rodem w jeszcze większym stopniu niż termin „mały realizm”, obydwa nawet świętego mogłyby doprowadzić do wściekłości. Gdybym uznał ich jakąkolwiek sensowność, wprowadziłbym natychmiast termin „realizm kołtuński”, dałoby się nim ogarnąć nieskończoność prozy epigońskiej dwudziestego wieku na świecie.
Fikcja ufikcyjniona, czyli rezultat wyzwolenia wyobraźni z okowów naiwnego mimetyzmu, ośmiesza pseudonaukowość (pseudonaukowe komentatorstwo) prozy dziewiętnastowiecznego realizmu, który oddał się w pacht naukom i filozofiom swojego czasu i chciał żyć z nimi w doskonałej symbiozie. Nauki i filozofie dziewiętnastego wieku zestarzały się nadmiernie, świadomość uzurpacji poznawczych, których się dopuściły, jest dosyć powszechna, przeciwko tym uzurpacjom właśnie skierowane są wszystkie dążności do uprawomocnienia poznawczego narracji prozatorskiej, nie są z nimi sprzeczne dążności pozornie przeciwstawne, dążności do restytucji sił poznawczych wyobraźni, także wyobraźni fantastycznej, która królowała w dawnych kulturach i dawnych literaturach. Dążności do takiej restytucji zawdzięczają swoją karierę literatury latynoamerykańskie, choć jest to po trosze kariera przypadkowa. Źródła fantastyki kosmologicznej tkwią wszędzie, we wszystkich kulturach rozwiniętych i pierwotnych, Grass, Bulatović i Drzeżdżon nie potrzebują odwoływać się do inspiracji Borgesa, choć Bulatović nawet to robi, Herbert Rosendorfer odwołuje się do naszego Jana Potockiego, ktoś inny będzie mógł się odwołać do Bóg wie czego, ponieważ ze złóż kosmologii fantastycznej zbudowana jest cała kultura ludzkości.
Realizm dziewiętnastowieczny jest także fantastyką, która udawała co innego, rezygnując lekką ręką z owoców poznania przez wyobraźnię, która w sztuce, a może i nie tylko w sztuce, jest narzędziem poznania najbardziej wypróbowanym.
Co z tych i z wielu jeszcze innych dążności prozy na świecie wyniknie lub nie wyniknie, tego nie wiem. Moją wyobraźnię krytyczna pobudza w literaturze wyłącznie to, co się w niej dzieje, nie zaś to, co się dziać ma. Gdybym wiedział lub przeczuwał, co się dziać powinno, zająłbym się układaniem literackiego dekalogu. Nic takiego mi nie grozi.
Nawet tylko jaka taka orientacja, co się w literaturze dzieje, jest zadaniem ponad ludzkie siły. Obcowanie z literaturą jak wszystko, co człowiek robi, utwierdza jedynie w przekonaniu, że człowiek nie może więcej, niż może, przy bezwzględnej nieprzekraczalności swoich ograniczeń.
Henryk Bereza
książki Henryka Berezy / teksty Henryka Berezy / epistoły Henryka Berezy / o Henryku Berezie napisali / galeria zdjęć Henryka Berezy